Miłość nastolatków i nowotwór? Spokojnie, nie jest to kolejna odsłona kiczowatych potworków w stylu „Gwiazd naszych wina”. Nagrodzony na festiwalu w Wenecji „Babyteeth” (nagroda Mastroianniego za aktorski debiut Toby Wallace’a i nagroda katolickiej SIGNIS za reżyserię), to kawał mądrego i poruszającego kina. Żaden film dotykający tematu śmierci przez raka nie poruszył mnie w takim stopniu, jak australijskie dzieło debiutującej w fabule Shannon Murphy.
Kino o raku jest oddzielnym podgatunkiem filmowym. Niestety wiele w nim jest moralnego i emocjonalnego szantażu. Nie zawsze też wychodzi naśladowanie klasycznych „Czułych słówek” Alberta Brooksa, które wyznaczyły modę na opakowywanie „rakowych historii” słodko-gorzkim klimatem. W „Babyteeth” nie ma ani taniego grania na emocjach, ani wymuszonego humoru przykrywającego dramat umierania.
Znajdziemy tu jednak sporo ironicznego humoru, mimo tego, że jest to opowieść o umierającej nastolatce Annie (Eliza Scanlen), jej rozpadających się emocjonalnie i duchowo rodzicach (Essie Davis i Ben Mendelsohn) oraz Mosesie (Toby Wallace), którego pojawienie się przemeblowuje jeszcze bardziej życie rodziny. Anna jest w trakcie powrotu choroby nowotworowej. Jej apogeum zbiega się z okresem końca liceum. Koleżanki przygotowują się do balu maturalnego. Testują kolejne fryzury i szukają przystojniaków na parkiet. Anna może jedynie zmieniać peruki, zakrywające jej łysą głowę. Cały ból chorującej na śmiertelną chorobę nastolatki jest zamknięty w przeszywającej scenie w szkolnej łazience, gdy jej koleżanka prosi o przymierzenie jej sztucznych włosów. Chce sprawdzić czy w blond włosach będzie dobrze wyglądać na balu. Selfie dla fryzjerki, entuzjazm podlotki, wchodzącej właśnie w dorosłe życie. Anna balu może nawet nie dożyć. Ona może nie dożyć pierwszego seksu i pierwszej nastoletniej miłości.
„Babyteeth” jest przepełniony takimi scenami. Subtelnymi, a jednocześnie naładowanymi emocjonalnie. Pozwalającymi zrozumieć ból kogoś, kto traci podstawowe życiowe przyjemności przez śmiertelną chorobę. Przyjemności, które dla zdrowych są niezauważalną oczywistością.
Anna jest pogrążona w depresji i apatii. Nie ma siły na kolejną walkę. Wszystko się zmienia, gdy spotyka na ulicy społecznego wyrzutka. Moses jest bezdomny. Handluje narkotykami. Ona jednak dostrzega w nim iskrę dobroci, skrywaną pod maską cynicznego chuligana. A może to jej chciejstwo? Moses jest przeciwieństwem Anny. Ona staje przed ostatecznością. On zdaje się mieć życiowe problemy w głębokim poważaniu. Jest w niego wpatrzona. Nawet wtedy, gdy ten kradnie jej leki przeciwbólowe i sprzedaje na ulicy. Nienawidzą go jej rodzice. Jednak i oni widzą, że ukochana jedynaczka znalazła przy nim skrawki sensu życia. A więc kolejna odsłona klasyku z 1970 roku „Love Story”? Miłość naznaczona rakiem, jak w „Słodkim listopadzie” i kolejnych mutacjach wyświechtanej historii? Scenarzystka Rita Kalnejais i Murphy unikają nawet minimalnego kiczu śmiertelnie romantycznych historii.
Nie ma tutaj szpitali. Nie ma też pornografii umierania i cierpienia. Na dodatek kamera zostaje skierowana na tych, którzy zostaną sami po stracie dziecka. Oboje przeżywają dramat w coraz mocniejszym oddaleniu od siebie. Ich relacja jest mechaniczna, niczym kuriozalny seks, który uprawiają na biurku ojca Anny w otwarciu filmu.
Przeżywający szczyt kariery po roli w „Bloodline” Ben Mendelsohn wciela się w psychologa, który mimo zawodowego przygotowania do wyprowadzania z psychicznych dołków innych ludzi, nie potrafi poradzić ani sobie, ani swojej żonie. Ona łyka coraz więcej tabletek. Otumania się, odsuwając myśl o najgorszym. On zaczyna fascynować się ciężarną, młodą sąsiadką. Czy dlatego, że traci więź z żoną, co dzieje się często podczas dramatycznej choroby dziecka? Czy może dlatego, że w tej prostej dziewczynie z sąsiedztwa rodzi się nowe życie? „Babyteeth” to kolejny aktorski popis znanej z kapitalnej roli w „Ostrych przedmiotach” Elizy Scanlen. Jednak Mendelsohn swoim kunsztem wznosi film na jeszcze wyższy poziom. Bez fajerwerków i popisowych solówek oddaje cały dramat bezsilnego przez nadchodzący kres ukochanego dziecka ojca. To wielka rola. Przeszywająca i zapadająca na długo w pamięci. Niemniej ciekawy jest Wallace, jako skomplikowany społeczny wyrzutek, dojrzewający do roli, jaką wyznaczyła mu Anna.
„Babyteeth” unikając klisz kina o raku. Trafia tam gdzie filmowcy nie chcą zaglądać. A może się boją? Wchodzi w codzienność naznaczoną walką z intruzem. Intruzem dewastującym wszystkie zasady, rządzące najbardziej harmonijną rodziną.
5/6
„Babyteeth”, reż: Shannon Murphy, dystr: Best Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/511692-babyteeth-o-milosci-z-rakiem-w-tle-bez-kiczu-i-szantazu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.