Tym razem zapowiedź Teatru Telewizji – w poniedziałek 20 maja o godz. 21 na TVP1. Ważnego, bo to ostatnia premiera w tym sezonie, a za tydzień festiwal wszystkich tych przedstawień pod nazwą Dwa Teatry w Sopocie. Już sobie ułożyłem hierarchię, co mi się najbardziej między wrześniem a majem podobało (lista długa jak diabli). A tu na końcu nowe wrażenia. Kolejna konkluzja: to jest świetne!
To, czyli widowisko „Dołęga-Mostowicz. Kiedy zamykam oczy”. Od jakiegoś czasu słyszałem, że świetny aktor Marek Bukowski, podbijający serca kobiet w popularnych serialach, pisze coś o autorze „Kariery Nikodema Dyzmy”. I napisał – wspólnie z aktorem, scenarzystą i reżyserem Maciejem Dancewiczem. Co więcej, Bukowski debiutował tym tekstem w Teatrze Telewizji jako reżyser.
Wybrał fascynującą postać. Tadeusz Dołęga-Mostowicz, dziennikarz i pisarz, to uczciwy facet, który naraził się sanacyjnym władzom swoją pisaniną na tyle, że go pobito. To barwny przedwojenny celebryta i człowiek z wyobraźnią i darem obserwacji. Ale wybranie takiego bohatera nie gwarantuje automatycznego sukcesu. Trzeba go przyrządzić i podać publice.
Dedykuję ten spektakl każdemu, kto opowiada bajki o pisowskiej narracji historycznej obecnej w telewizyjnych spektaklach. Widowisko Bukowskiego i Dancewicza jest już drugim (po „Paradiso” Strzeleckiego) uczciwym, gorzkim rozrachunkiem z przedwrześniową Polską. Rozdrapuje rany, a nie odurza bogoojczyźnianą watą. I to mi się podoba.
Jako człowiek z wykształceniem historycznym jestem uczulony na naginanie realiów, tak zwane prezentyzmy, gdzie postaci mówią czy robią coś sprzecznego z czasami, w których to się dzieje. Nawet w „Paradiso”, którym byłem zachwycony, wykryłem kilka językowych zgrzytów. Tu – pomimo że narracja jest bardzo współczesna co do formy – niczego takiego nie zauważyłem. Podobno Dancewicz miał coś wspólnego ze studiami historycznymi. Widać dużą dbałość o to, by tekst brzmiał wiarygodnie.
Ale poza wszystkim innym, to jest nie tylko poprawne i mądre. To scenariusz świetny literacko. Pełen smaczków i paradoksów, zazębiających się wątków, aluzji. Fabuła jest mięsista, miejscami groteskowa, a przecież zostawiająca miejsce na wzruszenie. Ostre słowa o sanacji nie wykluczają pochwały polskiego patriotyzmu. Nie wykluczają też rozliczenia samego Dołęgi z jego celebrytyzmu, hipokryzji, traktowania kobiet. Tyle że liczy się bilans i koniec – przekonują autorzy. Tak się powinno opowiadać o historii.
Połączenie prawdziwej biografii z wymyśloną opowieścią o pierwowzorze Nikodema Dyzmy może się komuś wydać zbyt śmiałe. Ale na tym polega literatura. Dorzucę jeszcze podziw dla konwencji, w jakiej to jest wystawione. Tu nie próbuje się udawać kina, pełna teatralna umowność dekoracji (Wojciecha Żogały) i samych scen. To jedna z możliwych wersji Teatru Telewizji. Taka mi się podoba.
Cieszy mnie, że starego Webera-Nowaka-Dyzmę zagrał soczyście Marian Opania. Mamy jedną polską kulturę, widzowie zasługują na najwyższej próby aktorstwo. Świetny jest i Wojciech Mecwaldowski jako Dołęga o kamiennej twarzy, i Piotr Rogucki jako młody Dyzma, w tle czaruje Mariusz Bonaszewski jako pułkownik, uosobienie sanacji. Jeszcze gorąco pochwalę galerię kobiet przewijających się przez życie Dołęgi: Julię Wieniawę, Izabelę Baran, Magdę Koleśnik i wytrawną, jak wino, Kamillę Baar. Tak trzymać, mówię na koniec sezonu. Do zobaczenia w Sopocie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/447207-dolega-mostowicz-sedzia-ii-rp
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.