Z pandemii wszyscy wyjdziemy całkowicie on line
— powiedział mi kolega dziennikarz. I rzeczywiście, rozmawiam ze światem przez skype’a. Odkryłem też Netfliksa, na którego nigdy nie starczało czasu. Stąd moje cofnięcie się w niedawną przeszłość, bo dla mnie ona jest nowością.
Zrobił na mnie wrażenie serial „Rojst” sprzed dwóch lat. Dzieło Jana Holoubka, świetnego operatora, który postanowił być reżyserem. Syn pary sławnych aktorów, Gustawa Holoubka i Magdy Zawadzkiej, jest także współautorem scenariusza. Rzadko kiedy ktoś tak plastycznie poczynał sobie z polską rzeczywistością. Na dokładkę nie tą całkiem obecną, a z niedawnej przeszłości. Rzecz dzieje się w prowincjonalnym mieście w połowie lat 80. Formalnie mamy kryminał. Dwie odrębne początkowo historie, połączone osobami dwóch dziennikarzy lokalnej gazety, którzy zajmują się nimi z przypadku. Jedna to zabójstwo miejscowego działacza młodzieżowego i sportowego oraz miejscowej prostytutki. Druga – samobójstwo zakochanej w sobie pary licealistów. Od początku czujemy, że to trochę pretekst. Chodzi o zbiorowy portret miasta.
Portret zgodny z archetypem wszelkiej prowincji. Smutnej, pełne życiowych rozbitków marzących o wyjeździe. Tu jest on jeszcze przemnożony przez rzeczywistość tzw ziem odzyskanych, gdzie nikt nie jest naprawdę stąd, a nad okolicznymi lasami wiszą tajemnice roku 1945. Ale mamy też nieźle uchwycony historyczny moment. Tak, to ten dziwny moment w dziejach PRL, „normalizacji” po stanie wojennym będącej tak naprawdę beznadzieją, zapaścią.
Niewiele się tu mówi o polityce, a jednak pokazywałbym ten serial młodych pytającym, na czym polegała autorytarna natura PRL. W tym przypadku pojęcie „miejscowe układy” wiedzie nas bowiem wprost do wszechwładzy PZPR-owskiej nomenklatury. No i te świetnie uchwycenie szczegóły. Sklep Pewex jako centrum interesów i swoistego życia uczuciowego. Jedyny hotel będący równocześnie burdelem, ale i miejscem, gdzie spotyka się miejscowa śmietanka (znakomicie to sportretowano w teledysku, w którym Monika Brodka śpiewa piosenkę Izabeli Trojanowskiej z tamtych czasów).
Gdy mowa o wykonaniu, trzeba pochwalić plenery wydobywające brzydotę prowincji, te wszystkie blokowiska, zaniedbane poniemieckie domki, zaułki. No i gra aktorów. Nie poznałem Dawida Ogrodnika grającego znakomicie młodszego z dziennikarzy. Bardzo dobrze partnerują mu w swoistym trójkącie Zofia Wichłacz i Magdalena Wałach. Ale serial to przede wszystkim popis starych mistrzów. Odmłodzony Andrzej Seweryn kapitalnie wywiązuje się z roli dziennikarskiego zgorzkniałego wyjadacza. A obok Zdzisław Wardejn, Piotr Fronczewski. Dziwiono się, dlaczego promocję serialu oparto na Fronczewskim, choć jako dyrektor hotelu pojawia się ledwie w trzech scenach. Ale jakież to pojawienia, to się nazywa aktorska charyzma.
Wynosimy z tego serialu przeraźliwy smutek – dotyczy to zwłaszcza losu pary młodych. Do beczki miodu trzeba niestety dodać łyżeczkę dziegciu. Serial ma niejasne, jakby ucięte zakończenie. Ma się wrażenie, że przydałby się jeszcze jeden odcinek. Ani wszystkiego się do końca nie wyjaśnia, ani nie zapowiada dalszego ciągu.
Odpowiedź jest prosta. Showmax, który firmował serial, popadł w finansowe kłopoty. Holoubek musiał kończyć przed czasem. Zamiast sześciu odcinków zostało pięć – w dyspozycji Netfliksa. A jednak warto oglądać, warto się zadumać. Choć pociechy w tym serialu za wiele nie znajdziecie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/499340-rojst-smutek-prl-u
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.