„Śledztwo Spensera” był z przytupem reklamowany jako wejście Marka Wahlberga na netflixową platformę. Gwiazdor wszedł na nią nie z byle kim, bo z Peterem Bergiem – reżyserem, z którym wcześniej nakręcił takie uznane filmy, jak „Ocalony”, „Żywioł. Deepwater Horizon” i „Eskorta”. Duet Wahlberg/Berg na stałe zagościł w kinie, przypominając o najsłynniejszych duetach reżysersko-aktorskich, jak De Niro albo Di Caprio/Scorsese, Washington/Scott czy Burton/Depp. Niestety ten film poka- zuje, że panowie może będą musieli od siebie na jakiś czas odpocząć.
Wahlberg po raz kolejny wciela się w rolę bostońskiego gliniarza, którego grał u Berga w „Dniu patriotów”, ale przecież wcześniej również u Scorsese w „Infiltracji”. Tym razem jest to gliniarz w typie Serpico. W początkowych scenach Spenser spuszcza łomot komendantowi policji (Michael Gaston), za co trafia do więzienia. Wychodzi po pięciu latach i zamieszkuje ze swoim trenerem boksu( Alan Arkin) oraz jego nowym podopiecznym Hawkiem (Winston Duke). Spencer nie porzuca chęci pokazania, że niesłusznie go skazano i trafia w sam środek wojny z gangusami oraz skorumpowaną policją. Pomaga mu w tym Hawk.
Dwaj zupełnie od siebie różni faceci najpierw się czubią, a potem z kolejnymi śmieszno-strasznymi przygodami zaczynają się lubić. Mieszany rasowo duet sympatycznych twardzieli miał przypominać takie klasyki kumplowskiego kina jak „48 godzin” i „Zabójcza broń”. Niestety między duetem nie ma żadnej chemii. Ich słowne potyczki nie mają błysku. Obie postacie są zbyt miałkie, by mógł wybrzmieć konflikt oparty na ich różnych osobowościach. Nawet urządzane wrogom mordobicie jest nudne i ograne. Wrogowie? Kompletnie bezbarwni. No, może poza kuriozalnym, ale intrygującym gangiem latającym po ulicach z… maczetami. Nie rozumiem, dlaczego obsadzono w filmie Alana Arkina, który przez ostatnie lata gra mutacje tej samej roli – trochę sarkastycznego i trochę zgryźliwego dziadka, za którą kilkanaście lat temu dostał Oscara. Ta postać jest już nudna. Zupełnie nietrafionym żartem było osadzenie w roli faszyzującego więźnia rapera Posta Malone’a, wyglądającego jak dokładnee przeciwieństwo „aryjczyków”. Nie gra swojego epizodu na nucie autoiro- nicznej i raczej drażni, niż bawi.
Najbardziej zaskakuje, że to oparty na książce Roberta Parkera „Wonderland” scenariusz jego głównym mankamentem filmu. Jego współautorem jest jeden z najbardziej wziętych amerykańskich scenarzystów i zdobywca Oscara za „Tajemnice Los Angeles” Brian Helgeland. Doskonale czuje klimat Bostonu, co pokazał w „Rzece tajemnic” Eastwooda. Na dodatek wziął na warsztat kultową serię książek Parkera o detektywie Spenserze, która w latach 80. doczekała się telewizyjnego serialu. Nie tylko nie potrafił na nowo zaciekawić nas książkowym detektywem, na dodatek nie wyeksploatował specyfiki Bostonu, w którym filmowcy chętnie osadzają historię skorumpo- wanej policji. Rozczarowanie na każdej płaszczyźnie.
2/6
Film dostepny na NETFLIX
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/491949-sledztwo-spensera-kompletny-niewypal-recenzja