Nie jest to pierwszy „film o kosmosie” z silnym wątkiem feministycznym. Jakoś tak się złożyło w kinie hollywoodzkim, które dało nam najsłynniejsze filmy o podróżach w stronę gwiazd, że to kobiety odgrywały w nim ważną rolę. Nie mówię tylko o Ellen Ripley kopiącej zadki kosmitom w serii „Obcy”. Pierwsza część powstała długo, zanim feminizm w kinie stał się modny. Nie mówię też o Sandrze Bullock w oscarowej „Grawitacji” czy „Ukrytych działaniach” opowiadającym o czarnoskórych pracownicach NASA w latach 60. XX w. Oba filmy zostały nakręcone już w czasie feministycznego marszu przez kino. No, ale przecież Jodie Foster biła na głowę kolegów w „Kontakcie” (1997). Nie było jednak filmu o kosmonautce, dotykającego w taki sposób macierzyństwa.
Alice Winocour z kobiecej perspektywy spojrzała na to,co widzieliśmy w „Pierwszym kroku w kosmos” Kaufmana czy „Pierwszym człowieku” Chazelle’a. Sara (Eva Green) jest francuską astronautką, która jako jedyna kobieta bierze udział w szkoleniu Euro- pejskiej Agencji Kosmicznej. Razem z Rosjaninem (Aleksey Fateev) i Amerykaninem (Matt Dillon) ma lecieć w pierwszą międzynarodową misję na Marsa. Sara musi się starać o wiele bardziej niż mężczyźni. Musi pokazać facetom, że jest równie silna i wytrzymała podczas morderczych treningów w podmoskiewskim ośrodku. Nie słabsze od mężczyzn mięśnie czy wygląd modelki, który powoduje seksistowskie docinki kolegów, najmocniej ją ograniczają.
Sara jest matką siedmioletniej Stelli. Dziewczynka nie chce na cały rok rozstawać się z mamą, co wiążę się z przeprowadzką do ojca do Niemiec. To najbardziej poruszający element „Proximy”. Winocour opowiada uniwersalną historię macierzyństwa i wyrzeczeń, jakie stoją przed kobietami wykonującymi tak skrajnie niebezpieczne zawody, jak astronautka. Eva Green kumuluje w sobie rozterki matki i naukowca. Z jednej strony wie, że jej misja przyczyni się do wiedzy ludzkości o kosmosie. Z drugiej nie może ścierpieć, że jej córeczka potrzebuje przysłowiowej pomocy w matematyce, a mamy przy niej nie ma. Francuska reżyserka umiejętnie wygrywa te dwie rzeczy, a Green tworzy poruszającą kreację.
Jest też „Proxima” ciekawym spojrzeniem na europejski program kosmiczny. Hollywood przyzwyczaił nas do kina o NASA. Najnowocześniejszy sprzęt, „kosmiczne” wnętrza obiektów szkoleniowych? Nie zobaczycie tego w tym filmie. Film kręcono w prawdziwych ośrodkach Agencji Kosmicznej, a potem w Gwiezdnym Miasteczku koło Moskwy. W każdym kadrze czuć realizm tego miejsca. Twórcy przekonują, że nawet w dialogach pomagali im ludzie z Agencji. Kapitalnie oddano wystrój pokoi rodem z lata 90., gdzie zakwaterowani są astronauci. Z jednej strony zaawansowana technologia Sojuzu, z drugiej paździerz Rosji.
„Proxima” nie jest przełomem w kinie pokazującym wyprawy kosmiczne. Jest to natomiast nowatorska opowieść o tym aspekcie pracy kosmonautów, o którym często zapominamy. Oni nie są herosami z spiżu ani półbogami. To tacy sami ludzie jak my. Z typowo przyziemnymi troskami i problemami.
4/6
„Proxima”, reż. Alice Winocour, dystr. Best Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/483630-proxima-mama-leci-w-kosmos-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.