Najczęściej komentowanym ostatnio filmem na świecie jest dzieło „Nie patrz w górę” w reżyserii Adama McKaya z gwiazdorską obsadą Leonarda DiCaprio, Jannifer Lawrence, Cate Blanchett i Meryl Streep. Obraz opowiada o przygodach astrofizyka i jego asystentki, którzy odkryli zmierzającą ku Ziemi kometę i próbują ostrzec ludzkość przed zbliżającą się katastrofą.
Kometa jako symbol
Część recenzentów, zwłaszcza w Ameryce, dopatrzyła się w tym obrazie karykaturalnego przedstawienia Donalda Trumpa i jego ekipy. Filmowa prezydent jest republikanką i pali papierosy, mianuje szefem swojego gabinetu własnego syna, a w jej otoczeniu pełno jest mężczyzn noszących czerwone krawaty. Główna lokatorka Białego Domu lekceważy zupełnie śmiertelne zagrożenie z kosmosu, tak jak Trump zlekceważył niebezpieczeństwo pandemii. Dla niektórych komentatorów kometa jest bowiem symbolem Covida, zaś film opowieścią o reakcji ludzi na koronawirusa.
Inni recenzenci widzą z kolei w zagrożeniu niesionym przez kometę alegorię zmian klimatycznych, które przybliżają zagładę życia na Ziemi. Ich zdaniem zakolczykowana asystentka astrofizyka, wykrzykująca w programie telewizyjnym, że wszyscy zginiemy, to filmowy odpowiednik Grety Thunberg, jednej z niewielu, która zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i ma odwagę o tym głośno mówić.
Innym okiem na dzieło spojrzał z kolei Jan Wójcik, założyciel portalu euroislam.pl, który napisał, że równie dobrze pod filmowe zagrożenie można byłoby podstawić masową imigrację. Reakcja na to zjawisko świata polityki, biznesu, kultury masowej czy mediów społecznościowych jest dokładnie taka sama jak w filmie, jakbyśmy skopiowali mechanizmy postępowania.
Satyra na cywilizację Zachodu
Można więc powiedzieć, że obraz McKaya ma wymiar uniwersalny, pokazując, jak współczesny świat reaguje na kryzysy. Owszem, film przedstawia w krzywym zwierciadle obóz republikanów w USA, ale nie tylko. To satyra na Amerykę, a właściwie na całą cywilizację Zachodu, która straciła zdolność odpowiedzi na rzeczywiste zagrożenia.
Jest w tym krytyka infantylnej kultury masowej, która koncertami rockowymi mobilizuje słuchaczy przeciw pędzącej ku Ziemi komecie, co ma taki sam skutek, jak powstrzymywanie terrorystów przed dokonywaniem zamachów za pomocą rysunków malowanych kredkami na chodnikach.
Jest też krytyka mediów społecznościowych, które każdy poważny problem potrafią wydrwić za pomocą memów i przykryć taką masą sprzecznych komentarzy i fake newsów, że przeciętny odbiorca traci orientację w tym szumie informacyjnym.
Nie zabrakło również krytyki wielkiego biznesu, pojawiającego się w filmie pod postacią miliardera, w którym widzowie bez trudu rozpoznają rysy Elona Muska. Ma on jednak również pewne cechy Billa Gatesa, tak samo często występującego publicznie w sweterku, wygłaszającego spokojnym głosem swoje tezy niczym prawdy objawione i obrażającego się, gdy ktoś nazywa go biznesmenem. On jest bowiem kimś więcej: dobroczyńcą ludzkości, kimś w rodzaju mesjasza. Choć z drugiej strony wiemy, że zamierza wykorzystać kryzys, czyli zbliżającą kometę, do zrobienia interesu i pomnożenia majątku – oczywiście pod szczytnymi hasłami pracy dla dobra ludzkości.
Świat bez Boga
Okazuje się jednak, że ludzkość nie jest w stanie uratować planety i dochodzi do zagłady. Główni bohaterowie filmu, gdy w oczy zagląda im widmo nieuchronnej śmierci, chcą się pomodlić, jednak okazuje się, że nikt z nich nie zna żadnej modlitwy. Tylko jeden młody człowiek ma mgliste wspomnienia z dzieciństwa, gdy babcia uczyła go pacierza.
Jest to więc świat bez Boga, bez zasady go jednoczącej – skazany na zginięcie nie tyle z powodu niebezpieczeństwa z zewnątrz, ile z powodu implozji duchowej, moralnej i umysłowej, która czyni go bezbronnym wobec realnych zagrożeń.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/580693-nie-patrz-w-gore-satyra-na-swiat-zachodu