Dawny tak zwany teatr faktu działający w ramach Teatru Telewizji kojarzył mi się z suchą, sloganową ilustracyjnością. „Negocjator” zrealizowany teoretycznie w tej konwencji ustrzegł się tych wad. Wszystko tu zaskakuje.
Tekst napisał polityk Jan Parys wspólnie z Jackiem Sucheckim. Dlaczego on? Był mocno związany z głównym bohaterem ojcem Innocentym Marią Bocheńskim, dominikaninem. Przez jakiś czas mu sekretarzował, poślubił jego bratanicę. To czyniło go wtajemniczonym.
Ale to nie gwarantowało automatycznie ciekawej opowieści. Ona jest ciekawa choćby dlatego, że obraca się wokół zdarzenia wielce sensacyjnego. W roku 1982 energiczny wciąż, choć 81-letni zakonnik emigrant odegrał rolę negocjatora między władzami szwajcarskimi i polską, tajemniczą grupą antykomunistyczną okupującą ambasadę PRL w Bernie.
Ale ten spektakl nie tylko epatuje kryminalnym suspensem. Bo poza tym wątkiem zdołano pokazać nam w skrócie życie osoby nietuzinkowej, fascynującej. W kuluarach przedpremierowego pokazu na Woronicza usłyszałem wątpliwości, czy tekst nie jest przeładowany informacjami. Ale to się ogląda. Znaleziono formułę aby pomieścić i wojenne losy ojca Bocheńskiego , który nie wahał się sięgnąć po karabin pod Monte Cassino, i jego powojenne zmagania z komunizmem, i wysiłki aby ze Szwajcarii godzić logikę z wiarą katolicką.
Dziesiątki postaci, krótkie sceny, a wszystko trzyma się kupy. Postaci są żywymi ludźmi, a nie przyczynkami do tej czy innej sytuacji. To też zasługa kogoś, kto to wszystko złożył: Jarosława Żamojdy. Świetny operator, a czasem reżyser (film „Młode wilki”) umie nas przekonać, że gonimy tajemnicę za tajemnicą. Łącznie z zagadkowym finałem.
Los archiwum ojca Bocheńskiego zniszczonego po jego śmierci w roku 1995 jest zagadką do dziś. Nie dowiemy się też, czym się kierowali dziwni terroryści. Ich dowódca dzięki osobowości aktora Wojciecha Solarza, który często swoich postaci broni, jest kimś sympatycznym, komu chcemy zaufać. Kimś, kto próbuje coś odkupić. Ale pewności, kim był naprawdę, nie ma.
Widowisko jest nie tylko popisem sprawności w przeplataniu wątków, w zaciekawianiu sensacją. Sławomir Orzechowski zagrał porywająco ojca Bocheńskiego. Aktor przyzwyczaił nas do ról ludzi gruboskórnych ,ekspansywnych, czasem głupich. Tu twarda i ekscentryczna powłoka pokrywa wspaniały umysł i serce. Sam Orzechowski, wyraźnie zafascynowany swoim bohaterem, nazywa go „bożym urwisem”. To ktoś, kto chował w walizce do śmierci mundur oficera Andersa, a pilotem został w wieku lat 70. Ale też ktoś, kogo batalia na rzecz pożenienia nauki z religią jest równie godna podziwu jak jego odwaga.
A poza tym wiele innych dobrych ról. Przy chowającym tajemnicę swego bohatera Solarzu nieobliczalny, wręcz niezrównoważony terrorysta Gąsior grany bardzo wyraziście przez Karola Pochecia. Ten aktor ma ostatnio bardzo dobrą passę, równie świetny jest jako narwany Sulkiewicz w „Młodym Piłsudskim”. Obok nich Mateusz Kmiecik jako kolejny zamachowiec.
Zaskakująco dobrze wypada galeria nieprzerysowanych postaci „reżymowych”: Łukasz Matecki jako szef wywiadu PRL, Redbad Klinstra - rzecznik (Urban), Sławomir Grzymkowski - minister (Kiszczak). Niby ich dialogi w urzędowej scenerii są przewidywalne, ale twarz Mateckiego proponującego „uciszenie klechy” bezcenna. Poruszające są epizody, z Pawłem Paprockim jako generałem Andersem na czele. W scenach końcowych sugestywni: Piotr Polk jako zakonny przyjaciel ojca Innocentego i Robert Czebotar jako Doktor. Brak tylko większych ról kobiecych. Nie było ich w tym świecie.
Można się spierać z poszczególnymi rozwiązaniami. Aleksander Bocheński, ugodowy wobec PRL brat ojca Innocentego, nie był jego bliźniakiem i wyglądał całkiem inaczej. A tu w obu rolach obsadzono Orzechowskiego. W sytuacji tak starannego odtwarzania detali historycznych chyba niepotrzebnie. Mamy też kilka niejasnych, niedopowiedzianych sytuacji, chyba przez nieuwagę. I mamy słówko „pasi” („pasuje”) użyte przez szaleńca Gąsiora, moim zdaniem popularne w co najmniej 20 lat po berneńskiej akcji (choć nie dam głowy, czy ktoś nie mógł wpaść na nie wcześniej). Ale to są naprawdę maleńkie wpadki, zwłaszcza jak na ogrom materiału, na jaki porwali się wszyscy: autorzy, reżyser, aktorzy.
Warto się przekonać w ten poniedziałek, jak ciekawie Teatr Telewizji grzebie w polskiej historii. I jak staje się przestrzenią dla wypowiedzi spoza sfery politycznej poprawności. Łamie ją i sam wybór bohatera, i jego monolog zwrócony przeciw pacyfistom. Trzeba znać, koniecznie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/485988-bozy-urwis-kontra-komuna