Nie chodzi o to, że lubię odnotowywać każdą myśl hollywoodzkiej gwiazdy, dowodzącej jak bardzo w modzie jest dziś nienawidzić prezydenta Donalda Trumpa. Oczywiście taka praca byłaby łatwa, bowiem można normę tekstów obskoczyć w jeden dzień. Jednak przypadek Roberta De Niro i jego hejtowania Trumpa zasługuje na poświęcenie chwili uwagi.
Legendarny i genialny aktor Robert De Niro jest znany z zupełnie otwartego i brutalnego atakowania Trumpa. Nawet na tle Hollywood szokuje on takimi publicznymi stwierdzeniami jak „pierd…Trumpa” i nazywaniem go szumowiną. De Niro nie musiałby tak ostro atakować prezydenta USA. Ma pozycję na tyle mocną, że nie musi jak wielu innych celebrytów tanim kosztem skandalizować, by być ciągle obecny w mediach.
Kolejne agresywne wypowiedzi de Niro, jego zaangażowanie się w satyryczny program Saturday Night Live, gdzie grał Roberta Mullera (tego od raportu, który miał tak bardzo pogrążyć Trumpa w sprawie kontaktów z Rosją, a umocnił pozycję prezydenta USA) i angażowanie się w każdą inicjatywę, mającą pogrążyć Trumpa dowodzą coraz większej frustracji w liberalno-lewicowych kręgach.
W najnowszym wywiadzie dla The New York Times świętujący wielki powrót aktorski ( po chudszych latach) w „Irlandczyku” Scorsese, De Niro nazwał Trumpa „obrzydliwą, małą suką”. Można na to stwierdzenie wzruszyć ramionami i rzec, że De Niro kolejny raz pokazuje jak mocno przepełnia go nienawiść wobec obecnego lokatora Białego Domu. Jednak tym razem znany z lewicowych sympatii aktor przejechał się po wyborcach Trumpa.
W kontekście rozmowy o „Jokerze”, gdzie De Niro gra telewizyjnego celebrytę i prawdziwie czarny charakter (pisałem jak niebezpiecznie ideologicznym filmem jest „Joker” ) , aktor zasugerował, że są wśród wyborców Trumpa szaleńcy. „Trump ma wyborców, którzy są szaleni i chcą robić szalone rzeczy. To co my robimy w filmie jest jak sen. To nie jest realizm”. Następnie De Niro dodaje:
Prezydent powinien być przykładem, który stara się robić obre rzeczy. Nie może być obrzydliwą, małą suką. A tym właśnie jest. Jest irytującym, małym gnojkiem. Nie ma w nim i jego rodziny nic, co by odkupowały jego cechy. Cała jego rodzina jest jak rodzina gangsterów.
Przeprowadzający wywiad David Marchese nie odnosi się do ostrych słów i zmienia temat na rozmowę o kinie. Nic dziwnego. Widzi, w jaką stronę idzie narracja De Niro. Ona pokazuje, że przy słabych kandydatach Demokratów w prawyborach partyjnych i niezachwianej pozycji Trumpa wśród tzw. zwykłych Amerykanów bardzo trudno będzie odbić lewicy i liberałom Biały Dom. Co więc zostaje? Bluzgi i nienawiść, kierowana już nie tylko w stronę wrogiego kandydata, ale też jego zwolenników. Ta nienawiść do „rednecków” nie jest nowa wśród lewicowo-liberalnych elit. De Niro ma po prostu cojones by ja głośno wykrzyczeć.
Tyle, że ta nienawiść nie tylko nie zamyka problemów opozycji Trumpa. Ona je pogłębia. Ona zamyka oczy na to, dlaczego Amerykanie głosują na hasła głoszone na Trumpa, a w ich ślady idą ostatnio Brytyjczycy. Dlatego właśnie warto odnotować słowa De Niro. One symbolizują upadek i bezsilność liberałów. Bezsilni są jednak z własnej winy. Są zakładnikami własnych uprzedzeń. Dopiero po ich pokonaniu mogą stanąć do walki z Trumpem. Kto wie, czy tą drogą nie pójdzie nowojorski miliarder Michael Bloomberg, rzucający właśnie rękawicę Trumpowi i walczący jego bronią. De Niro już widzi w nim nadzieję. A co z Amerykanami obrażanymi przez liberalny establishment? Trzeba ich pozyskać by opuścili swojego prezydenta. Bez ich zrozumienia jest to jednak niemożliwe.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/477825-dlaczego-warto-odnotowac-bluzgi-de-niro-wobec-trumpa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.