W Teatrze Narodowym w Warszawie odbyła się premiera filmu „Śmierć Zygielbojma” Ryszarda Brylskiego. Autorami scenariusza są Ryszard Brylski i Wojciech Lepianka. Zdjęcia zrealizował Piotr Śliskowski. Muzykę skomponował Jan A. P. Kaczmarek. Producentem filmu jest Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych, a jego powstanie wsparły Polski Instytut Sztuki Filmowej i Polska Fundacja Narodowa.
Film opowiada o losach polityka, członka Rady Narodowej RP w Londynie, który w maju 1943 roku popełnił samobójstwo w proteście przeciw bezczynności aliantów wobec Holocaustu. Dzieło zrealizowane zostało w dwóch wersjach językowych - polskiej i angielskiej.
Niestety, premiera nie obyła się bez skandalu. Podczas przemowy przed seansem reżyser Ryszard Brylski zarzucił Polskiej Fundacji Narodowej - współproducentowi filmu - że opatrzyła film na swojej stronie internetowej „kłamliwymi treściami, które w nim nie istnieją”. Jego zdaniem, film został zdegradowany do kategorii „kina rządowej propagandy”.
Tuż przed wejściem na ekrany film „Śmierć Zygielbojma” został na stronie Polskiej Fundacji Narodowej, która współfinansowała jego produkcję, opatrzony kłamliwymi treściami, które w nim nie istnieją. Są one podszyte wyjątkową nonszalancją w traktowaniu historii i chęcią manipulowania prawdą. W żadnej ze scen, które za chwilę obejrzymy, nie znajdą państwo ignorujących historię stwierdzeń ani sugestii, że „w Holokauście ginęli Polacy”, a tym bardziej, cytuję: że „żaden czynny udział Polaków w zagładzie Żydów nie był możliwy”. Te zagadnienia nie są w ogóle w naszym filmie poruszane
— powiedział podczas premiery Ryszard Brylski.
Zgadzam się w pełni z oburzonymi tym wpisem historykami, którzy uważają, że wykorzystywanie najwyższej ofiary, jaką złożył Zygielbojm, do takich politycznych manipulacji to niegodziwość
— wskazał reżyser.
Jak dodał, próby upolitycznienia filmu miał dopuścić się również - obecny na sali - wicepremier Piotr Gliński.
W końcowych napisach znajdą państwo informację brzmiącą: „Pomysł filmu: Piotr Gliński”. Wpis taki pojawił się ostatnio w pokazowych kopiach i chciałbym zaznaczyć, że jest on dla mnie zaskakujący i niezrozumiały. To prawda, że biografia Szmula Zygielbojma znalazła się w puli tematów historycznych Ministerstwa Kultury i między innymi dzięki temu mogliśmy film zrealizować
— powiedział Brylski.
W sumie - ciąg dalszy tego samego. Polskie kino wciąż jest na wojnie z państwem polskim. Reżyserzy i aktorzy, na wezwanie kilku liderów środowiska i kilku mediów, pracowicie szukają argumentów i zarzutów, które pozwoliłyby zepsuć każdą premierę, każdą uroczystość, każdy festiwal. Ma być głośno, politycznie, ostro. Nawet wówczas, gdy państwo polskie dokłada starań, by pomóc, gdy wydaje niemałe pieniądze, gdy pozwala na pełną swobodę twórczą. Kij zawsze się znajdzie. Często jest to gruby kij, bo przecież po taki sięgnął reżyser Brylski w czasie premiery „Śmierci Zygielbojma”, uderzając personalnie w obecnego na sali wicepremiera i ministra kultury Piotra Glińskiego, polityka, który o kulturę, w tym świat filmu, naprawdę dba.
To więcej niż frustrujące. Czy obóz rządzący nie powinien dać sobie spokój z próbami nawiązania choćby minimalnego dialogu, współpracy? Czy nadal powinien szukać jakiegoś modelu koegzystencji ze skrajnie lewicowym głównym nurtem świata artystycznego? Czy nadal powinien tak bardzo się starać? Czy to ma sens? Czy wrzask, który podniósłby się w razie zmiany modelu wzajemnych relacji byłby ceną wyższą niż to, co dzieje się obecnie? Odpowiedzi nie są jednoznaczne (tak, wrzask, opatrzony zarzutem „cenzury”, także międzynarodowy, mógłby okazać się dla Polski - tak mocno już atakowanej - bardzo dotkliwy i kosztowny), ale te pytania wracają nie bez przyczyny, i będą wracały.
Z drugiej strony te wszystkie miny i monologi niewiele zmieniają w sferze politycznej. To są rytuały strony opozycyjnej, które polepszają jej samopoczucie, ale jednocześnie w pewien sposób zamykają ją w symbolicznym i mentalnym getcie, utrudniając właściwą pracę polityczną, stanowiącą klucz do władzy. Kolejne happeningi wzmacniają linie podziałów, które - przynajmniej średniookresowo - służą IV RP.
Jedno w tej sprawie jest naprawdę smutne. Otóż reżyser Brylski powiedział nam w zasadzie jedno: nie chcę, by powstało wrażenie, że przykładam rękę do obrony dobrego imienia Polski. Jeśli mój film wpisze się w działania broniące polskiego punktu widzenia na II wojnę światową i Holocaust (punktu prawdziwego), to będzie to dla mnie tragedia i klęska. Wysłał dokładnie taki przekaz. I ten komunikat trzeba przyjąć: z tymi ludźmi prawdy nie obronimy. Nawet jeśli przez 9/10 wspólnej pracy wydaje się, że zmierzamy w tym samym kierunku, to na końcu, choćby na premierze, okaże się, że jednak nie, że cele są inne, i czeka nas jakaś „niespodzianka”. Zawsze finalnie pojawią się jakieś toksyny. Trzeba szukać innych dróg.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/572644-niestety-polskie-kino-wciaz-na-wojnie-z-panstwem-polskim