Wrzesień to nie jest według mnie dobry czas na takie historyczne premiery. Rodziny oszołomione wdrażaniem w szkolny rytm, wypłukane z pieniędzy po wakacjach, porządkujące ogródki i balkony. Ale mimo wszystko te trzy godziny trzeba znaleźć. Bo filmu takiego jak „Legiony” nie mieliśmy dawno i możliwe, że szybko nie doczekamy. Więcej - idę o zakład, że o większości dzieł prezentowanych choćby na festiwalu w Gdyni prędzej czy później zapomnimy, a opowieść o tych naszych przodkach, którzy rzucili wyzwanie trzem imperatorom, zostanie z nami na pokolenia. Podobnie jak kiedyś „Potop” czy „Pan Wołodyjowski”.
Trzeba to jednak obejrzeć w kinie, bo rację miał Jacek Karnowski stwierdzając iż „to pierwszy amerykański film o historii Polski”.
CZYTAJ: Wreszcie opowiadamy nasze dzieje jak na zwycięzców przystało
Co najważniejsze, dostajemy film komplementarny, pełny, skończony.
Po pierwsze zatem, jest to dobre, nowoczesne kino historyczne. Z pięknymi zdjęciami, dobrze zarysowanymi bohaterami, przeplatającymi się wątkami osobistymi i politycznymi.
Po drugie, rozmach produkcji leczy z kompleksów. Szarża pod Rokitną, bitwa pod Kostiuchnówką - to sceny cudowne, skrzące akcją, porywające. To prawdziwe kino wojenne.
Po trzecie, to film przepojony dumą z tamtych wydarzeń i miłością do Polski. Tak właśnie Ci ludzie chcieli siebie widzieć (co wiemy z pamiętników i wspomnień), tak my chcemy o nich pamiętać - jako o dumnych, pięknych, ale z krwi i kości, ze słabościami i namiętnościami, z różnymi „backgroundami” społecznymi, Polakach. O ludziach, którzy mieli odwagę - jakże nam jej dzisiaj nadal brakuje, kiedy często drżymy już nie przed kozacką nahajką, ale dużo mniejszymi zagrożeniami.
Oglądałem film z nastolatkiem przy boku. Gdy legioniści (świeżo przeistoczeni z Drużyniaków i Strzelców) ruszali do zaboru rosyjskiego, za kordon, szepnął: „jak niewielu ich”. Gdy kamera pokazywała bitwę, stwierdził: „ależ krwawa i kosztwona była ta walka o Polskę”.
Trudno o lepszą lekcję historii. Przez 140 minut filmu ani chwili znudzenia, utraty koncentracji. Bo „Legiony” wbijają w fotel od pierwszej do ostatniej minuty, także przedstawicieli młodszego pokolenia. Trudno o lepszą recenzję.
Bierzmy bliskich, nastolatki i idźmy na „Legiony”! Tam, gdzie filmu nie grają, prośmy o seanse. To film ważny i wciągający, przepiękny i arcypolski. Piękne domknięcie 100-lecia obchodów odzyskania Niepodległości przez Polskę.
Panom Maciejowi Pawlickiemu i Adamowi Borowskiemu (producenci), Dariuszowi Gajewskiemu (reżyseria), scenarzystom (m.in. Tomasz Łysiak) i wszystkim twórcom należą się zaś wyrazy dużego uznania. Ale samo uznanie nie wystarczy - jeśli taki film nie „zrobi widowni”, to kolejnych może nie być. Na wymówki nie ma miejsca - to świetne kino.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/465327-bierzmy-bliskich-nastolatki-tez-i-idzmy-na-legiony