Świat kultury jest coraz częściej miejscem inwazji barbarzyńców, przekonanych, że ich obrazoburcze dzieła, wulgarne i schematycznie antykościelne, a nade wszystko tworzone bez jakichkolwiek umiejętności artystycznych, mogą zastąpić dawną sztukę i na nowo ukształtować człowieka. Jeśli na półce ze sztampowymi jak socrealistyczna literatura książkami, burzącymi dla politycznej poprawności, prawdę, dobro i piękno, wcisnęła się znienacka powieść biograficzna poświęcona Tamarze Łempickiej, należy to odnotować jako wydarzenie nietuzinkowe. Zwłaszcza, że ta opowieść jest nietuzinkowa - zresztą jak cały życiorys i geniusz „najdroższej polskiej malarki”.
Grzegorz Musiał, autor powieści, nie tylko przestudiował dostępne źródła o polskiej artystce, ale też odwiedził wszystkie miejsca z nią związane. Co prawda powieść doprowadzona jest do początku II wojny światowej, ale Łempicka miała już wówczas ponad 40 lat, a za sobą wybitne dzieła malarskie („Tamara w zielonym Bugatti”, „Kobieta na krześle”), oraz przejście przez jedną z najgorszych zawieruch dziejowych - bolszewicki przewrót w Rosji.
Bardziej znana poza Polską
Tamara Łempicka ma oczywiście swój biogram w Wikipedii, ale polska wersja jest krótsza od angielskiej, rosyjskiej, niemieckiej, ale nawet litewskiej czy ukraińskiej. Dodatkowo hasło opisujące jej życiorys zawiera błędy i nieścisłości, włącznie z tym banałem, tak poprawnym politycznie, że była „biseksualna”. Wiele poważnych pism także z łatwością przypisuje jej silne skłonności lesbijskie, czyniąc z niej potencjalną bohaterkę akcji LGBT. W tęczowym rytuale to upraszczanie jest zazwyczaj krzywdzące, podobnie jak to było z Marią Dąbrowską, której przypisywano życie w uzgodnionym z mężem „związku otwartym”, choć w dziennikach pisarki odnajdujemy zapisy o histerii małżonka, który dowiadywał się o romansach ukochanej. Tak i przypadek Tamary Łempickiej nie jest tak łatwy do sklasyfikowania jak chcieliby wyznawcy gender, a więc jest to literacką odwagą i uczciwością, że autor zmierzył się z tym tematem opisując fakty, przemyślenia i wątpliwości głównej bohaterki.
Łempicka. Jaka była?
Jednym z kluczy do powieści „Ja, Tamara” jest wybitność Łempickiej, za którą musiało iść niezrozumienie przez współczesnych. Jej permisywne otoczenie nie dowierzało jej katolickiej gorliwości, jej pruderyjni bliscy oburzali się na jej erotyczne przygody, młodsze pokolenie twórców z politowaniem traktowało poglądy malarki, gardzącej sztuką współczesną. „Odchody w słoiku” - powtarzała stara już Łempicka swojej przyjaciółce, próbując wbić jej do głowy, że takie eksponaty nie powinny być zaliczane do kategorii kultury.
Na pierwszych stu stronach retrospekcji malarki czytamy o jej wielostronnym przywiązaniu do babki, Klementyny, która wprowadzała ją nie tylko w świat elit (znajomość z Rubinsteinem, Szymanowskim, Paderewskim), nie tylko w zamiłowanie do wyższej, klasycznej kultury (wspólna podróż do Italii, podobna do staroszlacheckiej tradycji edukacyjnych peregrynacji), ale też w styl bycia damą - czasem nieznośną, szorstką, wyniosłą, pijaną, krzyczącą, ale przede wszystkim szanującą siebie i opędzającą się od tych, w których towarzystwie nie ma się ochoty przebywać.
Rosja. To musiało się tak skończyć
Literatura piękna potrafi być czymś więcej niż studiami historycznymi, skoro Musiał nie tylko powtarza przebadane i sprawdzone fakty, wypowiedzi, dialogi czy listy, ale też uzupełnia szczegółami epizody, których znać nie możemy. Wstrząsające opisy bolszewickiej zawieruchy w Piotrogrodzie-Leningradzie, wraz z dokwaterowaniem totalnego marginesu społecznego, podcierającego się palcami, wycieranymi potem w ścianę, miażdży raz na zawsze poczucie bezpieczeństwa i harmonii młodej, wówczas 19-letniej i świeżo zakochanej Tamary. Jej ucieczka z Rosji Sowieckiej, przez granicę z Finlandią, z łaski oficera Armii Czerwonej, to tragiczny rozdział jej życia, w którym czekamy tylko na ostateczne zachowanie krasnoarmiejca - czy skorzysta z przewagi nad młodziutką, piękną damą… czy nie.
Ale na antypodach życiorysu artystki musiało znaleźć się i piękno. Tak przyziemne jak luksusowe Bugatti, które w końcu trafiło na płótno, jak i jej uboga, prosta, mocno korpulentna modelka, której pewną nieporadnością, zagubieniem ale i zaciekawieniem delektuje się Łempicka. W powieści, mniej więcej więc fikcji literackiej, znajdujemy to co w autentycznych wspomnieniach i korespondencji malarzy - opis świata nie przez oko zwykłego śmiertelnika, ale przez mistrza pędzla, który tę samą plażę, nagą kobietę, twarz, widzi jednak zupełnie inaczej, ze szczegółami, które potem uwypukli w swoim obrazie.
Wielcy czyli niezrozumiani
Oprócz katolicyzmu Łempickiej w malarce poznajemy też przedstawiciela elit dawnej Rzeczpospolitej, już nie chodzi o to, że intelektualnej, patriotycznej a także - niejako w pakiecie - moralnie nieco zepsutej, ale przede wszystkim niezrozumianej na Zachodzie. Łempicką co rusz mylą z Rosjanką, Żydówką, nie potrafią osadzić na mapie europejskiej kultury, gubią się w jej rodowodzie. Co ważne - malarka reaguje na to dumnie, bez kompleksów, z pewną nonszalancją i politowaniem.
I oto w roku 2020, doczekawszy się już fascynacji Zenkiem Martyniukiem, czekając - nolens volens - na filmową biografię Edwarda Gierka, a za celebrytów mając ludzi pokroju hipnotyzerki z „Zatoki Sztuki”, wsuwa się do księgarń Powieść (właśnie przez wielkie „P”) pisana z rozmachem, o malarce tworzącej i żyjącej z rozmachem), zawstydzająco nieznanej w jej własnym kraju, a dopiero teraz mającej szansę przedstawić się czytelnikowi. Jej symboliczny, literacki, powrót do Polski, następuje zatem po 81 latach, bo wyjechała z kraju tuż przed wojną, później nie mogła już wrócić. Czy jednak zostanie przez rodaków właściwie przyjęta?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/510045-najdrozsza-polska-malarka-jest-u-nas-malo-znana-dlaczego