W Polsce cieszymy się, że „Boże Ciało” dostało oscarową nominację. W USA debata dotycząca Oscarów zeszła na inne tory, które są jednak słyszalne również w naszych postępowych mediach. Oto okazuje się, że Akademia, która w zeszłym roku wyraźnie na wyrost ( choć jest to dobry film!) nagrodziła Oscarem za najlepszy film roku antyrasistowską komedię „Green Book”, w tym roku nie nominowała do aktorskich Oscarów czarnoskórych ( poza Cynthia Erivom, grającą, o zgrozo!, niewolnicę) artystów. Nie ma też nominowanej w kategorii reżyseria żadnej kobiety.
No i posypały się oskarżenia o rasizm i seksizm Akademii. Tej samej, która w zeszłym roku 50% Oscarów aktorskich przyznała czarnoskórym artystom. Rasistowska jest ta sama akademia, która rok temu nagrodziła Oscarem za scenariusz Spike’a Lee. Podczas ostatnich Złotych Globów Rick Garveis ( pisałem o jego szarży TUTAJ ) zażartował, że nie przygotowano wspomnień zmarłych w 2019 roku filmowców, bo zmarli sami biali, więc nie było zachowanej różnorodności etnicznej.
To znamienny żart w kontekście burzy wokół Oscarów. Nawiasem pisząc, tym bardziej rozumiem, że drugi raz z rzędu Oscary nie będą miały prowadzącego, przez strach o łamanie na scenie norm poprawności politycznej.
Teraz pod ostrze politpoprawnego miecza padł człowiek o zdeklarowanych lewicowo-liberalnych poglądach, który w swoich książkach piętnuje chętnie konserwatystów i amerykańska prawicę. Mowa o królu horroru Stephenie Kingu. Pisarz wrzucił tweeta, gdzie przytomnie zauważył iż, to jakość powinna rządzić w sztuce, a nie różnorodność. King dodał, że jako członek Akademii głosuje w trzech kategoriach: scenariusz oryginalny, scenariusz adaptowany i najlepszy film i zawsze kieruje się jakością tekstów, a nie różnorodnością płciową czy rasową.
Autor „To” dostał od razu po łapkach od czarnoskórej reżyserki Avy DuVernay („Selma”, „Jak nas widzą”), która napisała, że jest on zacofany i jest ignorantem. Wsparło ją kilka znanych osób, w tym pisarka Laura Lippman. King bronił się, pisząc dalej, że najważniejszą rzeczą jest stworzenie ludziom różnej szansy startu, bez względu na rasę, kolor skóry, płeć i orientację seksualną.
Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że te tłumaczenia na niewiele się zdadzą. Stephen King złamał jeden z dogmatów religii zwanej politpoprawnością. Z dogmatami się nie dyskutuje nawet za pomocą racjonalnych argumentów. Skoro uznano, że w nominacjach do Oscara liczy się nie jakość filmów, ale parytety, to zapewne dojdzie do tego, że zlikwidowane zostaną oscarowe kategorię dzielące na nominację dla aktora i aktorki. Co jak artysta nie czuje się tylko jedną z dwóch płci? Czy kategoria aktor i aktorka nie jest obraźliwa?
Przesadzam? No, ale taka jest logika każdej rewolucji. Pożera kolejne terytoria. Nie mam więc wątpliwości, że niebawem dyskusja będzie się toczyć już nie o parytety polegających na przyznaniu w jednej kategorii miejsca kobiecie, mężczyźnie, białemu, czarnemu, Azjatowi, Rdzennemu Amerykaninowi, gejowi, transseksualiście etc, ale przeniesie się na obszar „dyskryminujących” nazw kategorii.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/482218-stephen-king-tez-seksista-i-rasista-oscarowo-podpadl