Nie tylko nominowany do Oscara „Twój Vincent” Doroty Kobieli i Hugh Welchmana dowiódł, że w animacji Polacy są w światowej czo- łówce. Nasi rodacy od lat pracują przy najlepszych animacjach i wytyczają nowe ścieżki w tym filmowym gatunku. Serial „The Liberator” jest tego najlepszym dowodem.
Miał to być tradycyjny serial o 157 Pułku Piechoty, który wyzwalał Europę z nie- mieckiego uścisku. Budżet opowieści opartej na książce Alexa Kershawa wyniósłby grubo ponad 100 mln dol., więc zdecydowano się na przedstawienie historii dzielnych amerykańskich żołnierzy za pomocą animacji. I to jakiej! Za nowatorską i rewolucyjną technologią Trioscope Enhanced Hybrid Animation, która polega na połączeniu CGI z grą aktorów, odpowiada mieszkający od lat w Kalifornii Polak Grzegorz Jonkajtys. Technika zastosowana przez twórców „The Liberator” z jednej strony daje poczucie obcowania ze światem animacji, ale z drugiej zapew- nia realizm pozwalający przenieść się na fronty II wojny światowej w Italii, Francji, Belgii i w końcu w Niemczech.
Nie daje nam „The Liberator” wiele więcej niż klasyczne już seriale wojenne, jak np. „Kompania braci” czy „Pacyfik” od producenckiego duetu Spielberg/Hanks Hanks. Serial Netflixa nie odkrywa też kart mocniej niż „Szeregowiec Ryan”, dzięki któremu moda na kino wojenne została w latach 90. XX w. przywrócona. Ten serial daje nam za to coś, co zostało w ostatnich latach przykryte przez trans- gresyjne i rewizjonistyczne kino wojenne w duchu „Bękartów wojny”.
„The Liberator” przywraca klasyczną opowieść o cnocie męstwa i poświęcenia dla brata na polu bitwy. Czteroodcinkowy serial opowiada o człowieku, który już dawno powinien „dostać” swój film. Felix Sparks (Bradley James) to postać ikoniczna i pasująca do klasycznych hol- lywoodzkich wojennych filmów z lat 50. Przystojny, prawy i odważny – mógłby go zagrać Gregory Peck albo Burt Lancaster. Przejął złożony z wyrzutków pluton rodem z „Parszywej dwunastki”, którego nie opuścił do końca wojny, mimo że odniesione rany pozwalały mu na powrót do USA. W słynnej bitwie w Anzio wykazał się książkowym wręcz heroizmem. Po wojnie ukończył prawo i już w 1952 r. został sędzią Sądu Najwyższego Kolorado. Wrócił do armii na krótko podczas kryzysu kubańskiego w 1962 r.
„The Liberator” jest brawurowo zrobiony batalistycznie, ale ma też w sobie amerykańskiego ducha multikulturalizmu w jego najlepszym wydaniu. Sparks był dowódcą 45th Infantry Division z Oklahoma City. „Oklahomianie” byli złożeni z Indian, Meksykanów, czarnoskórych, ale też Teksańczyków. Choć na południu USA stosowano w tym czasie haniebną segregację rasową powodującą, że czarni i biali żołnierze nie mogli się razem napić piwa, to na placu boju byli braćmi. Jest ten serial politycznie poprawny, ale w tym pozytywnym sensie. Pielęgnuje egalitaryzm klasowy i rasowy, który prze- cież leżał u podstaw Stanów Zjednoczonych Ameryki.
„The Liberator” nie pomija też tego, „oklahomianie” byli oskarżani o zbrodnie wojenne. W trakcie wyzwalania obozu koncentracyjnego w Dachau dokonali samosądu na nieuzbrojonych niemieckich żołnierzach. Próbował ich powstrzymać Sparks. Potem odpowiadał bezpośrednio przed generałem Pattonem, co zostało odpowiednio przyprawione patosem w finałowym odcinku. Co ciekawe w 45th Infantry Division służył Frank Sheeran, znany jako Irlandczyk, którego w filmie Martina Scorsese pod tym tytułem zagrał Robert De Niro. To ten późniejszy mafijny cyngiel w swoich wspomnieniach pisał o samosą- dach dokonywanych przez Amerykanów na niemieckich nazistach.
„The Liberator” to kawał starodawnego, idealnie patetycznego i do bólu amerykańskiego kina wojennego, które jest podane w zdumiewającej animacji, dowodzącej, że można dziś dosłownie ożywić komiks. Jest to jednak przede wszystkim opowieść o braterstwie broni i ofierze, jaką zwykli ludzie ponoszą w wojnach wywołanych w dalekich od pól bitewnych gabinetach. W
Wzruszająca i podnosząca na duchu opowieść, oddająca cześć mniejszościom etnicznym walczącym w II wojnie światowej w mundurach państwa, które w domu ich dyskryminowały. Takie produkcje przywracają ich pamięć, co widać było po premierze „Szyfrów wojny” Johna Woo z 2002 r., po której George W. Bush odznaczył rdzennych Amerykanów medalami honoru.
4,5/6
-„The Liberator” dostepny na Netflix_
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/528516-the-liberator-kino-wojenne-w-starym-stylu