Mówimy o Zbigniewie Herbercie, a ani słowa o Józefie Łobodowskim. 110 rocznica urodzin człowieka, który przejrzał na wskroś, wcześniej od Jerzego Giedroycia, rodzinę Michników. Jeden z większych poetów skazany miałby iść w zapomnienie?
Który to rok? Bodaj 1986. Leciałem z Paryża do Madrytu, żeby spotkać się z Józefem Łobodowskim. Od pierwszego wejrzenia, podobnie jak miało to miejsce z Markiem Nowakowskim, zrozumienie i Polska. Różnica wieku dramatyczna. Ja rocznik 1952. On 1909. Ale tak, jakby nie było dnia różnicy. Opowiadał o Adamie Skwarczyńskim i jak nałożył po gębie - a trenował boks i był kawalerzystą - Jerzemu Putramentowi. Przed wojna lewicował i któregoś dnia przekradł się do Związku Radzieckiego zobaczyć, jak to jest z komunizmem. Wystarczyło tego do końca życia, które ukończył w 1988 roku w Madrycie. Był jednym z pierwszych na emigracji, który przejrzał zamierzenia Adama Michnika. Stąd deklarowana przez tego ostatniego nienawiść do Łobodowskiego.
Ja jestem z tych, co wiersze tylko za połowę życia biorą, a później skaczą ku dzikich koni grzywom
—pisał. Post PRL go przemilczał. Był cierniem dla korzystających z wygódki noblistów “Gazety Wyborczej”. Ale też kraj inne miał sprawy na głowie. Balcerowicza. Cimoszewicza. Nie było czasu dla uczestnika kampanii wrześniowej, który z brygadą Maczka wycofał się na Węgry. Stamtąd kilka prób ucieczek. Ostatecznie Paryż. Do 1941 roku. Potem Hiszpania. I Radio Madryt. Kilkakrotnie intensywniejsze od Radia Wolna Europa. Kiedy rok po pobycie w Madrycie jechałem z Rafałem Gan-Ganowiczem, żeby odebrać Józefa Łobodowskiego z lotniska w Paryżu, byliśmy wśród swoich. Wśród ludzi, którzy nie traktowali komunizmu, jako ideologicznej igraszki.
Opisałem wspólne paryskie przygody - zdaniem Andrzeja Lei z “Gazety Warszawskiej” - w najbardziej poszukiwanej książce w kraju wydanej przed paru laty przez krakowskie ARCANA zatytułowanej Majaki Angusa Mac Og. Nazywaliśmy go Senior Lobo. Laureat Polskiej Akademii Literatury za rok 1937 skazany został przez postkomunistów na zapomnienie. Nie. Nie przez komunistów. Ci wiedzieli, ze pogrzebią go niczym Łupaszkę. Wiedzieli, że będą go rozstrzeliwać jak Inkę. Przez przemilczenie. Przez ciszę nad grobem. Zmarł w 1988 roku. Planował podróż do Peru i Ekwadoru. Prochy przemycono do Lublina, gdzie został pochowany. Rafał Gan- Ganowicz użył jego wiersza jako motto Kondotierów. Pisał o niej Andrzej Rafał Potocki i Witold Gadowski. Fragment: “…poprzez bagno tchórzostwa i podłości pójdą młodzi zawzięci i prości, stawiać prawdy swe, jak kosy na sztorc…”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/471153-mowimy-o-herbercie-a-ani-slowa-o-lobodowskim
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.