„Szwedzka aktywistka klimatyczna Greta Thunberg została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla 2020 - poinformowali w poniedziałek dwaj duńscy posłowie, którzy zgłosili kandydaturę nastolatki”. Informacja tej treści do niedawna wzbudziłaby we mnie totalne zdumienie.
Że co? Że dziewczynka jeżdżąca po świecie i wypowiadająca slogany o globalnym ociepleniu ma szanse na wyróżnienie, które trafiało do osób walczących z najpotworniejszymi reżymami XX wieku? Że wygrażająca światowym liderom nastolatka z bogatej Szwecji, która ma opatentować własne nazwisko jako znak towarowy, może dostać to samo wyróżnienie co Czerwony Krzyż, współzałożyciel ONZ i Martin Luther King? Już teraz? Tylko tyle trzeba, by dostać najważniejsze wyróżnienie świata za walkę o pokój?
Dziś już takiego zdziwienia nie wyrażę. Ba, ja nawet przewiduję, że Greta laureatką Nobla zostanie. Zgłaszający ją politycy z Danii Jens Holm i Hakan Svenneling (Partia Lewicy) powiedzieli, że Thunberg „ciężko pracowała na to, żeby zmusić polityków do otwarcia oczu na kryzys klimatyczny”, a działanie w kierunku zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych i przestrzegania porozumienia paryskiego jest działaniem na rzecz pokoju.” Cóż, do dwóch razy sztuka. Nie udało się socjalistom z Norwegii przeforsować jej kandydatury w 2019 roku, to może uda się teraz.
Nie zamierzam tutaj nabijać się z ogłoszonej już za życia świętą Grety. To miło, że dziewczyna w coś wierzy i stara się do tej wiary przekonać świat. Lepsze to niż marnowanie czasu w galeriach handlowych i przy PlayStation Trudno przecież zaprzeczać, że mamy do czynienia z ociepleniem klimatu, które zniszczy planetę. Pytanie, czy odpowiada za nie głownie postęp cywilizacyjny i jak bardzo mamy się go wyrzec i poddać się przez to gospodarczemu dyktatowi Chin, Rosji innych państw z bliższego i dalszego wschodu, które specjalnie chętnie nie wyrzekną się postępu technologicznego w imię walki z globalnym ociepleniem. Wolę też słuchać naukowców, mówiących o tak poważnych problemach jak ocieplenie klimatu niż histeryzującej nastolatki, ale jednocześnie rozumiem, że kogoś takiego uczyniono twarzą tej walki. Marketingowo nie jest to zły chwyt.
Nie jest ten komentarz zresztą o globalnym ociepleniu. Jest o rządach emocji i histerii, które powodują, że Greta naprawdę może Nobla otrzymać. Żyjemy w dyktaturze mediów społecznościowych i zalewu informacji, atakujących nasz mózg z prędkością kul wystrzeliwanych z kałacha. Żyjemy w czasach, gdy liczy się nie jakość informacji, tylko prędkość jej podania. Liczy się też „klikalność”, zbudowana na najprostszych emocjach. To wszystko jak rak pożera kolejne dziedziny życia. Szczególnie politykę. Emocjonalne
Gdy Barack Obama dostał pokojowego Nobla w pierwszym roku prezydentury (potem prowadził krwawą wojnę z terroryzmem m.in dronami), wielu komentatorów odebrało to jako przejaw infantylizmu i odreagowania po epoce Georga W. Busha. Jednak można było jakoś to wyróżnienie zrozumieć. Można było je traktować jako przyznanie go „na zachętę” najpotężniejszemu politykowi na globie.
Jak jednak traktować pomysł, by dać Nobla nastolatce wygłaszającej wyświechtane i emocjonalne tezy, wyjęte z broszur ekologów? Również „na zachętę”? Doszliśmy już do tego miejsca, gdy najważniejsze odznaczenia mogą dostać osoby, które są medialną kreacją? Tak. Tak właśnie wygląda cywilizacja kształtowana przez emocje. Dlatego ja nie będę zaskoczony, gdy Greta na rowerze albo hulajnodze przyjedzie odebrać Nobla. Po sąsiedzku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/485309-nobel-dla-grety-nie-jestem-zaskoczony