Nieczęsto się zdarza by stający za kamerą pisarze odnosili sukcesy. Próbował Michael Crichton (kilka filmów) i z fatalnym skutkiem Stephen King. Donato Carrisi po raz kolejny ( jego poprzedni film to udany thriller „Dziewczyna we mgle”) dowodzi, że jest gotowy, by robić dobre europejskie kino gatunkowe. Filmowa adaptacja jego własnej książki „W labiryncie” to kawał solidnego thrillera we włoskim klimacie.
Carrisi zrobił film według najlepszych prawideł gatunku. Jest mrok, tajemnica, demoniczny morderca ( tutaj kłania się królik nie mniej potworny niż w „Donnie Darko”) i twist akcji w finale godny wczesnego Davida Finchera. Widać zresztą, że włoski pisarz i reżyser mocno się kinem Amerykanina fascynuje. Jednocześnie buduje swój własny świat, który można odczytywać zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Wszystko w tym filmie jest labiryntem.
Przebywała w nim wiele lat Samantha (Valentina Bellè). Dziewczyna budzi się w szpitalnym łóżku, nie pamiętając kto i dlaczego ją porwał. Wie tylko, że brała udział w jakiejś przerażającej grze. Nie wiadomo jak udało jej się uciec z labiryntu. Z labiryntu własnej pamięci ma ją wyprowadzić dr Green ( Dustin Hoffman). Niezależnie od dr Greene’a sprawę porwanej chce rozwiązać prywatny detektyw Bruno Genko (Toni Servillo). Nie ma nic do stracenia. Ma nieuleczalną chorobę serca i lekarze dali mu kilka miesięcy życia. Jest już po deadlinie. Znalezienie porywacza dziewczyny ma być ostatnią misją detektywa.
Toni Servillo jest znany głównie z wybitnych ról u Paolo Sorrentino. Nie tylko we wspaniałych dziełach jak „Wielkie piękno” czy „Skutki miłości”, ale również w rolach ikon włoskiej polityki jak Silvio Berlusconi („Oni”) i Gulio Andreotti („Boski”) U Carrisiego tworzy nietuzinkowe obrazy „psów”. W „Dziewczynie we mgle” był cynicznym manipulatorem. Tutaj jest stojącym nad grobem, sfrustrowanym i zapijaczonym detektywem, zajmującym się odzyskiwaniem długów. Chce cokolwiek po sobie zostawić.
Servillo i Hoffman mają tylko jedną wspólną scenę, więc dostajemy popis dwóch starych aktorskich wyg w ich własnych segmentach. Nie jest jednak tak, że Hoffman został obsadzony tylko po to, by sprzedać włoski film za granicami Italii. Ma tutaj co zagrać i naznacza opowieść swoją charyzmą. Jasne, że gra na autopilocie. Jasne, że nie wychodzi ponad wizerunek giganta, który zaszczycił swoją obecnością kino europejskie. Co jednak z tego, skoro każda jego scena daje czystą przyjemność?
Carrisi zgrabnie łączy przyziemną opowieść detektywistyczną z podróżą w głąb umysłu bohaterów. Widać u niego progres od czasu poprzedniego thrillera. Coraz pewniej czuje się za kamerą. Coraz mocniej intryguje i przykuwa do fotela. Możliwe, że wyrasta nam przyszły mistrz europejskiego thrillera. Kto wie, może nawet nasz Fincher?
4,5/6
„W labiryncie”, reż: Donato Carrisi, dystr: Best Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/489008-w-labiryncie-solidny-wloski-thriller-w-duchu-finchera