Na HBO GO pojawił się serial „Dolina Łez” o wojnie Jom Kippur, prowadzonej w październiku 1973 r., gdy państwa arabskie pod wodzą Egiptu i Syrii napadły na Izrael. Wygrana po 20 dniach wojna wpisała się w mitologię założycielską Państwa Izrael. Obok wojny sześciodniowej z 1967 r. Jom Kippur jest elementem tożsamości Izraela.
W ostatnich latach dostaliśmy wiele ciekawych produkcji pokazujących pracę izraelskiego wywiadu („The Spy”, „Fauda”, „Tehran”). Nie są to produkcje rewizjonistyczne, ale nie romantyzują też pracy żydowskich służb, jak skądinąd znakomite „Monachium” Spielberga. „Dolina Łez” idzie inną ścieżką. Nic dziwnego. Niektórzy historycy zarzucają dziś, że wywiady izraelski i amerykański zlekceważyły sygnały o możliwym uderzeniu Syryj- czyków i Egipcjan. Zwracają uwagę, że uskrzydleni zwycięstwem w wojnie sześciodniowej Izraelczycy nie wierzyli, że ktoś może chcieć ich zaatakować. Szczególnie w jedno z najważniejszych świąt żydowskich. Izrael wygrał, mobilizując w ciągu trzech dni całe lotnictwo i wsparty bronią od administracji Nixona pokonał po raz kolejny arabską koalicję Syrii, Egiptu i Iraku, liczącą przytłaczającą liczbę 400 tys. żołnierzy. Izrael wygrał nie tylko dzięki pomocy Amerykanów, lecz także wyszkoleniu żołnierzy i duchowi walki. „Dolina Łez” unika jednak tonów patetycznych.
Choć serial mówi o politycznej odpowiedzialności za prowadzenie wojny w gabinecie Goldy Meir, to podobnie jak w kinie wojennym w erze po „Szeregowcu Ryanie”, produkcja skupia się na losie zwykłych żołnierzy na froncie. Jednocześnie „Dolina Łez” wychodzi ponad czystą opowieść o demonach wojny i dotyka kwestii klasowej oraz nawet rasowej. I znów mamy podobieństwo do serialu „The Liberator”. Nie jest to bowiem na siłę wklepywana agenda ideologiczna, ale szczere i potrzebne dotknięcie kwestii podziałów w Izraelu. Na wojnę patrzymy oczami kilku bohaterów, którzy reprezentują różne odłamy izraelskiego społeczeństwa.
Mamy więc francuskiego Żyda – dziennikarza celebrytę – który szuka na froncie syna, rekruta powracającego na plan boju po aresztowaniu w cywilu, mamy oficer armii, która nie chce porzucić pola walki mimo rozkazów dowództwa, a także najciekawsze moim zdaniem postacie – szyfranta wywiadu, który jako jedyny przewidział, że nastąpi zaraz atak, oraz czołgistę reprezentującego izraelski odłam Czarnych Panter. Ten ostatni wątek jest dziś bardzo ciekawy. Do Izraela przybyło 10 lat temu wielu etiopskich Żydów (Felaszowie), którzy zderzyli się z formą dyskryminacji. Mają problemy natury religijnej (duża ich część to chrześcijanie) i socjalnej. Mieszkają w gettach, poziom analfabetyzmu jest u nich wyższy niż u białych Żydów, co uzależnia ich od pomocy socjalnej. Wątek klasowo-rasowy „Doliny Łez” uniwersalizuje wojenną opowieść.
Reżyserem serialu jest Yaron Zilberman, który w 2012 r. nakręcił w USA poruszający dramat „Późny kwartet” z Philipem Seymourem Hoffmanem Katherine Keener i Christopherem Walkenem. Izraelski reżyser dowiódł tym filmem, że jest twórcą empatycznym i potrafi pokazać najlepsze strony ludzkiej natury. Nie inaczej jest w „Dolinie Łez”. Postacie są wyraziste i dobrze skonstruowane. Zilberman radzi też sobie bez oszałamiającego budżetu. Choć widać w plenerowych scenach batalistycznych użycie komputerowych efektów, to już w scenach bitew w tunelach i na małym obszarze dostajemy klaustrofobiczny i realistyczny obraz wojny i łączącego się z nią fanatyzmu, utratą ludzkich zahamo- wań, ale też bohaterstwa i poświęcenia . „Dolina Łez” jest pozbawiona mitologizacji i patosu, których izraelskie produkcje bywają pełne przez budowanie państwowości na syjonizmie. Jest to więc serial pod pewnymi względami unikatowy. Na dodatek zdjęcia do serialu zostały nakręcone w miejscach, w których odbywały się działania wojenne. Poruszający i brutalny obraz wojny.
„Dolina łez” dostępny na HBO GO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/528517-dolina-lez-bez-mitologizacji-o-wojnie-jom-kupur