Quentin Tarantino w ostatnich wywiadach zapewnia, iż nie żartował zapowiadając, że po dziesiątym swoim filmie idzie na reżyserską emeryturę. Zdaniem reżysera, którego film nr. 9 właśnie zadebiutował na amerykańskich ekranach, reżyserzy z wiekiem stają się coraz gorsi. Cóż, na pewno do serca tych słów nie wziął sobie jeden z mistrzów Tarantino, którego ten od początku kariery w swoich filmach cytuje. 78 letni Brian de Palma nakręcił ponad trzy dziesiątki filmów i nie zamierza zawieszać reżyserskiego klapsa na ścianie.
Ostatni wielki kasowy hit De Palma wyreżyserował ponad dwadzieścia lat temu ( „Mission impossible”). Ostatnią prawdziwą perłę kina dał nam ćwierćwieku temu („Życie Carlita”). Jego ostatnie filmy spotykają się z chłodnym przyjęciem albo wręcz szyderstwem krytyków. Tak jest w przypadku pojawiającego się u nas tylko na DVD i VOD duńsko-belgijskim „Domino”. To zabawne, że jeden z najbardziej amerykańskich i najważniejszych dla amerykańskiej nowej fali z lat 70-tych reżyserów zaczął kręcić filmy za pieniądze Europejczyków. Poszedł za przykładem innej ikony z Nowego Jorku Woody Allena? Chyba nie, bo jeszcze przed premierą odciął się od duńskich producentów. „Dla mnie była to szansa na eksplorowanie narracji wizualnej. Nie pisałem do niego scenariusza”- asekurował się w jednym z wywiadów.
Opowiadający o duńskim policjancie (Nikolaj Coster-Waldau), który szuka zabójcy swojego partnera mającego związki z ISIS film jest kuriozalny, irytujący i… zdumiewająco pociągający. Wszystko dzięki ręce de Palmy. Reżyser wybitnych klasyków jak „Carrie” i „Wybuch” w każdej scenie zostawia tak mocne odciski palców, że nie da się „Domino” pomylić z filmem żadnego innego reżysera. Gdyby nie de Palma, dostalibyśmy sensacyjny przeciętniak, który co najwyżej mógłby być jednym z pobocznych wątków kolejnego sezonu tasiemcowego już „Homeland”. Policjanci z Kopenhagi, zamachy ISIS w europejskich miastach, komiksowo zły agent CIA (Guy Pierce), wiedzący wszystko o wszystkich bo, jak sam krzyczy, „CIA czyta wszystkie maile”. Brakuje tylko Jacka Bauera wracającego z moskiewskiego więzienia.
A jednak ten film długo zostanie w mojej pamięci. Kilka scen przypomina o mistrzowskiej brawurze reżysera „Człowieka z blizną” bezczelnie zapatrzonego od zawsze w Hitchcocka. Gonitwa na dachach kopenhaskich kamienic to ukłon w stronę „Vertigo”. Ma to wszystko momentami energię i pomysłowość ocierającą się o sceny na dworcach w „Życie Carlina” i „Nietykalnych”. Podzielony ekran i perspektywa pierwszej osoby w ujęciach zamachu terrorystycznego na festiwalu filmowym w Holandii ( de Palma wyobraża sobie, że strzela do branży?) oraz finałowa scena na hiszpańskim stadionie, mają natomiast w sobie świeżość ujęć z wczesnych „Sióstr” albo „W przebraniu mordercy”.
„Domino” to film przeznaczony dla fanów Briana de Palmy. Ma on wszystko co definiuje de palmowskie kino- nieufność do władzy, spiskowe teorie, wszechobecny voyeryzm. Przede wszystkim ma jednak brawurę reżyserską amerykańskiego filmowca. Wolę oglądać bałaganiarski banał z muśnięciem mistrzowskiej ręki niż poprawnie nakręcony thriller, ale pozbawiony szaleństwa i pasji.
3/6
„Domino”, reż: Brian de Palma. Film dostępny na VOD I DVD
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/457662-domino-de-palma-zostawia-odciski-mistrzowskich-palcow