Bałem się tego powrotu. 13 lat po ostatnim odcinku „Deadwood” pojawił się film, który kończy wszystkie wątki jednego z najlepszych w historii telewizji.Mogło zakończyć się jak zjazd absolwentów i sentymentalne „the best of” trzech sezonów z lat 2004-06. David Milch dał nam jednak rasowy western, godny przełomu jakim był „Deadwood” dekadę temu.
Leżące w Dakocie Południowej miasteczko Deadwood jest jedną z ikon Dzikiego Zachodu. To tutaj zamordowany został „Dziki Bill” Hickcock. W tym zamieszkanym dziś przez około 1500 osób miasteczku spoczywają zwłoki kobiety rewolwerowca Calamity Jane. Stoi w Deadwood do dziś hotel należący kiedyś do jednego z najsłynniejszych szeryfów Dzikiego Zachodu Setha Bullocka. Swoje machlojki robił tu George Hearst, ojciec słynnego magnata prasowego Williama Hearsta. W czasie gorączki złota miasteczko było mekką dla typów spod najciemniejszych gwiazd. Rewolwerowcy, złodzieje, prostytutki, ale też przedstawiciele elit finansowych ze wschodniego wybrzeża stworzyły specyficzny mikrokosmos, symbolizujący całą Amerykę. Milch doskonale do wszystko uchwycił.
Akcja „Deadwood. Film” rozgrywa się w 1889. Południowa Dakota ma zostać 40 stanem USA. W mieścinie pojawiają się pierwsze linie telefoniczne, a dotychczasowi władcy Deadwood muszą pogodzić się z nadciągającymi zmianami. Al Swearengen (Ian McShane) choruje i jest cieniem dawnego potężnego władcy z najsłynniejszego saloonu. Szeryf i teraz też kapitalista Seth Bullock (Timothy Olyphant) jest wciąż rozdarty między miłość do rodziny i bogatej wdowy Almy (Molly Parker). Matką zostaje wyrwana z saloonu Ala Trixie (Paula Malcomson), która musi ukrywać tożsamość przez próbę zamachu na krwiożerczego biznesmena a teraz senatora George’a Hearsta (Gerald McRaney). Hearst powraca, by dokończyć przejmowanie miasta i ostatecznie zemścić się na tych, którzy stanęli mu na drodze. Ginie nie chcący mu sprzedać ziemi (również historyczna postać) Charlie Utter (Dayton Callie), co jednoczy przeciwko mającemu immunitet senatorowi całe miasto.Liczne retrospekcje, skumulowane, kultowe powiedzonka Swearengena i powrót na dobrze znane nam ulice. Wszystko jest na swoim miejscu, ale istota filmu jest o wiele głębsza.
74 letni David Milch ogłosił niedługo przed premierą filmu wieńczącego jego dzieło życia, że cierpi na Alzheimera. Czy stąd tyle w finale rozważań o kresie życia i potrzeby pogodzenia się ze nieuniknionymi zmianami? Ten aspekt finału najmocniej porusza. Choroba powala ukochanego bohatera fanów serii. Postać Swearengena dała wielką sławę wybitnemu przecież, ale znanemu głównie w Wielkiej Brytanii, aktorowi Ianowi McShane’owi. Stworzył on wielowarstwową postać bandziora na miarę „The Sopranos”, która w finale nabiera wyjątkowej głębi.
„Deadwood” zawsze był opowieścią o Ameryce i uderzeniem w mitologię Dzikiego Zachodu. Bez cynizmu braci Coen, przewrotności Tarantino, ideologizacji westernu lat 70-tych i szaleństwa twórców spaghetti westernów. „Deadwood” to kawałek historii Ameryki, zrodzonej również w grzechu, ale i odkupieniu.
5/6
Premiera na HBO 31 maja
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/447282-deadwood-piekny-final-wybitnego-serialu-recenzja