„Ten film to bałagan. Wstydzę się, że moje imię jest z nim łączone” - napisał na Twitterze David Morell, autor książki „Pierwsza Krew”. Film pod tym samym tytułem z 1982 roku rozpoczął jedną z najsłynniejszych filmowych serii, znanych potocznie jako „filmy o Rambo”.
Miałem obawy, gdy Sylvester Stallone ogłosił, że po raz piąty zamierza wcielić się w najsłynniejszego filmowego weterana wojny wietnamskiej. Obawiałem się, że historia Rambo zostanie wykorzystana tylko do tego, by podtrzymać popularność Stallone, która dosyć niespodziewanie wróciła po serii „Niezniszczalni” i została przypieczętowana Złotym Globem oraz nominacją do Oscara za fenomenalną reaktywację Rockiego Balboa w „Creed”.
Po seansie „Rambo. Ostatnia krew” muszę niestety przyznać, że moje obawy były uzasadnione. O ile druga część „Creed” postawiła ostatecznie kropkę nad i historii „Włoskiego Ogiera”, o tyle najnowszy „Rambo” kompletnie niczego nie wnosi do opowieści o najsłynniejszym popkulturowym komandosie z Zielonych Beretów. Gdyby Stallone chciał z klasą zakończyć mitologię tej archetypicznej już postaci, poprzestałby na „Johnie Rambo” z 2008 roku. Dostaliśmy wówczas brutalną opowieść o ostatniej walce mieszkającego w azjatyckiej dżungli komandosa, toczącego walkę nie tylko z birmańskimi siepaczami, ale też własnymi demonami. W finale tego filmu Rambo po latach tułaczki i toczonych wojnach w Wietnamie i Afganistanie wrócił do domu w Arizonie. Czy odzyskał spokój? Czy pokonał wroga w swoim sercu? Powinniśmy pozostać z tą myślą sami.
„John Rambo” wyeksploatował wszystko, co powinniśmy wiedzieć o tej postaci. Nabrała ona głębszego wymiaru niż w dwóch klasykach kina akcji z lat 80-tych (część II i III). Stallone nawiązał dekadę temu do naznaczonego debatą polityczną o wojnie w Wietnamie pierwszego filmu w reżyserii Teda Kotcheffa. Syndrom stresu pourazowego, alienacja i próba odkupienia własnych win- wszystko to satysfakcjonująco Stallone uwypuklił. Nie był to film na poziomie dwóch „Creedów”, ale rozwijał przynajmniej w ciekawym kierunku ikonograficzną postać. To główny powód, dla którego nie widzę najmniejszego sensu w nakręceniu „Rambo. Ostatnia krew”.
John Rambo mieszka na ranczo w Arizonie z przybraną córką Gabrielle (Yvette Monreal) i jej babcią. Matka Gabrielle nie żyje. Dziewczyna tuż po skończeniu szkoły średniej trafia ślad swojego ojca, który zostawił rodzinę i uciekł do Meksyku. Tam wpada w ręce karteli narkotykowych handlujących kobietami. John nie chce już walczyć. Pragnie jedynie spokoju na swojej farmie, gdzie zamienił się w kowboja. Ma jednak kolejną wojnę do stoczenia. Tym razem w imię własnej rodziny, a nie kraju.
Można było ten schemat jakoś ciekawie ograć, mimo, że jest to kopia z poprzedniego filmu. Birmańską junte wojskową zastępuje meksykański kartel, a bronionych chrześcijan przybrana córka Johna. Reszta jest taka sama. Przemoc ekranowa jest w wydaniu wręcz gore (wyrywane z ciała kości, serca i rozpryskujące się mózgi), natomiast John nadal nie może odgonić od siebie wspomnień z Wietnamu i Afganistanu. Na dodatek ta historia jest pozbawiona dramatyzmu, mimo wynajęcia reżysera przyzwoitego filmu o wojnie z kartelami pt. „Zabić Gringo”.
Zaskakuje jednak to, że tym razem nie działa zupełnie sentymentalna opowieść o zagubionym w nowych czasach twardzielu kierującym się starotestamentalną zasadą oko za oko. Ja jestem dzieciakiem ery VHS, więc zawsze prostolinijna mądrość moich bohaterów z dzieciństwa mnie chwyta za serce. Tym razem czułem wyłącznie znużenie i (finałowy monolog) zażenowanie. Po trylogii zemsty Tarantino, w której dokonano miazgi z rasistów, nazistów i morderców niewinności lat 60-tych, ręka sprawiedliwości Johna Rambo też jest wtórna.
Niemniej jednak cieszy widok masakrowanych w rytm „Five to one” Doorsów (to ciekawe, że Rambo zaczął słuchać hipisów, na których psioczył w „jedynce”) bandytów, którzy porywają i zmuszają do prostytucji młode kobiety. Od tego jest Rambo. A raczej był. Chyba, że 73- letni Stallone zrobi serial o mścicielu czyszczącym Amerykę z szumowin. Tyle, że od tego mamy superherosów w komiksowym kinie.
2/5
„Rambo. Ostatnia krew”, reż: Adrian Grunberg, dystr: Monolit
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/465101-rambo-ostatnia-krew-masakra-w-stylu-gore-tylko-po-co
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.