Czarnobyl. Słowo, które od dziecka przyprawia mnie o ciarki na plecach. Dziwne paskudztwo, które musiałem wypić u lekarza i słuchanie słów ludzi ( w tym rodziny), że „chorujemy przez ten Czarnobyl cholerny”. Potem różne zdjęcia z upiornego opuszczonego miejsca. Dokumenty o zdeformowanych dzieciach, wielkich grzybach i wściekłych zwierzętach z czarnobylskiego lasu. Mroczna baśń o Czarnobylu wyryła się w mojej głowie mocniej niż opowieści braci Grimm i Gargamel ganiający Smerfy.
28 kwietnia 1986 roku w elektrowni jądrowej w Czarnobylu na Ukrainie, na terenie ówczesnego ZSRR, doszło do gigantycznej eksplozji. Uwolniona podczas wybuchu chmura radioaktywna spowodowała skażenie promieniotwórcze na terenie Białorusi, Rosji, Ukrainy i rozprzestrzeniła się po całej Europie, w tym w Polsce, Skandynawii, Europie Środkowej i Zachodniej. Po latach okazało się, że więcej w opowieściach o skażeniu Europy było mitologii niż prawdy. Promieniowanie nad Polską nie było tak wielkie, by przez kolejne dekady wpływało na rozwój chorób nowotworowych (choć to w nieodległych od miejsca gdzie się urodziłem Mikołajkach zanotowano podwyższony poziom promieniowania o 550 tys. razy), a ludzie mieszkający w Czarnobylu w czasie wybuchu wciąż żyją. Trudno zresztą do dziś mówić o liczbie bezpośrednich ofiara wybuchu (41 osób zmarło prędko po katastrofie) przez sytuację polityczną. Zimna Wojna dochodziła do ostatecznego punktu, pogrążeni w chaosie Sowieci dociskani wielowarstwową polityką Reagana (również propagandą) na potęgę fałszowali informacje o wybuchu, by „nie splamić honoru ZSRR”.
Ten aspekt katastrofy najmocniej wybrzmiewa w znakomitym serialu HBO „Czarnobyl”. To serial inny niż wszystkie produkcje dokumentalne o tej największej ekologicznej katastrofie XX wieku. Twórcy z niezwykłą dokładnością rekonstruują cały przebieg katastrofy. Sięgają przy tym po eklektyczne rozwiązania gatunkowe. Thriller psychologiczny miesza się z klaustrofobicznym horrorem ( obrazowe sceny plujących krwią pracowników elektrowni) i rasowym kinem katastroficznym (słynna bohaterska trójka inżynierów krocząca na pewną śmierć, by zakręcić zawór pod reaktorem). Ujęcia pokazujące bohaterstwo strażaków nieświadomych, że promieniowanie ich zabije przypominają sceny z „World Trade Center” Olivera Stone’a. Za serce chwyta wizja dzieci bawiących się w kurzu pyłu promiennego, którego kolorowe piękno zachwycało ich rodziców. I ten metaliczny posmak w ustach nieświadomych zagrożenia ludzi! Oglądając sugestywne i wizualnie wysmakowane sceny (mrok, industrialne wnętrza) można ten smak poczuć we własnych ustach. Zgroza.
„Czarnobyl” jest jednak czymś więcej niż serialem katastroficznym. To opowieść systemowym kłamstwie i człowieku sowieckim, który w nim tkwił. Zaczyna się od osobistej zapłaty za grzechy. Serial otwiera scena samobójstwa fizyka jądrowego Walerija Legasowa (Jared Harris), który dwa lata po katastrofie nagrywa w domu zeznanie, wskazując winnych katastrofy. Potem przenosimy się do 28 kwietnia 1986 roku, gdy ten sam Walerii wraz z towarzyszami robi wszystko by „imię Związku Sowieckiego pozostało nieskalane”. Dobrze, że serial jest nakręcony w języku angielskim z wybitnymi i popularnymi europejskimi aktorami w obsadzie (Stellan Skarsgård, Emily Watson). Dzięki temu zachodni widz łatwiej może zrozumieć sposób rozumowania homo sovieticusa.
To przerażające jak starzy i wierzący jeszcze w system towarzysze w imię partii i „dobra” człowieka pracy narazili na choroby i śmierć tysiące osób. Jeszcze bardziej przygnębia widok młodych towarzyszy dla których wiszący nad ich głowami Lenin jest tylko pustym symbolem. To oni w strachu przed mielącym każdego myślącego niezależnie człowieka, wbrew nauce i zdrowemu rozsądkowi przytakują fanatycznym komunistom.
Takie produkcje mówią nam więcej o sowieckim upodleniu jednostki niż dzieła pokazujące Gułagi i mordy dokonywana przez demoniczną KGB. Bohaterowie „Czarnobyla” mają zamordowane dusze i zdemolowane umysły. Mimo to twórcy uwypuklają bohaterstwo zwykłych ludzi poświęcających własne życie dla bliskich, sąsiadów i lokalnej społeczności. Ludzi działających oddolnie i robiących „to co trzeba”. Wbrew propagandzie sowieckiej machiny. Brew skundlonym towarzyszom. „Czarnobyl” uzmysławia nam co się dzieje, gdy państwo zastępuje nam Boga. Gdy jednostka jest zdeptana w imię pogańskiej wiary w siłę biurokracji prowadzonej przez ideologów. To czyni opowieść bardzo uniwersalną i ponadczasową.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/445664-czarnobyl-pokazuje-jak-wygladalo-sowieckie-upodlenie