Oto jak światu trzeba sprzedawać historyczną narrację za pomocą kina. Nie tylko z błyskotliwym scenariuszem, ale też odpowiednio podsyconą kontrowersją. O czym jest w pod kątem historycznym nominowany do 6 Oscarów „Jojo Rabbit”? O tym, że Niemcy nie tylko byli zapatrzeni w Hitlera jak w boskiego celebrytę, ale też mieli ruch oporu i ratowali Żydów. Taika Waititi nakręcił film, jaki chciałbym by zrobili Polacy z myślą o rynku międzynarodowym. Pod płaszczykiem skandalizowania przemycił ważne treści.
Jojo (Roman Griffin Davis) chce być jak jego tata walczący na froncie w imię Adolfa Hitlera. Dołącza do Hitlerjugend i wkracza na ścieżkę stania się wzorcowym Übermenschenem. Co prawda obóz dla przyszłego pokolenia budującego potęgę III Rzeszy prowadzi zapijaczony idiota kapitan Klenzendorf (przezabawny Sam Rockwell) i JoJo szybko z niego wylatuje, to już w domu kształtuje go Jego Nazistowska Świątobliwość. Jojo ma wyimaginowanego przyjaciela Adolfa Hitlera (Taika Waititi), który dba by nie odszedł on od jedynej słusznej ścieżki. W domu Jojo mieszka też jego mama Rosie o posągowej, aryjskiej urodzie Scarlett Johansson. Plakatowa, nazistowska rodzicielka ukrywa jednak sekret. Na strychu, w tajemnicy przez synkiem chroni młodą Żydówkę Elsę ( Thomasin McKenzie). Jojo odkrywa tajemnicę i staje przed wyborem: zadenuncjować upiornego, pożerającego dzieci na macy Żyda i tym samym skazać na śmierć mamę, czy spróbować zrozumieć dlaczego Żydzi „hipnotyzują świat” i zamieniają się w nocy w nietoperze wampiry.
Nowozelandzki reżyser Taika Waititi przyzwyczaił nas do specyficznego poczucia humoru. Jego „Thor. Ragnarok” to najzabawniejszy film z całego filmowego uniwersum Marvela. W „JoJo Rabitt” Waititi idzie wytartą ścieżką, która odprowadziła Roberta Benigniego do dwóch Oscarów za „Życie jest piękne”. Satyra osadzona w czasach Holokaustu? Adolf Hitler w przebraniu infantylnego dziecka i przerysowani gestapowcy wyjęci z propagandowych amerykańskich filmów z lat 40tych? Jeżeli kogoś oburza humor czarniejszy niż kawa Belzebuba, to powinien ten film omijać z daleka. Mnie ten film nie tylko rozbawił do łez, ale i wzruszył na tyle, że moje cyniczne oczy się zaszkliły. Muszę koniecznie przeczytać wydaną u nas właśnie książke „Niebo na uwięzi” Christine Leunens, na podstawie, której Waititi oparł swój szalony tekst.
Waititi garściami sięga z takich klasyków jak „Dr Strangelove” Kubricka, „Underground” Kusturicy, skeczy Monty Pythona i skręca w stronę „South Park”, wciskając w usta Hitlera teksty, których nie powstydziłby się Eric Cartman polujący na Żyda Kyle’a. Czuć na odległość Wesa Andersona i oczywiście przewrotność Benigniego z „Życie jest piękne”. To wszystko idealnie ze sobą gra, mimo ostatecznego wrażenia, że Waititi nie daje nam nic nowego. Porusza opowieść o matczynej miłości (nominowana do Oscara Johansson) do synka. Chwyta za serce rozdarcie 10 letniego chłopca między potrzebę przynależności do jakiejkolwiek grupy ( w tym przypadku nazioli) a ludzkimi odruchami w zderzeniu z Żydówką, zastępującą mu ostatecznie siostrę.
Co z tego, że Chaplin 80 lat temu już wyśmiał nazizm i Hitlera w „Dyktatorze”. Waititi jest godnym naśladowcą mistrza, który podtrzymuje prawdę, że satyra oczyszcza nieraz bardziej niż poważne dysputy.
5/6
„Jojo Rabitt”, reż: Taika Waititi, dystr: Imperial-Cinepix
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/482179-jojo-rabbit-obrazoburstwo-raczej-rasowa-satyra
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.