Po roku życia w Polsce, miałem udział w wydarzeniu, które mogę określić jako moją „inicjację” w polską kulturę.
Mówię o koncercie zespołu rockowego Armia, który odbył się w piątkowy wieczór w warszawskim klubie Riviera Remont. Armia zagrała całą swoją płytę „Legenda” z 1991 roku, która niedawno została uznana przez Teraz Rock za najlepszą polską płytę rockową ostatnich 30 lat.
Rzeczywiście, jest w tym zespole coś arcypolskiego, czego ja, jako Chorwat wciąż nie potrafię precyzyjnie określić. Fakt, że wymyka się to mojej definicji, nie oznacza, że nie mogę tego poczuć i o tym myśleć. Czy nie tak właśnie kiedyś Joseph Ratzinger opisał zjawisko tajemniczości?
Język kultury rockowej jest uniwersalny, ale staje się naprawdę interesujący dopiero wtedy, gdy ktoś łączy tę uniwersalność z własną, lokalną lub indywidualną, historią. I właśnie to udało się Armii na albumie „Legenda”, który właśnie z tego powodu jest arcydziełem. Zanotowana na nim wrażliwość jest autentycznie polska, ale może funkcjonować wszędzie tam, gdzie są otwarte serca i uszy.
Podobnie jak brzmienie tej płyty, które, jak wielu zauważyło, jest niezwykle oryginalne i nieporównywalne z niczym, co grano wówczas w Polsce, ale i na zachodzie.
Poszukiwanie duchowe, które słyszymy w słowach Tomasza Budzyńskiego, jest również autentycznie polskie i jest całkiem jasne, że musiało się zakończyć ono w Jezusie Chrystusie, bez którego, jak powiedział św. Jan Paweł II „nie da się zrozumieć dziejów Polski”.
„Światło! Prowadź mnie!” śpiewa Budzyński w piosence Przebłysk. Kiedyś musiał tłumaczyć zdziwionym punkom, kim jest Ten, który świeci tym światłem, przez co często był atakowany. Tego wieczoru w wypełnionej po brzegi Rivierze Remont nie trzeba było niczego tłumaczyć, bo wszystko było jasne.
Jeśli ktokolwiek oczekiwał jedynie zimnej reprodukcji materiału sprzed 30 lat, to bardzo się pomylił.
Armia to wciąż zespół, który potrafi ożywić ducha i brzmienie swojego arcydzieła i przekazać go słuchaczom. Budzy w zespole zgromadził ludzi, którzy rozumieją i szanują tego ducha, a wśród nich jest i jego syn Stanisław Budzyński na gitarze, o którym już wiadomo, że ma talent muzyczny i charyzmę sceniczną dorównującą ojcu.
Legenda wciąż żyje, Światło wciąż świeci i jest wielu, którzy go szukają i chcą Jego przewodnictwa.
Takie było pierwsze przesłanie tego naprawdę wyjątkowego koncertu.
Drugie jest takie, że przed Armią wciąż są wielkie rzeczy.
Jeśli chodzi o mnie, Chorwata w Polsce, tego wieczoru zdałem sobie sprawę, że pokochałem dźwięki północnych wiatrów, które wieją w Legendzie, a które do niedawna mnie przerażały, a czasem nawet zasmucały.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/573083-koncert-armii-czyli-jak-pokochalem-dzwieki-wiatrow-polnocy