„Od razu po tym jak otwierasz usta i masz czelność mieć jakąś opinię, to tracisz pieniądze.”- mówi 26 letni komik z Saturday Night Live Pete Davidson, dodając, że nie zamierza już występować na kampusach studenckich. Nie można na nich już żartować praktycznie z niczego, bowiem znajdzie się przynajmniej jeden student krzyczący, że urażono jego uczucia.
Davidson mówi wprost, że komedia została w USA zniszczona przez poprawność polityczną, a kolejne oskarżenia o jej łamanie powodują, że nie da się już pracować. To już kolejny komik, który rezygnuje z występów na amerykańskich uniwersytetach w obawie przed oskarżeniem o jakąś „fobię”. Ikony amerykańskiej komedii Jerry Seinfeld i Chris Rock zrobili to dawno. Teraz dołącza Davidson. Pewnie kolejni pójdą ich śladem.
Miałem przyjemność kilkanaście dni temu przeprowadzić telewizyjny wywiad z legendą amerykańskiej komedii Danny De Vito, który również przyznał, że dziś poprawność polityczna wymaga by „chodzono na skorupkach jajek”, ale on nigdy nie chciał żartami nikogo obrażać. Jednak częścią komedii, szczególnie Stand-upu jest drażnienie i łamanie tabu. Zawsze tak było. Gdy przeciwko ostrym żartom protestowali chrześcijanie i konserwatyści, wrzucano ich do worka z napisem „nie rozumiejąca wolności słowa bigoteria”. Dziś to piewcy poprawności politycznej są największymi bigotami, wyznającymi kult człowieka, którego powinien chronić paragraf o zakazie obrazy bóstwa. Dowód? Obejrzyjcie ostatni netflixowy stand-up Dave Chappelle’a i wygooglujcie potem jaki poszedł na niego atak w liberalnych mediach.
„Sticks and Stones” doprowadziło do furii lewicowych i liberalnych krytyków. Widzowie stand-up Chappelle’a pokochali, natomiast krytycy znów pokazali jak bardzo ideologia zmasakrowała im mózgi. Czarnoskóry komik „nie bierze jeńców” w swoich występach i jedzie o wiele mocniej i dobitniej niż jego biali koledzy uważający, by nie urazić uczuć wrażliwej jak płatek śniegu śnieżynki.
Stand-up Chappelle’a z Atlanty to żarty nie tylko z prawicy (to akurat robić wolno), ale z LGBT, genderyzmu, transseksualizmu, @metoo czy oskarżeń i pedofilię Michaela Jacksona. O ile ostatni temat jest hardocorowym wykopaniem drzwi z napisem tabu, to kawałki o LGBT pokazały jak bardzo poprawność polityczna i nazwisko Chappelle nie idą w parze. To o tyle istotne, że komik zrezygnował całkowicie z wykpiwania Donalda Trumpa, co jest gwoździem programu całej dzisiejszej satyry. „Nie ważne co zrobisz w swoim występie, nigdy nie wolno ci zrobić jednej rzeczy. Nie wolno ci zdenerwować „ludzi od alfabetu”. Wiecie kogo mam na myśli. Ci ludzie wzięli 20% alfabetu dla siebie. Nazywam ich L, B, G i T.”- mówi po czym wbija szpilę w najbardziej drażliwie miejsca nietykalnych ciał „ludzi alfabetu”. Żart o transeksualistach w sporcie sprowadził na niego totalną krytykę.
Ludzie alfabetu na tyle mocno przemielili mózgi młodych Amerykanów, że komicy rezygnują z występów dla nich. Na uniwersytetach, które zawsze były miejscem buntu przeciwko establishmentowi. Teraz establishment jest chroniony na nich przed…komikami. W takim miejscu się urządzamy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/474888-kolejny-komik-rezygnuje-tak-zabija-politpoprawnosc