„Wojciech Smarzowski nakręcił film o Polakach dziś i Polakach z czasów wojny. Udała mu się niesłychana rzecz – przedstawił nas wszystkich bardziej pogardliwie niż reżyserzy filmowi Josepha Goebbelsa”. Jakub Augustyn Maciejewski omawia na łamach nowego wydania tygodnika „Sieci” najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego – „Wesele”.
Nawet lewicowi krytycy nie mają odwagi jednoznacznie pochwalić „Wesela” jako dobrego filmu. Piszą, że jest „ważny”, „odważny” i „ostry”, ale nikt nie stwierdzi, że nowy film Smarzowskiego to udane dzieło. Trudno, żeby docenić walory artystyczne – obraz z 2021 r. czerpie zbyt wiele wątków z „Wesela” z 2004 r. Zdemoralizowani, prymitywni Polacy […], wszędzie seks, zdrady małżeńskie, pijani w sztok goście, przekleństwa. Jeden wyjątek – Tomasz Raczek, krytyk filmowy, stwierdził, że Smarzowski stworzył dzieło na miarę… Stanisława Wyspiańskiego
— czytamy.
Autor podkreśla:
Tymczasem problem z kuriozalnością tego filmu jest inny. Ten obraz jest do bólu zakłamany, skrajnie nierealistyczny, a wszystkie te fałsze i łgarstwa historyczne są kinową wersją książek Jana Tomasza Grossa, Jana Grabowskiego i Barbary Engelking. Twórcy nowego „Wesela” jakby w paranoicznym amoku chcieli umieścić w 130-minutowym obrazie wszystkie najbardziej niewiarygodne tezy tych autorów, którzy już zasłynęli z nierzetelności, a nawet fałszowania źródeł historycznych. Nic tam się nie klei historycznie, a sceny przypisujące Polakom prymitywizm, antysemityzm, złodziejstwo, prostytuowanie się, rasizm, zachłanność, prostactwo są łopatologiczne, jednoznaczne, bez cienia niuansowania.
Publicysta przybliża również fabułę:
Film opowiada o współczesnym weselu, organizowanym przez ojca panny młodej, w którym nic się nie uda, wszystko popsuje polska, ubabrana w historycznym gnoju przeszłość […]. Na pierwszy plan wysuwa się dziadek panny młodej, w mundurze weterana, który przypomina sobie wojenne sceny.
Maciejewski zauważa, że film to…
skrajnie przerysowany obraz przedwojennego społeczeństwa. W wersji Smarzowskiego Polacy nie myślą o niczym innym, jak tylko o zrobieniu pogromu na Żydach. Gdy przychodzą Niemcy, to zaledwie pomagają w ustaleniu szczegółów organizacji zbrodni. Obrazu Niemców w „Weselu” nie powstydziliby się w Ministerstwie Propagandy III Rzeszy. U Smarzowskiego to ludzie kulturalni, porządni, trzymają się na uboczu. W roku 2021 – zostali wciągnięci w aferę ojca panny młodej, są ofiarami prymitywnego polactwa. W roku 1941 – jedynie nadzorują naradę Polaków nad mordowaniem Żydów […]. Smarzowski jest wiernym uczniem Grossa – chce pokazać, że to odwieczny i immanentny antysemityzm Polaków doprowadził do Holokaustu, a Niemcy jedynie na to pozwalali. To samo powtarzają Grabowski i Engelking, a ich prymusem chce być reżyser „Wesela”.
Według Maciejewskiego obrazy filmu są mocne, napastliwe, jednoznaczne i zakłamane.
Być może na kogoś podziałają, być może kogoś przekonają. Odpowiedzią na ten zakłamany obraz nie może być jednak inne kłamstwo ani cukierkowa historia o idealnych Polakach – nie pusta złość, nie wulgarna krytyka, nie toporne wyjaśnienia Sumlińskiego. Zwłaszcza że Smarzowski wykonał po prostu propagandowego produkcyjniaka, tyle że nie zrobił tego pod niemieckim przymusem, ale z gorliwością, którą włożył w charaktery swoich bohaterów. Nienawiść to jednak szalenie smutna przypadłość. Nam przynajmniej łatwiej teraz zrozumieć hasło Polskiego Podziemia kolportowane w okupowanych przez Niemców miastach: „Tylko świnie siedzą w kinie”.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 18 października br., także w formie e-wydania na http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/570985-sieci-wesele-czyli-ekranizacja-grossa-i-grabowskiego