Jestem Chorwatem, urodziłem się i wychowałem w Bośni i Hercegowinie.
To północna część niegdyś byłej republiki federalnej Jugosławii, a dziś niepodległego państwa. Region ten to Bosanska Posavina i leży wzdłuż naturalnej granicy z Chorwacją, którą tworzy rzeka Sava. Zamieszkiwała go liczna chorwacka populacja, która czuła się związana ze swoją ojczyzną. Było wśród nich silne poczucie przynależności do chorwackiej tożsamości narodowej.
CZYTAJ TAKŻE Wstrzymana kanonizacja kardynała Stepinaca
Burzliwa historia tamtejszej ludności wprowadziła różne podziały w rodzinie. Na przykład mój ojciec należał do partii komunistycznej, ale część naszej rodziny patrzyła na to z żalem i brakiem zgody.
Zakazana książka
Pewnego dnia, około 1971 roku, podczas Chorwackiej wiosny, narodowego ruchu chorwackiego, szwagier mojego ojca, a mój wujek, przywiózł do naszego domu zakazaną książkę.
Była to książka o Alojzym Stepinacu, arcybiskupie Zagrzebia, którego jugosłowiański dyktator Tito wtrącił do więzienia po tym, jak mu się sprzeciwił.
Kilka dni wcześniej komuniści uwięzili księdza, u którego znaleziono podobną książkę. Był to czas, kiedy byli szczególnie wrażliwi na wszelkie chorwackie idee. Tata pokłócił się z wujkiem i wyrzucił go z domu. Pojednanie trwało lata.
Pozwalam sobie na osobisty ton, bo książka o której piszę, a jest to „Balkan Express” (Wydawnictwo Ośrodek Myśli Polityczne, Kraków, 2020 r.) polsko-serbskiej dziennikarki i publicystki Dominiki Ćosić - ma dużo właśnie takiego klimatu, szczególnie kiedy autorka przypominia sobie szczegóły z dzieciństwa w Belgradzie. Co więcej, ten osobisty ton, który tu dominuje, jest dokładnie tym, co czyni ją wyjątkową.
Trudne historie
Rozumiem te wspomnienia z dzieciństwa, które opisuje na początku książki, a nawet trudne rodzinne historie (babcia była zaciekłą komunistką, a ojciec nienawidził partii, która zabrała mu matkę i dzieciństwo). Wielu z nas, którzy urodzili się w SFRJ, miało podobne przeżycia. Dlatego też pozwołiłem sobie na opis epizod z życia mojej rodziny.
Książka jest zbiorem relacji z podróży po różnych częściach byłego państwa komunistycznego na Bałkanach, do których Ćosić, która po okresie wczesnego dzieciństwa w Serbii wychowała się w Krakowie, trafiała w latach 1997-2019, a więc nawet w odstępie 22 lat. Serbia, Macedonia, Bośnia i Hercegowina, Chorwacja, Czarnogóra… to państwa, które Ćosić odwiedzała podczas swoich podróży i rejestrowała precyzyjnym okiem obrazy tamtejszego życia.
Daleko jej jednak do klasycznego dziennika podróżniczego, w którym autorka podróżuje po egzotycznych miejscach i podziwia je z pewnego emocjonalnego i psychologicznego dystansu. Dlaczego? Bo Ćosić traktuje odwiedzane przez siebie tereny jako własne, bo czuje się tam jak obywatel Jugosławii, państwa, które rozpadło się we krwi i którego szczątki teraz odwiedza. Innymi słowy, rozumie powojenną traumę napotkanych tam osób, bo ona też ją przynajmniej w pewnym stopniu przeżyła.
Klasyczna nostalgia
Jestem, jak już napisałem, Chorwatem, który nigdy nie czuł się Jugosłowianinem, ani nigdy nie był zbyt zainteresowany Jugosławią (w Bosanskiej Posavinie wszyscy czuliśmy się Chorwatami, nawet ci, którzy byli w partii). Uważam Jugosławię za komunistyczną dyktaturę utrzymywaną perfidnymi metodami, nie tak oczywistą jak tutaj w Polsce.
Dlatego, muszę być szczery, podszedłem do tej książki ze strachem, bo pomyślałem, że napotkam w niej klasyczną jugosłowiańską nostalgię, którą często obserwowałem i obserwuję w Polsce. Myliłem się. Zamiast tego w książce natknąłem się na realistyczny, wyważony obraz rozpadu komunizmu w wersji Tito i państwa, które stworzył. Obraz który rozumie przyczyny tej dezintegracji.
Powiedziałbym, że są tylko dwa punkty, w których nie zgodziłbym się z Ćosić i jej tezami z książki (właściwie są trzy, a trzecia dotyczy wagi i jakości muzyki Gorana Bregovicia, ale to już kwestia gustu, więc nie będziemy o tym rozmawiać).
Pierwszym jest znak równości między serbskim przywódcą Slobodanem Miloszeviciem a pierwszym prezydentem Chorwacji Franjo Tuđmanem. To porównanie jest całkowicie nietrafione, zarówno ze względu na prowadzoną przez nich politykę, jak i dlatego, że Tuđman miał legitymację demokratyczną, której Miloszević nigdy nie miał (przywódca Serbii wygrał demokratyczne wybory, ale trudno je określić jako normalne).
Zlaicyzowano społeczeństwo
Drugi odnosi się do tezy Ćosić, że jugosłowiańskim komunistom udało się całkowicie zlaicyzować społeczeństwo. Prawdopodobnie odniosła to wrażenie pod wpływem sytuacji w Serbii. W Chorwacji społeczeństwo, poza instytucjami kontrolowanymi przez komunistów, było dalekie od sekularyzacji.
Nawet w pewnym momencie, po upadku Chorwackiej wiosny, Kościół katolicki stał się nosicielem chorwackiej tożsamości narodowej. Odbyło się to poprzez masowe zgromadzenia wiernych, strategię podobną do strategii prymasa Stefana Wyszyńskiego w Polsce. Serbska Cerkiew Prawosławna, jak mi się wydaje, łatwiej poddała się w walce przeciwko komunistom niż Kościół Katolicki w Chorwacji.
Jak powiedziała mi sama Ćosić w rozmowie dla tygodnika „Sieci”, ta książka była dla jej rodzajem terapeutycznego pożegnania ze stanem, który kochała.
„Stałam obok trumny taty i zdałam sobie sprawę, że dla mnie to jest po pierwsze pogrzeb ojca, ale też pogrzeb babci, która zmarła wcześniej, ale nie udało mi się na niego dotrzeć. I po trzecie – pogrzeb Jugosławii, kraju którego więcej nie ma”
— mówiła w rozmowie, wspominając fragment książki z opisem pogrzebu swoich bliskich.
Ten emocjonalny obraz, który opisuje, może nie być tak dramatyczny, jak doświadczenie tych, którzy, mówiąc symbolicznie, przeżyli pogrzeb Jugosławii obserwując czołgi Jugosłowiańskej Armii Ludowej celujące w ich miasta. Mimo to jest wystarczająco emocjonalny, aby udowodnić nam, jak Ćosić mogła napisać książkę, która opisuje konsekwencje rozpadu Jugosławii w rzetelny i uczciwy sposób.
I robi to tak przekonująco, pokazując nam losy zwykłych, małych ludzi, których spotkała podczas swoich podróży, w sposób pełen współczucia, że ja, sceptyczny Chorwat, przeczytałem książkę i przypomniałem sobie, że kiedyś mieszkałem w tym kraju i nagle zechciałem ponownie zobaczyć niektóre jego części.
Beczka prochu
Ta interesująca książka ma kilka wartości, ale myślę, że największa z nich jest właśnie taka. Zamiast „sprzedawać” Polakom mit „egzotycznych Bałkanów” i „pięknej Jugosławii”, co niestety niektórzy czynią, ta książka przedstawia tę część Europy taką, jaką jest naprawdę.
To obraz ciepłych i otwartych ludzi o trudnych życiorysach, wynikających z burzliwej historii kraju, w którym mieszkają.
W czasie, gdy ta bałkańska „beczka prochu”, jak ją niektórzy nazywają, znowu grozi wybuchem (niestabilność w BiH, Czarnogórze i sytuacja w Kosowie), ta książka jest przydatna, ponieważ przybliża te dynamiczne, ale też piękne obszary Polakom, którzy tak lubią podróżować.
I przy tym jest bardziej przekonująca i silniejsza emocjonalnie niż wszystkie analizy „geopolityczne” i „strategiczne” różnych instytutów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/548911-dominika-cosic-o-burzliwym-kraju-cieplych-i-otwartych-ludzi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.