„Zagrani na śmierć” to drastyczny obraz z życia głównych bohaterów drugiej fali polskiego rocka. Wrażliwych, ale i skrajnie egoistycznych, zdolnych, ale niszczących swój talent narkotykami i życiem na krawędzi. Których doprowadziło ono do śmierci. To nie jest historia lekka i sentymentalna. Na prawdę szokuje i daje do myślenia.
Od kolejnej fali polskiego rocka która wezbrała na przełomie lat 80. i 90. mija już 30 lat. Jej apogeum miało miejsce w drugiej połowie lat 90., gdy, inaczej niż dekadę wcześniej, istniał już rynek muzyczny z kasetami, płytami, koncertami, licznymi klubami. Muzyka i sprzęt do jej grania, studia nagraniowe i koncerty wielkich gwiazd stały się znacznie dostępniejsze. W książce Tomasz Lady „Zagrani na śmierć. Mroczne ścieżki polskiego undergroundu” możemy poznać trzech bohaterów tego czasu Rołta, Skandala i Sadka. Napisana w konwencji wywiadu, a właściwie wielogłosu złożonego z relacji i świadectw składanych przez bezpośrednich świadków i bohaterów ówczesnych wydarzeń. Jest świetnym dopełnieniem autobiograficzngo „Kryzysu w Babilonie” o Robercie Brylewskim, książek o Kulcie, autobiografii Tomasza Budzyńskiego, czy historii Trójmiejskiej Apteki autorstwa także Tomasza Lady.
Dzięki autorowi i zebranym przez niego relacjom poznajemy od wewnątrz, od strony bardzo osobistej i prywatnej trzy postacie. Każdy kto interesował się wtedy muzyką i rockowym grajdołkiem musi je znać, kojarzyć zespoły, płyty i nagrania w których brali udział. Pierwszym jest Janusz Rołt – jakby to banalnie nie brzmiało rzeczywiście legendarny perkusista, doceniany za życia, znany z kilku ważnych płyt. „Historii podwodnej” i „Piosenek” Lecha Janerki, pierwszych singlowych nagrań Armii i słynnej czarnej płyty Brygady Kryzys. Chyba najciekawszej i do dziś znakomicie brzmiącej płyty polskiego rocka jaką nagrano w latach 80. W książce poznajemy m.in. bardzo ciekawe kulisy z nagrań tego materiału dokonanych w jeszcze ciekawszych okolicznościach w pierwszych miesiącach stanu wojennego. Dowiadujemy się np. że Rołt słuchał w czasie nagrań koncertowej „Agharty” Milesa Davisa z Alem Fosterem za perkusją.
Przychodzi napisać to z trudem, ale Rołt nie skorzystał z szansy jaką dało mu życie i zatracił się w polskiej heroinie popełniając samobójstwo w 1990 roku. To najciekawsza historia opisana przez Ladę, bo i tak mimo tragicznego finału wydaje się, że najbardziej pozytywna.
Kolejnym bohaterem książki jest Dariusz Hajn „Skandal” słynny pierwszy wokalista Dezertera. Wokalista to za dużo powiedziane, ale lider pierwszego najbardziej znanego składu zespołu. Słychać go na pierwszych singlowych nagraniach zespołu wydanych w połowie lat 80. oraz podziemnych wydaniach ze słynnego koncertu w Jarocinie z 1984 r. Chłopak z rozbitej rodziny, oddany przez matkę do domu dziecka, wychowany wśród warszawskich gitowców całe życie działający w „trybie przetrwania”, miał stać się głosem pokolenia piętnującym złe społeczeństwo. Wystawiającym „dwóję z punkrocka”. Przyznaję szczerze już dawno mnie to nie przekonuje, a gdy czytam jego historię w „Zagranych na śmierć” czuję autentyczne zażenowanie. Skandal od punkowego buntownika przeszedł w ciągu kilku krótkich lat drogę do bycia dilerem LSD które zwoził do stolicy z Berlina i organizatora pierwszych imprez techno w kraju z początku lat 90. On też traci wszystko co posiada i umiera prawdopodobnie z przedawkowania. Ciekawe są też kulisy rozpadu pierwszego składu Dezertera. Również zastanawiające i pozostawiające niesmak, szczególnie w zestawieniu z przesłaniem tekstów z jakich znana jest ta kapela.
No i ostatni bohater Robert Sadowski. Rzeczywiście wspaniały muzyk i gitarzysta znany głównie z pierwszych trzech płyt Houka i kapitalnego projektu Kobong. Choć nie skończył szkoły muzycznej był rzeczywiście bardzo utalentowanym gitarzystą z wielką wyobraźnią i ogniem w palcach, znakomicie podrabiającym styl Hendrixa. Słychać to zresztą na pierwszych nagraniach Houka. Tu również życie wdzierają się narkotyki, coraz więcej, coraz brutalnej niszcząc jego życie i uderzając również w rodzinę. Dowiadujemy się także wielu szczegółów o okolicznościach rozpadu pierwszego, oryginalnego składu Houka. Dla nie pamietających historii, była to kapela, która w Polsce wyprzedziła modę na tzw. grunge już od 1989 roku sięgając do tradycyjnych brzmień z przełomu lat 60. i 70. Miała wielką szansę na karierę na zachodzie, grając znakomite koncerty. Jak wynika z książki Dariusz Malejonek „Maleo”, który dołączył do składu jako wokalista przywłaszczył sobie nazwę zespołu i jego spuściznę. Przyznaję, że w obliczu buńczucznych deklaracji wykrzykiwanych w tekstach piosenek o tym, że najważniejsze w życiu są „nie pieniądze i złoto, ale to co jest w sercu” kulisy walki o kasę i nieczystych zagrywek wobec kolegów, rzucają ciekawe światło i na tę tragiczną historię. Maleo zresztą nie udzielił wypowiedzi autorowi książki, by wyjaśnić mu to i owo.
Rockowi bohaterowie odarci z zasłony prywatności jawią się czytelnikowi jako ludzie z bardzo wieloma wadami, słabościami, gdzie obrazu dopełnia mrok uzależniania od twardych i niebezpiecznych używek. Kreowani na „rockowych Mesjaszy” są niestety trochę śmieszni. Ale to to dotyka dzisiaj wielu tego rodzaju postaci: aktorów, celebrytów nie tylko ze świta artystycznego, ale i sportu.
Jest jeszcze inna strona ich karier. Część płyt wspomnianych wyżej wydanych jeszcze w czasach cenzury ukazywała się (nawet w formie ocenzurowanej) na rynku. Choć był to jeszcze PRL, owe wydawnictwa pojawiały się w sklepach, studia nagraniowe jakoś to rejestrowały, odbywały się koncerty w klubach studenckich, organizowano festiwal w Jarocinie. Gazety afiliowane przy partyjnych organizacjach młodzieżowych jak Razem, Sztandar Młodych Zielony Sztandar, Na Przełaj drukowały im plakaty, publikowały tekst. Nie często, ale jednak miało to miejsce. Gdy jednocześnie mamy świadomość, że do 1989 roku wielu pisarzy nie mogło w kraju publikować książek, pewne jest, że muzyka rockowa była wentylem bezpieczeństwa i inwestycją w przyszłość.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/608559-naprawde-mroczne-oblicze-polskiego-rocka