Biskup Robert Barron ostro skrytykował piosenkę „Imagine” Johna Lennona, wykonaną podczas ceremonii otwarcia Igrzysk olimpijskich w Tokio.
Ta piosenka, którą wielu postrzega jako hołd dla humanizmu i szlachetnych dążeń do pokoju oraz braterstwa ludzi, często jest wykonywana właśnie przy takich okazjach. Stało się tak również podczas otwarcia Igrzysk olimpijskich w Londynie w 2012 r. czy podczas zamknięcia Igrzysk w Atlancie w 1996 r. Histroia zna także inne wydarzenia, które w ten sposób chcą zamanifestować przesłanie humanistycznej wiary w lepszą przyszłość człowieczeństa.
Tymczasem, w tytule tekstu biskupa, opublikowanego w The New York Post, piosenka ta została opisana jest jako „hymn totalitaryzmu”. Sam Barron nie używa w tekście takich słów, ale wszystko, co o niej pisze, pośrednio potwierdza tę tezę.
Barron nie jest pierwszym, który skrytykował hit Lennona. Wielu innych przed nim też zauważyło sprzeczności w tekście piosenki. Przede wszystkim jej infantylny idealizm, który jest nie tylko naiwny, ale po prostu zbyt powierzchowny, by go można było zaakceptować.
Mówię o wizji świata, w którym nie ma rozróżnienia między dobrem a złem, w którym własność przedstawiana jest jako przyczyna ludzkiego nieszczęścia, a religia jako przyczyna wszelkich konfliktów. Lennonowa wizja była wielokrotnie krytykowana i to nie tylko w kręgach religijnych.
Piosenka, o której nawet Elvis Costelo, wielki fan The Beatles, powiedział, że była jednym z gorszych momentów w twórczości Lennona, stała się jednak najpopularniejszą piosenką w jego solowej karierze.
Powstała w 1971 roku, kiedy ruch hippisowski już chwiał się w swojej „walce o pokój”, ale nadal był komercyjnie opłacalny. Można powiedzieć, że piosenka zapowiedziała swoimi ideami wszystkie absurdy, które naznaczyły dużą część mainstreamowej kultury popularnej w kolejnych dziesięcioleciach.
Weźmy choćby tę powierzchowną emocjonalność, która stała się ideą, mającą prowadzić społeczeństwo do lepszej przyszłości.
Kiedy islamscy terroryści strzelali do tłumu na koncercie rockowym w Paryżu w 2015 roku, Zachód nie zareagował przemyśleniem swojej polityki antyterrorystycznej ani stosunku do idei wielokulturowości. Nie, zachód odpowiedział wykonaniem „Imagine” na miejscu śmierci 89 osób. Zamiast szczerej refleksji oddano hołd pustej emocjonalności - typowej dla współczesnej popkultury.
Podobnie ma się rzecz z hipokryzją dotyczącą podejścia do spraw materialnych. „Świat bez majątku” w „Imagine” zaproponował artysta, który w tym czasie posiadał majątek o wartości kilku milionów funtów. W wierszu opisał świat bez polityki, jednocześnie wspierając komunizm w swoich publicznych wystąpieniach. W następnych dziesięcioleciach świat kultury popularnej zapełnił się multimiliarderami zaniepokojonymi światową biedą.
Takie zachowanie stało się już powszechnym modelem na scenie muzycznej. Jest to model, który w jednym momencie został nową strategią muzycznych i innych korporacji i w którym „walka o sprawiedliwość” stała się częścią marketingu, aby przyciągnąć nowych konsumentów. Pisała o tym również lewicowa aktywistka Naomi Klein w swojej książce „No logo”.
Świat bez Boga, bez poczucia dobra i zła, bez granic i bez tożsamości narodowej, kulturowej, a nawet biologicznej, świat ukołysany powierzchowną emocjonalnością i fałszywą wielokulturowością…
Wszystko to mówi nam, że tytuł artykułu Barrona w amerykańskim The New York Post był naprawdę trafny. Jeśli istnieje piosenka, która mogłaby być hołdem dla miękkiego totalitaryzmu, który rodzi się na naszych oczach w społeczeństwach zachodnich, to właśnie „Imagine” Johna Lennona.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/560758-imagine-lennona-zapowiedziala-absurdy-popkultury-xxi-wieku