51 tysięcy widzów otwarcia „Legionów”. 41 tysięcy widzów na otwarciu „Piłsudskiego”. Przy budżecie 27 mln złotych filmu Dariusza Gajewskiego i 14 mln obrazu Michała Rosy, są to wyniki, mówiąc delikatnie, rozczarowujące.
„Polityka” Patryka Vegi w weekend otwarcia zgarnęła prawie milion widzów. Oczywiście Patryk Vega gra w zupełnie innej lidze ( swojej własnej) i każdy jego film komercyjnie deklasuje w naszych kinach konkurencje nawet z Hollywood. Do tego Vega sprytnie podkręca sukces licząc frekwencje nie od piątku otwarcia, ale środy (pokazy przedpremierowe). Niemniej jednak nie zapominajmy, że zeszły rok komercyjnie należał do polskiego kina. „Kler” zgromadził w kinach ponad 5 mln widzów. „Planeta singli” przekroczyła dwa miliony, a Vega kupił sobie nowy zegarek po przyciągnięciu też grubo ponad dwóch milionów widzów na „Kobiety mafii 2”.
Jedynym polskim filmem historycznym, który w zeszłym roku może pochwalić się niezłym sukcesem frekwencyjnym to „Dywizjon 303. Historia prawdziwa”, która ostatecznie zamknęła się w liczbie ponad półtora miliona widzów. To jednak wynik po wielu tygodniach na ekranach i wycieczkach szkolnych prowadzonych na seanse. Niemniej jednak „Dywizjon…” miał otwarcie 150 tyś. widzów. „Legiony” o 100 tyś. mniej.
„Oba filmy oglądałem w salach multipleksu na warszawskiej Pradze. Na „Legionach” siedziały poza mną dwie inne osoby. Na „Piłsudskim” – sześć. Nie traktuję tego jako werdykt. Były to wieczorne seanse w niedzielę i poniedziałek. Ale niewątpliwie frekwencja na tych filmach będzie sprawdzianem żywotności historycznych pasji Polaków.”- pisze w Tygodniku TVP Piotr Zaremba. Liczby otwarcia obu tytułów potwierdzają obawy Zaremby.
Co spowodowało, że Polacy nie poszli chętnie na dwa historyczne filmy pełne wielkich gwiazd w obsadzie ( Sebastian Fabijański, Borys Szyc, Magdalena Boczarska, Mirosław Baka) i nakręcone przez uznanych polskich reżyserów ( Dariusz Gajewski, Michał Rosa)? Nie można winy zwalać na polskich krytyków bombardujących widza przed premierą negatywnymi recenzjami. „Legiony” miały premierę na festiwalu w Gdyni. Krytycy, w tym piszący te słowa, musieli podpisać embargo na recenzje do dnia premiery filmu na festiwalu. „Piłsudski” miał dwie entuzjastyczne recenzje ( portal Więź i Gazeta Wyborcza) przed premierą. Negatywne opinie krytyków o obu filmach zaczęły spływać dopiero po weekendzie otwarcia. Jednak nie zapominajmy, że negatywne recenzje wcale nie mają takiego wielkiego wpływu na wybory widzów, co pokazuję chlastane niemiłosiernie filmy Vegi.
Nie może też prawica polska narzekać, że wpływ na słabe otwarcie miała jakaś nagonka „liberalnych mediów” na patriotyczne kino. „Legiony” są produkowane i pisane przez osoby o konserwatywnych poglądach- Macieja Pawlickiego/Adama Borowskiego i Tomasza Łysiaka. O ile „Smoleńsk” tych twórców rzeczywiście był kręcony z osobami wyłącznie kojarzonymi z prawicą, to „Legiony” są filmem, jak to się mówi na prawicy, „mainstreamowym”. „Piłsudski” jest natomiast obrazem filmowców nie mających absolutnie nic wspólnego z prawicą. Skoro nie krytycy kręcący nosami ( ja chwaliłem „Legiony” i krytykowałem „Piłsudskiego”) i brak „spisku liberalnych mediów”, to co spowodowało porażkę finansową obu filmów?
Ja uważam, że Polacy są po prostu zmęczeni historyczną narracją w dyskursie publicznym. Ekipa rządząca marzy o wielkiej międzynarodowej produkcji historycznej, pokazującej heroizm Polaków. Pytanie czy Polacy taki film chcą, skoro niespecjalnie tłumnie ruszają na takie kino w wykonaniu polskich twórców. A przecież filmów historycznych pojawia się w ostatnich latach sporo. Na samym festiwalu w Gdyni obok „Legionów” i „Piłsudskiego” mieliśmy choćby „Kuriera” Władysława Pasikowskiego. Akcja kilku innych filmów była umiejscowionych w czasie Zimnej Wojny („Ukryta gra”, „Obywatel Jones”, „Pan T.”) i podczas II Wojny Światowej („Czarny Mercedes”). W zeszłym roku mieliśmy na ekranach dwa filmy o „Dywizjonach 303” czy „Kamerdynera”. Żaden nie był spektakularnym finansowym sukcesem i nie dobił do frekwencji „Miasta 44” (milion siedemset tysięcy).
Czy naprawdę chodzi tylko o jakość tych obrazów? Nie, bowiem zarówno „Legiony” jak i „Kamerdyner” są solidnymi filmami. Szczególnie dzieło duetu Gajewski/Pawlicki jest wizualnie piękne i na pewno nie zanudzi młodego widza. Gra w nim na dodatek popularna młoda gwiazda (Fabijański) i jest popularny w hollywoodzkim kinie historycznym wątek miłosny.
Czy więc teza, że tematy historyczne zostały w ostatnich czterech latach „przegrzane” jest kontrowersyjna? Może zapotrzebowanie na wysokobudżetowe historyczne produkcje się wyczerpało i dziś widzowie oczekują kina skromniejszego, gdzie wielkie wydarzenia historyczne są tłem? Jestem ciekaw otwarcia „Pana T.” Marcina Krzyształowicza. Czarno biały, wystylizowany film rozciągnięty między różne gatunki opowiada o znanym pisarzu ( w domyśle Tyrmand) walczącym z komunistycznym systemem. To jednak film o czymś więcej niż o PRLu. Komunistyczna Polska z groteskowym Bierutem palącym marihuanę jest pokazana w ożywczy sposób. Podobnie było w „Zimnej wojnie” Pawlikowskiego, która jak na skromny czarno biały film poradziła sobie świetnie (931 tyś). Tam też komunizm został pokazany przez pryzmat cenzury w kulturze. Oba filmy pokazują ciekawą wariację na temat polskiej historii.
Mam nadzieję, że „Legiony” osiągną jeszcze satysfakcjonujący komercyjny sukces. Nie można jednak nie wyciągnąć wniosków z porażki finansowej w weekend otwarcia obu historycznych filmów. „Legiony”, co pisałem w swojej recenzji, to naprawdę solidny film korzystający z najlepszych hollywoodzkich rozwiązań. Jednak nie zadziałał na emocje Polaków. Może teraz czas na szukanie sposobu, by o historii mówić Polakom w inny sposób? Tylko jaki skoro szablon patriotycznego kina historycznego made in Hollywood jest jeden i „Legiony” go wypełniły?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/465797-skad-rozczarowujace-otwarcie-legionow-i-pilsudskiego