Kara za grzechy i odkupienie win. O tym jest kontynuacja jednego z najciekawszych seriali ostatnich lat. Pierwszy sezon oparty był na powieści Liane Moriarty. We wchodzącej właśnie na ekrany kontynuacji Moriarty jest współautorką scenariusza.
Miałem ogromne wątpliwości, czy jest sens kręcić dalszą część tak dobrze zamkniętej opowieści. Szczególnie że projekt opuścił Kanadyjczyk Jean-Marc Vallée („Witaj w klubie”). To jeden z najciekawszych reżyserów pracujących obecnie w Hollywood, specjalista od tworzenia skomplikowanych kobiecych postaci Jest też reżyserem innego znakomitego serialu HBO – „Ostre przedmioty”. Obie produkcje opowiadały o tajemnicy, autodestrukcji wynikającej z traumatycznego przeżycia oraz obnażały hipokryzję z pozoru poukładanej społeczności. Taki jest świat z „Wielkich kłamstewek”. To kalifornijski raj na ziemi. Palmy, ocean, słońce i pieniądze. Piękne kobiety z jeszcze piękniejszymi, wygłaskanymi dziećmi w najdroższych samochodach. Przystojni mężowie zarabiający krocie jako prawnicy, biznesmeni i informatycy. W raju dochodzi do zbrodni wpływającej na życie wszystkich bohaterów. Druga odsłona serialu opowiada o konsekwencjach życia ze świadomością bycia częścią kłamstwa, naznaczonego krwią przyjaciela, męża i ojca własnych dzieci.
Śmierć sadystycznego męża Celeste (Nicole Kidman) Perry’ego (Alexander Skarsgård) w najróżniejszy sposób wpływa na wszystkie kobiety, które w finale pierwszego sezonu były jej świadkiem. Jane (Shailene Woodley) musi się zmierzyć z ujawnieniem synkowi, kto jest jego ojcem. Zawsze pewna siebie i wygadana Madaline (Reese Witherspoon) zderza się z własnymi grzechami w małżeństwie i buntem córki. Natomiast celebrytka Renata (Laura Dern) spada z bardzo wysokiego konia przez finansowe machlojki męża. W depresji zaczyna tonąć Bonnie (Zoë Kravitz), która najmocniej przyczyniła się do „uwolnienia” katowanej przez Perry’ego żony. Czy jednak zamknięty w złotej klatce koszmar kobiety nie był rodzajem perwersyjnej gry? Sugestywnie grana przez Kidman Celeste wciąż w dziwny sposób tęskni za zatrutym związkiem. Widzi też, jak śmierć męża wpływa na jej dwóch synków, dla których był on wymarzonym, kochającym ojcem. Na domiar złego do miasteczka sprowadza się matka Perry’ego grana przez samą Meryl Streep. Jej rola to najmocniejszy punkt pierwszych trzech odcinków (tyle obejrzałem przedpremierowo) „Wielkich kłamstewek 2”. Zdobywczyni trzech Oscarów nigdy nie schodzi z wysokiego poziomu aktorstwa. Nawet grając na autopilocie, olśniewa naturalnością i charyzmą. Tutaj momentami gra na nutach znanych z wspaniałej roli w „Aniołach w Ameryce” (2003), co jednak nie zmienia tego, że jej pojedynki z innymi zdobywczyniami Oscarów Nicole Kidman i Resse Witherspoon w każdej scenie elektryzują. Pojawienie się szukającej przyczyn śmierci syna złośliwej teściowej ożywia historię, pozbawioną napięcia z pierwszej odsłony sygnowanej nazwiskiem Vallée. Siłą pierwszego sezonu było spojrzenie na hipokryzję dorosłych z perspektywy dzieci.
To spięcie między dziećmi prowadzi do opadnięcia masek z twarzy pozornie szczęśliwych i przyjaznych kobiet. Za nimi kryje się rozbicie, smutek, złość, kompleksy, strach oraz nienawiść. Teraz widzimy konsekwencje jednego wydarzenia, co może, ale wcale nie musi, zamienić opowieść w rodzaj moralitetu. Oczywiście czysto laickiego i pozbawionego duchowości. Jean-Marc Vallée pokazał w „Dzikiej drodze”, jak wrażliwym jest obserwatorem kobiecych tragedii. Czysto ludzkich, codziennych i przyziemnych problemów. Kanadyjczyk ukazywał, jak oderwani od problemów zwykłych ludzi, opływający w dostatku „arystokraci” niszczą nadopiekuńczością własne dzieci i są więźniami własnego plastikowego, zatopionego w politpoprawność świata. To kolejny bardzo ciekawy element opowieści, kontynuowany w drugiej części serialu. Chodzące do elitarnej szkoły dzieci są typowymi „śnieżynkami”. Przewrażliwione, kruche jak płatki śniegu, chowane w bezpiecznej bańce dostają ataku paniki podczas lekcji o ociepleniu klimatu.. Vallée za pomocą retrospekcji, nielinearnej narracji potrafił co chwila podnosić temperaturę opowieści, by nie ugrzęzła w melodramatycznych dołach. Mylił tropy, zwodził, ale ani na moment nie odrywał jej od czterech zatopionych w wielkich kłamstewkach kobiet.
Kłamstewka narosły tak bardzo, że zamieniły się w jedno wielkie kłamstwo, z którego konsekwencjami muszą się zmierzyć bohaterki drugiego sezonu. Ten sezon jest pozbawiony suspensu „jedynki”. Jest pozbawiony sensacyjnej otoczki i tajemnicy. Przypomina raczej rodzaj długiego epilogu, podczas którego zastanawiamy się czy bohaterowie, których dramatyczne czyny sobie zracjonalizowaliśmy i może nawet usprawiedliwiliśmy, doświadczą konsekwencji. Nie uważam, że ten serial koniecznie potrzebował takiej kropki nad i. Niemniej jednak wygląda na to, że jest ona stawiana bardzo precyzyjnie i mądrze. Ten sezon również intryguje, choć na zupełnie innej płaszczyźnie.
4,5/6
„Wielkie kłamstewka. Sezon 2” od 10 czerwca na HBO i HBO GO
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/449080-wielkie-klamstewka-sezon-2-meryl-streep-wchodzi-do-gry