Przez przeklętą plemienność, jaka opanowała nasze życie nie tylko polityczne, od razu zaznaczę, że nie jestem żadnym koronosceptykiem, czy jak tam się zwą nowi płaskoziemcy, kwestionujący istnienie pandemii Covid 19. Przekonywanie, że pandemii nie ma jest szaleństwem i oszołomstwem, coraz groźniejszym zresztą dla bezpieczeństwa państwa.
Czym innym jest nieraz bardzo słuszne kwestionowanie sposobu walki z pandemią rządzących, a czym innym kwestionowanie samego istnienia pandemii. Nie należę akurat do specjalnych krytyków rządowych decyzji w początkowej fazie walki z pandemią, choć dziś widać jak mocno decyzjami większości rządów krajów zachodnich (również kierowanych przez tak „odrębnych” polityków jak Donald Trump i Boris Johnson) rządziła panika. Zrozumiała w tamtym czasie. Dziś jednak wiemy, że nie trzeba jej powtarzać. Wiemy już czym jest Covid 19 i jak kontrolować z nim walkę do czasu wynalezienia szczepionki. Wiemy też, jaka jest społeczna i ekonomiczna cena zamykania całej gospodarki w imię walki z pandemią.
Niestety wygląda na to, że w walce z pandemią wciąż dostajemy nieprzemyślane decyzje, które może dobrze wyglądają na papierze, ale w realnym życiu spowodują zupełnie niepotrzebne straty. W przypadku opisywanej poniżej decyzji będą to straty, przepraszam za patos, dla całego narodu. Na naszych oczach obserwujemy upadek teatrów i kin, które prawdopodobnie nie podniosą się po zakończeniu pandemii. Nie mam na myśli wielkich multipleksów kinowych, które padły ofiarą polityki wielkich dystrybutorów, wycofujących z kin swoje największe hity w obawie przed niską frekwencją. Wielkie korporacje, które obracają miliardami dolarów i tak w jakiś sposób się ze sobą porozumieją.
Co jednak mają zrobić małe kina studyjne, w których widzowie mogą obejrzeć ambitny repertuar, niedostępny w kinie domowym? To przecież te kina zarażały wielu z nas miłością do X Muzy. To tam poznawaliśmy klasykę i patrzyliśmy na świat oczami filmowców nie tylko z Hollywood. Nasze dzieci mogą już tego nie doświadczyć. Piotr Zaremba na Tygodnik.PolsatNews.pl pisze, że restrykcje, które dotykają teatr to cios w narodową kulturę. „Skazanie twórców na wielomiesięczną niepewność to już właściwie coś więcej niż cios. To jej systematyczne dorzynanie. Nie doszukuję się tu premedytacji. Raczej urzędniczego braku wyobraźni. Ale konsekwencje mogą być opłakane”- pisze publicysta. Zgadzam się i dodam, że to samo dotyczy kin studyjnych.
Polacy pokazali, że chcą chodzić do kina nawet w czasie pandemii, o ile pojawi się w nich ciekawy repertuar. Sukcesy frekwencyjne „Pętli” Patryka Vegi i „25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy” Jana Holoubka (oba filmy przekroczyły milion widzów) dowiodły, że ważne dla polskiego widza jest oglądanie filmów w sali kinowej, a nie tylko we własnym fotelu. Ważne jest dla niego wspólne przeżywanie emocji i zatopienie się w klimat niemożliwy do podrobienia nigdzie indziej. Kina studyjne oferują coś więcej niż tylko klimat. To właśnie tam odbywa się edukacja filmowa, a każdy widz ma szansę obejrzeć kino dostępne tylko na festiwalach. Takie miejsca nie są nastawione wyłącznie na zysk. Właściciele takich kin nie mają rezerw finansowych jak wielkie korporacje posiadające kina. To oni pierwsi będą bankrutować, mogąc sprzedać tylko 25% biletów. Przy wprowadzeniu w całym kraju tzw. żółtej strefy, koszmar z pierwszego lockdownu powrócił. Ze zdwojoną siłą, bowiem sukcesy polskich filmów dały kiniarzom nadzieję na „odbicie”. Ostatnie decyzje rządzących brutalnie balon nadziei przebiły.
Naprawdę mam uwierzyć, że łatwiej jest zakazić się koronawirusem na dezynfekowanej sali kinowej, na której trzeba siedzieć w maseczce, niż w zatłoczonym supermarkecie czy galerii handlowej? Mam uwierzyć, że szybciej złapię wirusa w sterylnym teatrze i kinie, niż od dziecka wracającego ze szkoły? To obraza inteligencji i zupełny absurd. Nie znam żadnych danych mówiących, że kino i teatr były ogniskiem zakażeń Covid 19.
Można oczywiście wzruszyć na ten absurd ramionami. Można przejść obok niego bez emocji. Tyle, że że za nim kryje się realny dramat. Zarówno tych, którzy niebawem stracą pracę, jak i tych, którzy zostaną pozbawieni dostępu do ambitnego kina i będą co najwyżej na łasce korporacji, zarządzającymi wielkimi multipleksami i streamingowymi platformami. Wiemy, że im rzeczywiście zależy głównie na zysku. Kultura to nie tylko zysk.
Podpisuję się więc pod każdym apelem o to, by wyjęto kina i teatry spod absurdalnego limitu liczby 25% osób na sali. Mam też nadzieję, że znajdą się fundusze na pomoc kiniarzom, by ci podnieśli się z kryzysu, który w pierwszej kolejności wykończy kulturę. Wiemy czym jest zaś naród bez dostępu do niej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/521384-ta-decyzja-ostatecznie-zabije-kina-i-teatry
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.