Czy to następny JFK? Wygląd już ma. Skrajnie progresywne poglądy torują mu drogę w coraz mocniej lewicowych mediach i pozwalają na wejście w buty wczesnego Baracka Obamy. Podobnie jak była kelnerka z Bronxu, a dziś gwiazda Izby Reprezentantów Alexandra Ocasio-Cortez, Beto O’Rourke jest przedstawicielem rewolucyjnych sił w Partii Demokratycznej.
Oboje nie boją się słowa socjalizm, który wykluczał do niedawna z mainstreamu amerykańskiej polityki nawet na lewicy. Krytykują korporacje, od których nie biorą pieniędzy na kampanie. Mają oboje rock’n rollowy luz i umiejętność grania nowoczesnymi mediami. Ona podkreśla, że była kelnerką, która zmiotła ze sceny politycznej starego wyjadacza z Partii Demokratycznej Josepha Crowleya. On korzysta z tego, że w młodości był w kapeli punkowej i umie nawiązać nić porozumienia z każdą widownią. W 2012 roku pozwoliło mu to wygrać wybory do Izby Reprezentantów, gdy pokonał zasiadającego w Kongresie od 8 kadencji Silvestra Reyesa.
Beto O’Rourke mieszka w Teksasie, ma trójkę dzieci i porusza się pickupem. Tyle, że nie jest to amerykański wóz z Detroit, ale japońska Toyota. Dzieci wychowuje w kulcie poprawności politycznej i umiłowaniu postulatów mniejszości etnicznych oraz LGBT. „Urodziłem się by zostać prezydentem USA”- mówi w jednym z licznych wywiadów, jakich udziela nie tylko tradycyjnym mediom. Niektórzy nazywają go nowym Obamą. Inni nie mogą się nachwalić fizycznego podobieństwa do Kennedych. Porównuje się go też do prezydenta Jimmiego Cartera. Mają mieć ten sam optymizm, uczciwość i dar zjednywania sobie zwykłych Amerykanów. Również tych nie lewicowych. Różnica jest taka, że Cartera z Białego Domu wyrzucił idący z konserwatywną kontrrewlucją Ronald Reagan, a Beto O’ Rourke ma pokonać właśnie twarz prawicowej „reakcji” z Białego Domu.
Jest charyzmatyczny. Zjednuje sobie tłumy. Jako jedyny spośród kandydatów na kandydatów wygenerował wokół siebie tak zwaną manię – betomanię. Może nie tak szaloną jak obamomania, ale poczekajcie, na razie działał tylko w Teksasie. Z Obamą znają się zresztą świetnie. Raz byli nawet razem w Wietnamie. Kandydat – wtedy jako młody kongresmen – zobaczył tłumy na ulicach wiwatujące na cześć prezydenta i pomyślał, że on też by tak chciał. Zmieniać świat. Inspirować.
zachwycała się Teksańczykiem w kwietniu tego roku Gazeta Wyborcza.
Beto O’Rourke rzucił w konserwatywnym Teksasie rękawice potężnemu Republikanowi Tedowi Cruzowi. Dokonał prawie niemożliwego i minimalnie przegrał wyścig do Senatu w stanie tak dalekim jego poglądom. Dzięki swoim występom transmitowanym na Instagramie i Facebooku pojawił się w najpopularniejszych telewizyjnych programach i okładce Vanity Fair. Stał się jedną z najgorętszych politycznych gwiazd i celebrytą pełną gębą. Mówi płynnie po hiszpańsku, co w czasie obrony Latynosów przed narracją Trumpa jest dla lewicy atutem nie do przecenienia. Beto na dodatek jak własną kieszeń zna przygraniczne meksykańskie Juárez, które jest dziś symbolem przestępczości narkotykowych karteli. Miasto to ma już swoje stałe miejsce w popkulturze.
Twórcy dokumentu „Kampania Beto”, który można oglądać na polskim HBO GO towarzyszyli mu całą drogę po 254 hrabstwach Teksasu, pokazując jak rewolucyjnie wykorzystał media społecznościowe i bezpośredni kontakt z wyborcami. I właśnie to jest najciekawszy element rewolucji, jaką prowadzą w USA politycy nowej lewicy. Zarówno Cortez, o której dokument zrobił konkurencyjny dla HBO Netflix ( to zabawne jak należące do korporacji medialne giganty pompują socjalizujących polityków budujących poparcie na walce z korporacjami) jak i O’Rourke budują popularność omijając tradycyjne media. „Kampania Beto” uzmysławia jak głęboko polityk Demokratów pozwolił wyborcom wejść w swoje życie rodzinne. On nie tylko wpuścił do domu kamery telefonów komórkowych, ale posadził swoje dzieci przez kamerami dokumentalistów i pozwolił wygłaszać polityczne manifesty.
Co jest jednak w tym najbardziej znamienne, O’ Rourke przejął w walce z Tedem Cruzem metody swojego największego wroga Donalda Trumpa. Podczas jednej z debat nazwał Cruza „kłamliwym Tedem”. Ten epitet padał z ust Donalda Trumpa w czasie prawyborów Partii Republikańskiej, gdy senator z Teksasu był jednym z głównych oponentów obecnego prezydenta USA. Beto przypomina swojego największego wroga nie tylko w warstwie komunikacyjnej z wyborcami ( Trump ma Twittera, a on Facebooka i Instagrama), ale również narracyjnej.
O’Rourke chce odzyskać demokrację z rąk korporacji. Chce, choć nie używa tego stwierdzenia, osuszyć bagno Waszyngtonu z wpływów nieprzyzwoicie bogatego prywatnego sektora. On chce znów „make america great again”. Tyle, że mówi to innymi słowami.
Trump, co jest paradoksem, rozpoczął antysystemowy walec waszyngtońskiej polityki, pokazanej w krzywym zwierciadle choćby w „House of Cards”. Błędem jego oponentów z Partii Demokratycznej jest niedostrzeżenie jakie namiętności rządzą obecnie zwykłymi Amerykanami. Dokładnie ten sam błąd popełnia oderwana od narodu polska opozycja, która przypłaciła to druzgocącą porażką ostatnich wyborach. Jednak zarówno Cortez jak i O’Rourke dostrzegają emocje rządzące amerykańskimi wyborcami. Widzą potrzebę własnej transparentności, mówienia prostym językiem i budowania przekazu na emocjach. Inna sprawa czy będą umieli w ten sposób przekonać do swojej agendy większość Amerykanów.
Jednak to oni wyciągnęli odpowiednie wnioski po victorii Donalda Trumpa. Dlatego warto zerknąć na dokumentalne filmy o ich kampaniach. Zwycięskiej u Cortez i przegranej ( ale wygranej wizerunkowo i medialnie) O’Rourke. Oni są przyszłością amerykańskiej lewicy i wzorem do medialnego naśladowania dla polskich polityków.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/449249-beto-orourke-nowa-gwiazda-amerykanskiej-lewicy