Zapomnijcie o Avengersach i Lidze Sprawiedliwości. Ba, zapomnijcie nawet o Nolanowskiej trylogii o Mrocznym Rycerzu. „Joker” to zupełnie inna liga kina „komiksowego”. Todd Phillips wziął mitologię jednego z najważniejszych komiksowych villainów i zrobił z niej uniwersalna opowieść o szaleństwie.
Nie jestem moralizatorem, który uważa, że każde brutalne kino prowadzi do przemocy w realnym świecie. Nie uważam, że umowna przemoc u Tarantino czy slashery są winne krwawym mordom. Zawsze podkreślam, że nóż służy zarówno do krojenia chleba jak i zabijania. Nie nóż jest winien wyborom, jakie podejmujemy. Jednak w przypadku „Jokera” rozumiem obawy, jakie pojawiają się w debacie w USA. Rozumiem też dlaczego w kontekście premiery filmu Phillipsa przypomina się masakrę w kinie w miasteczku w Kolorado, gdzie w 2012 roku James Holmes rozstrzelał 12 osób i ranił 70. Zrobił to podczas pokazów „Mroczny Rycerz Powstaje”. Nazwał się Jokerem.
O takich ludziach jest „Joker”. To, że akcja rozgrywa się w Gotham City i w tle pojawia się dorastający Bruce Wayne jest pretekstowe. Ten film jest czymś znacznie większym niż opowieścią o narodzinach najważniejszego przeciwnika Batmana. „Joker” mógłby równie dobrze być filmem o Jamesie Holmesie i innych psychopatycznych mordercach zafascynowanych komiksowym Jokerem.
Todd Phillips nie ukrywa swojej fascynacji kinem Martina Scorsese i kinem lat 70/80tych. W tym okresie umieszcza akcje swojego filmu. „Jokera” można uznać za swoisty remake „Króla komedii”, który spotyka „Taksówkarza”. Wszystko jest złapane w „Sieć” Sidneya Lumeta. Arthur Fleck (Joaquin Phoenix) jest Rupertem Pupkinem na sterydach. Mieszka z matką i pragnie być komikiem. Jego obiektem pożądania jest telewizyjny gwiazdor i gospodarz Late Night Show Murray Franklin (Robert de Niro jako nowy Jerry Lewis od Scorsesego). Arthur pracuje jako klaun. Zmaga się z psychicznymi problemami. Ma nerwowe napady śmiechu, które zapowiadają narastającą schizofrenią. Palce ułożone w kształt pistoletu przy skroni stają się motywem „Jokera”. Złożył je w finale „Taxi Drivera” Travis Bickle. On był starotestamentalną ręka sprawiedliwości spuszczoną na nowojorską Sodomę i Gomorę. Czyścił ulice z szumowin. Arthur mści się na systemie w imię „pokrzywdzonych przez los”.
To czyni „Jokera” filmem niebezpiecznym. Joker zawsze był archetypiczną postacią. Był złem wcielonym podobnym w pewnym stopniu do Michaela Myersa z „Halloween” Carpentera. Joker symbolizował nonsensowną anarchie i zniszczenie. Niewytłumaczalną rozumem i dlatego przerażającą. Heath Ledger stworzył u Nolana wybitną rolę, bo pokazał Jokera jako pana nihilistycznego zniszczenia, którego pokonać mógł tylko obłędny rycerz. Tutaj mamy Jokera, któremu mamy współczuć. Arthur jest ofiarą. Ofiarą cięć budżetowych na pomoc psychicznie chorym. Ofiarą odrzucenia przez krwiożerczych kapitalistów ( ojciec Bruce’a Wayne’a jest postacią trumpowską) oraz ofiarą tabloidyzacji mediów, żerującej na krzywdzie zwykłych ludzi.
Jego pełen pretensji do świata monolog na kanapie w show Franklina może być cytowany przez każdego Jamesa Holmesa, czującego się jak ofiara systemu. W końcu pierwszą zbrodnię Arthur popełnia na swoich oprawcach w metrze. W samoobronie. To znamienne, że kino jest już pod takim wpływem lewicowej agendy, że tajemnice zła tłumaczy społecznym albo technologicznym ( nowa wersja „Laleczki Chucky”) kontekstem nawet o opowieściach o postaciach będących symbolem archetypicznego zła. Phoenix tworzy przerażającą rolę. Doceniam jego wysiłki uczłowieczenia Jokera, co samo w sobie nie jest zadaniem przyjemnym. Problem w tym, że za tym uczłowieczaniem idzie motyw kary.
Travis z „Taksówkarza” karał swoje ciało w imię pokuty religijnej. Rupert z „Króla komedii” przyjmował upokorzenie w imię celebrytyzmu. Arthurowi zostaje samotny taniec i wygibasy w imię…no właśnie czego? Rewolucji przeciwko kapitalizmowi, co ma miejsce w finale „Jokera”? Kary dla systemu, wypluwającego Arthurów tego świata? To usprawiedliwienie jego zbrodni. Odwrócenie wektora w mitologicznej opowieści o wojnie dobra ze złem. Obłęd Arthura bierze się z obłędu Gotham. A więc znów winne jest społeczeństwo? To coś znacznie gorszego niż apoteoza nihilizmu.
4/6
„Joker”, reż: Todd Phillips, dystr: Warner Bros
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/466848-joker-krol-krwawej-komedii-to-niebezpieczny-film
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.