„Słodki koniec dnia” mógł być nieznośną dydaktyką. Kilka fałszywych nut duetu Jacek Borcuch/Szczepan Twardoch i dostalibyśmy strzał ideologicznym bejsbolem między oczy. Jest to manifest ideologiczny. Ba, jest to manifest również polityczny. Daleki od moich zapatrywań na cywilizacyjne problemy Europy. Jednak jest to manifest mądrze i pięknie podany. Miło też wiedzieć pierwszą od wielu lat wybitną i nagrodzoną na prestiżowym festiwalu Sundance rolę Krystyny Jandy.
Kim ona jest? Pier Paolo Passolinim? A może Michelem Houellebecqem? Po szokującym wystąpieniu w małym miasteczku Volterra media widzą w niej wcielenie skandalisty mającego cojones by krzyczeć światu w twarz o jego obłudzie i hipokryzji. Wbrew własnemu środowisku. Wbrew wygodzie życia. Rozbijając bezpieczną skorupę otulającą artystę establishmentowego. Maria Linde ( Krystyna Janda) jest polską noblistką, której rodzina zginęła w Holokauście. To poetka, która została w Italii, gdy w Polsce wprowadzano stan wojenny. Mieszka z mężem Antonio (Antonip Catania) , córką Anną ( Kasia Smutniak) i wnukami w malowniczej wiejskiej chacie, wyjętej z „Ukrytych pragnień” Bertolucciego. Maria ma swoje ukryte pragnienia, które teraz, w słodkim końcu dnia, uzewnętrznia z wielką siłą.
Toskania i twarda kobieta krzycząca na świat tuż po tym jak w Rzymie dochodzi o krwawego zamachu terrorystycznego? Nowa Oriana Fallaci? Bez wątpienia o niej myślano konstruując postać Marii, odwracając ideologicznie wściekłą dumę toskańskiej „chrześcijańskiej ateistki”. Maria odcięła się od blichtru sławy i zamiast udzielać wywiadów woli cieszyć się przyziemnym dolce vita. Świeże ryby na stole, beztroska zabawa z wnukami, przemierzanie toskańskich bezdroży sportowym porszakiem i romansowanie z dużo młodszym Koptem (Lorenzo de Moor), branym przez otoczenie za islamskiego imigranta. Teraz burzy całe swoje życie, oskarżając publicznie ukochaną Europę o obłudę. Porównuje zamachy terrorystyczne do dzieła sztuki i nie zamierza precyzować swoich słów.
Borcuch potrafi opowiadać o jesieni życia („Tulipany”) i umiejętnie sygnalizuje rozterki starzejącej się kobiety w ramionach młodego mężczyzny. Natomiast znany z pełnego niejednoznaczności ideologicznego temperamentu Twardoch wnosi główny ładunek filmu. Jest on ciężki, ale podany subtelnie jak w „The Square” Rubena Östlunda. Maria prosi męża ( w liście by było bardziej wzniośle) by pozbył się w końcu starych, wygodnych kapci, w których bezszelestnie przemyka po domu. To krzyk wobec całej Europy, wyrzekającej się według twórców „Słodkiego końca dnia” swojej istoty w imię wygody. Maria sama jest imigrantką, uważającą, że ksenofobia jest wpisana w nasz krwiobieg przez tych, którzy rządzą nami za pomocą strachu. „Kiedyś Cyganie, dziś Arabowie”- mówi swojej córce polska noblistka. Ksenofobia ma zawsze jeden wymiar? To wygodne, ale bałamutne uproszczenie.
Gdyby Twardoch piętnował wyrzekania się wolności w imię bezpieczeństwa z pozycji libertariańskich, to mógłbym mu przyklasnąć. Pada w filmie ciekawe pytanie o to, czy klatka chroni nas przed światem, czy świat przed nami. On jednak wypowiadając ustami swojej anty-Fallaci wojnę nie tylko Matteo Salviniemu ( zbyt łopatologiczna symbolika finałowa), zamyka oczy na rzeczywisty problem krajów zalewanych przez rzekę imigrantów. Multikulturalizm ma naprawdę różne odcienie. Mimo rasowych napięć sprawdził się w USA czy postkolonialnej Wielkiej Brytanii. Sprawdza się w Polsce będącej wrotami do lepszego życia dla milionów Ukraińców. W przypadku muzułmanów odrzucających z samej istoty własnej religii laicyzm, tolerancję i liberalizm europejski jest on prawdopodobnie niemożliwy. Nie jest przypadkiem, że nawet Sycylijczycy niechętni kiedyś faszyzującej ( choć to na Sycylii widziałem tętniący kultu Mussoliniego) Lidze Północnej, dziś głosują na jej wersję 2.0. Tylko ze strachu? Czy może widzą „problem Lampedusy” inaczej niż zarówno piętnowane przez Marię europejskie elitki, jak i gniewni na status quo artyści?
Nie zgadzam się z wymową „Słodkiego końca dnia”. Jednak ten film pokazuje jak wspaniale możemy ze sobą polemizować za pomocą sztuki. Jeżeli nie lubicie ideologicznych podtekstów w kinie to pójdźcie zobaczyć koncert aktorski Krystyny Jandy, tworzącej jeden z najbardziej intrygujących i niejednoznacznych portretów kobiety w europejskim kinie ostatnich lat.
5/6
„Słodki koniec życia”, reż: Jacek Borcuch, dystr: Next Film
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/445247-slodki-koniec-dnia-wsciekla-duma-anty-fallaci-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.