„Przeczytam dzieła Marksa, a kolegów więźniów będę nawracać na komunizm” – zapowiedziała w 1999 r. 87-letnia Melita Norwood zwana „Czerwoną babcią”. Kobieta została rozpoznana jako sowiecki szpieg dzięki dokumentom wywiezionym z Moskwy przez byłego sowieckiego funkcjonariusza Wasilija Mitrochina. Do więzienia ostatecznie nie trafiła, dożywając swoich dni do 2005 r. Jej kuriozalny występ we włas- nym ogrodzie, gdzie z miną bezbronnej staruszki broniła się przed zarzutami o zdradę Wielkiej Brytanii, przeszedł do historii.
W „Archiwum Mitrochina” Norwood kryjąca się za pseudonimem „Hola” jest opisana jako osoba „wierząca niezachwianie w zwycięstwo komunizmu”. Przez 40 lat była agentką KGB i NKWD jako pracownica Brytyjskiego Towarzy- stwa Badawczego Metali Niezależnych. W jej teczkach jest informacja, że pracowała z powodów ideologicznych. Zwerbował ją w 1935 r. Andrew Rothstein, jeden z założycieli Komunistycznej Partii Wielkiej Brytanii. „Podobnie jak agenci z siatki Pięciu Wspa- niałych Norwood pracowała dla NKWD z motywów ideologicznych, inspirowana przez mityczny obraz Związku Sowie- ckiego z broszur propagandowych, daleki od brutalnej rzeczywistości stalinowskich rządów” – czytamy w książce Wasilija Mitrochina i Christophera Andrew. Zdaniem autorów była tak cenną agentką, że utrzymywano z nią kontakt nawet, kiedy zawieszono współpracę ze słynną Piątką z Cambridge. Już po 1945 r., czyli w czasie gdy Związek Sowiecki był w stanie zimnej wojny ze światem Zachodu, przekazywała cenne informacje na temat programu budowy pierwszej brytyjskiej bomby atomowej.
„Zrobiłam, co zrobiłam, nie dla pieniędzy, ale po to, by zapobiec pokonaniu nowego systemu, który, za wielką cenę, dał zwykłym ludziom jedzenie i środki do życia, których nie mieli. Dał również dobrą edukację i opiekę zdrowotną” – napisała w oświadczeniu Norwood. „Czerwona babcia” innymi słowy mówiła, że warto było bronić systemu mającego na koncie 100 mln ofiar. Warto było jej zdaniem bronić systemu, który spowodował cywilizacyjne zapóźnienia połowy Europy i utrzymywał biedę w zatrutych czerwonym wirusem krajach na niemal każdym kontynencie świata. Warto było go bronić, bo… dał edukację i jedzenie biednym. Bezczelność czy rzeczywista ignorancja i ideologiczne zacietrzewienie?
Trudno o przykład bardziej infantylnej, ale i niebezpiecznej propa- gandy komunistycznej, niż ta, która płynęła z ust Brytyjki. Norwood powinna spędzić ostatnie lata życia w więzieniu za zdradę stanu. Powinna być ukarana jak każdy kolaborant totalitarnego reżimu zdradzający własny kraj. Zamiast wiecznej infamii nakręcono na motywach jej życia film, który 14 czerwca wchodzi do polskich kin.
„Tajemnica Joan” jest luźno zainspirowana życiem Norwood. Film w reżyserii Trevora Nunna został oparty na motywach bestsellerowej powieści Jennie Rooney. „Czerwona babcia” nazywa się tutaj Joan Stanley i jest młodą, ideową studentką Cambridge, która przez miłość do przystojnego Rosjanina wchodzi w świat brytyjskich komunistów. Joan (Sophie Cook son) pracuje jako fizyk dla brytyjskiego rządu, biorąc udział w wynalezieniu atomowej bomby. Cały czas ma kontakt z Sowietami, przekazuje im tajne informacje. Dlaczego? Nie tylko z miłości, ale również przez przerażenie po zrzuce- niu przez Amerykanów bomby atomowej na Nagasaki i Hiroszimę. Tak tłumaczy swoją współpracę z Sowietami synowi, który ma ją bronić przed sądem po zatrzymaniu przez MI5.
Nie wiem, po co wybitna aktorka, jaką jest Judi Dench, przyjęła rolę „Czerwonej babci” w tak propagandowym filmie. Nie dość, że „Tajemnica Joan” jest bardzo schematycznym i skrojonym raczej pod format telewizji, a nie kina obrazem, to na dodatek w zupełnie jednowymiarowy i plakatowy sposób pokazuje ciekawą przecież bohaterkę. Twórcy nie chcą pokazywać jednoznacznego obrazu zafascynowanej stalinowską Rosją młodej komunistki. Zamiast na poważ- nie próbować spojrzeć na jej moralne wybory, idą drogą na skróty, która może przekonać wyłącznie dziecko, albo kogoś, kto patrząc na historię XX w., jest ślepy na lewe oko. Autorzy filmu uciekają więc w bałamutne rozważania o idealizmie kobiety, której historia przyznała rację (sic!). „Chciałam po- koju, bo moje pokolenie miało dosyć wojen. Chciałam, by Sowieci mieli bombę atomową, bo dzięki temu nikt jej nie użył” – mówi swojemu przerażonemu początkowo synowi. Ostatecznie go, o zgrozo!, przekonuje. Tak jak ma przekonać widza.
Mamy uwierzyć, że Melita Norwood ukryta w postaci Joan jest bohaterką pozytywną, bo przecież do wojny nuklearnej rzeczywiście w czasie zimnej wojny nie doszło. Czy w takim razie twórcy chcą nam powiedzieć, że bomba atomowa w rękach wyłącznie Amerykanów i Brytyjczyków spowodowałaby wojnę w Europie, której udało się uniknąć przez równowagę sił? Jeżeli tak, to należy dojść do wniosku, że to zachodni świat był agresorem, a Związek Radziecki musiał się bronić. To już nie tylko bałamutna teza, ale czysta komunistyczna propaganda. Można machnąć ręką na sposób pokazania brytyjskich komunistów i sowieckich kolaborantów. Przystojni mężczyźni i pewne siebie, seksowne kobiety wygłaszający piękne slogany są typowi dla romantycznego postrzegania komunizmu przez lewicowe elity na Zachodzie. Taka percepcja komunizmu jest modna w kinie tworzonym przez przepojonych prokomunistyczną narracją elit wywodzących się z pokolenia ’68. Trudno jednak przejść obojętnie obok bezrefleksyjnego spojrzenia na motywy kolaboracji z jakimkolwiek totalitarnym reżimem.
„Tajemnicę Joan” w najlepszym razie można odebrać jako infantylizację najnowszej historii. Trudno jednak oburzać się na tych, którzy widzą w niej elementy komunistycznej propagandy. Film nie wspomina o milionach ofiar sowieckiego reżimu. Jedna scena pokazująca naiwność członków komunistycznej partii w Wielkiej Brytanii podczas głośnego odczytywania wymuszonej przez Stalina samokrytyki Lwa Trockiego jest zrozumiała wyłącznie dla znających historię ZSRR widzów. Dla masowego zachodniego odbiory filmowi sowieccy kolaboranci pomagający zbudować stalinowskiej Rosji broń atomową są romantycznymi bohaterami. Niezrozumianymi przez własny kraj. Odrzuconymi przez własne dzieci. To bohaterowie o twarzy uwielbianej przez widzów Judi Dench. Tej samej, która grała M w sześciu filmach z serii o Jamesie Bondzie i dostała Oscara za rolę Królowej Elżbiety w „Zakochanym Szekspirze”.
Nie przez przypadek w jednej ze scen widzimy, jak Joan wnosi kawę w kubku z Che Guevarą. Dziś ten kubański psychopatyczny morderca, który notabene miał pomysł, by wykorzystać broń atomową przeciwko USA, co rozbija w pył cały przekaz filmu Trevora Nunna o pokojowych zamiarach Sowietów, jest popkulturową ikoną. Jest nadrukiem na T-shircie i symbolem czerwonego romantyzmu. Propagandowy wizerunek Guevary umocnił dwuczęściowy (trwający cztery i pół godziny) filmowy elaborat „Che” Stevena Soderbergha z Benicio del Toro w głównej roli. Ten film rozgraniczał przy- najmniej działalność Che od zbrodni komunizmu. Robił to w zakłamany i propagandowy sposób, ale przynajmniej stawiał granicę między różnymi twarzami komunizmu. Wy- mowa „Tajemnicy Joan” jest natomiast jednoznaczna: dzięki kolaborantom sowieckim świat stał się lepszy, bo uchronił go od wojny. Do tego bohaterka nie jest ani nierozumiejącą wiele z historii socjalistyczną rewolucjonistką, protestującą przeciwko kapitalizmowi w markowym T-shircie z I-Phonem w ręku. Nie jest też jak uroczy w swym marksistowskim zapale z wybitnej agitki „Wiek XX” Bernardo Bertolucciego. Ona do końca przekonuje, że nie zdradziła swojego kraju, będąc agentką NKWD. Zdrada w imię komunizmu nie jest przecież zdradą. To najbardziej przerażająca wymowa tego filmu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/450791-tajemnica-joan-sowiecka-agentka-bohaterka
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.