Postawiłem kiedyś tezę, że S. Craig Zahler jest w pewnym stopniu reżyserem o wrażliwości konserwatywnej. No może przesadzam. Jego filmy nie tyle są konserwatywne, ile igrają z poprawnością polityczną w bezczelnie przewrotny sposób. Zahler hołduje też wartościom, o których dzisiejsze kino zapomina. Męstwo, przyjaźń, poświęcenie- o tym są brutalne i szokujące dla wrażliwego widza dzieła 46 letniego pisarza i filmowca.
W znakomitym westernie „Bone Tomahawk” Zahler umieścił w centralnym punkcie głęboko wierzącego chrześcijanina walczącego z plemieniem Indian-kanibali. W „Blok 99” uderzył wątkiem antyaborcyjnym. Wszystko ukrył w sosie b-klasowego kina exploitation. Zahler uwielbia bawić się gatunkami kina. Inaczej niż nihilista Tarantino żongluje nimi nie dla samego efektu. On za pomocą szoku i kontrowersji chce powiedzieć coś ważnego o świecie. W „Krew na betonie” Zahler bierze na tapetę policyjne kino kumplowskie. Dwóch gliniarzy zostaje zawieszonych za brutalne potraktowanie bandziorów. Wyjęty ze świata Harry’ego Callahana stary wyga (Mel Gibson) jest zmęczony systemem, który nie akceptuje bezkompromisowości starej szkoły. Mieszka w podłej dzielnicy. Jego córka jest prześladowana przez czarnoskórych chuliganów, a żona cierpi na ciężką chorobę. Jego 20 lat młodszy partner (Vince Vaugh) jest pedantycznym smakoszem życia, pragnącym oświadczyć się swojej pięknej dziewczynie. Boi się jednak, że nie utrzyma jej, parafrazując Pasikowskiego, z pensji psa. Zawieszeni przez przesiąkniętego strachem przed politpoprawnymi mediami naczelnika (Don Johnson jako Sonny Crocket za biurkiem) postanawiają zrobić skok na gangusów kradnących złoto.
Tylko szkielet tej historii jest „pulpowy”. Zahler znów w gatunkowe kino wkomponowuje opowieść o Ameryce. Przez cały czas przewija się wątek Safari, w które gra na komputerze ze swoim bratem gangster (Tory Kittles). Ameryka to dżungla, gdzie wygrywa silniejszy? To zbyt banalne. Zahler wbija więc szpile w rządzącą Ameryką poprawność polityczną. Gliniarze zostają zawieszeni bo byli „zbyt mało delikatni”, choć wyeliminowali bandziorów handlujących prochami pod szkołami. „Dziś oskarżenie o rasizm, jest jak oskarżenie o bycie komunistą w latach 50-tych.”- mówi jeden z gliniarzy. Lewica jest jak senator McCarthy? Gong Zahlera godny igrania z romantycznym wizerunkiem „Rdzennych Amerykanów” w jego wybitnym westernie z 2015 roku! Zabawne, że „Krew na betonie” był po premierze oskarżany o rasizm. Pewnie przez słowa żony starego gliniarza (Laurie Holden) mówiącej, że zanim zamieszkała w dzielnicy z czarnoskórymi chuliganami, była liberałką. Cóż, Zahler uderzył w stół. Nożyce politpoprawności się odezwały.
Jest to jednak przede wszystkim opowieść o męskiej przyjaźni i poświęceniu. Para gliniarzy, choć robi złą rzecz, jest wyjęta z kina Jean-Pierre Melville’a. Mają w sobie romantyzm i mrok postaci z kina francuskiego mistrza gatunku. Kobiety u Zahlera potrzebują ochrony mężczyzn (seksizm!), a nawet najgorsi łajdacy wypełniają słowo honoru dane wrogowi (zuchwały patriarchalizm! ). Taki film mógłby nakręcić Pasikowski, gdyby miał w sobie więcej szaleństwa i umiejętności międzygatunkowej żonglerki. Kino Zahlera jest pełne przemocy i przeciąga widza po krwawym betonie. Nie zapomina jednak reżyser, że nawet epizodyczne ofiary mają imiona i tożsamość. Ten twórca brutalnego, męskiego kina ma w sobie wiele empatii. To czyni go kimś zupełnie innym niż Tarantino.
5/6
„Krew na betonie”, reż: S. Craig Zahler, dystr: Monolit
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/454936-krew-na-betonie-niepoprawna-politycznie-krwawa-jatka