To jeden z najbardziej kuriozalnych filmów, jakie miałem przyjemność obejrzeć w swoim życiu. Tak, to nie pomyłka w druku. Seans tego dziwacznego i absurdalnego filmu sprawił mi sporą frajdę. Czy to produkcja tak zła, że aż dobra? Nie do końca. Twórcy naprawdę próbowali nakręcić poważne kino z twistem akcji godnym samego Hitchcocka czy wczesnego Finchera. Mnie jednak film Stevena Knighta przypomina zapomniany dziś hicior lat 90. „Dzikie żądze”.
Oba filmy pozują na kino noir osadzone w upalnym klimacie południa USA. Oba są naszpikowane wielkimi gwiazdami i oba mają przewrotkę narracyjną tak niewiarygodnie szaloną oraz nonsensowną, że aż… magnetyczną. W przypadku „Przynęty” jest to o tyle interesujące, że scenariusz napisał jeden z dzisiejszych najciekawszych scenarzystów Stephen Knight, który odpowiada za teksty do seriali „Tabu” i „Peaky Blinders” czy filmu „Wschodnie obietnice” Davida Cronenberga. Sam wyreżyserował ciekawego „Kolibra” z Jasonem Stathamem i Agatą Buzek oraz słynny „Locke”. Film z Matthew McConaugheyem i Anne Hathaway miał być wielkim hitem. Skończyło się finansową katastrofą i fatalnymi recenzjami oraz gniewem McConaugheya utrzymującego, że produkcja nie została odpowiednio wypromowana. U nas wychodzi od razu na DVD.
Baker Dill (McConaughey) mieszka w malowniczym, ale dosyć tajemniczym miejscu, wyglądającym jak Key West na Florydzie. On jest zaś tajemniczy jak Humphrey Bogart w „Key Largo” Johna Houstona. Baker to rybak polujący wraz z prawiącym morały Dukiem (Djimon Hounsou) na wielkiego rekina. Wtedy w jego mozolnie budowanym raju pojawia się była żona o usposobieniu klasycznej femme fatale (Hathaway). Nie chce już żyć z brutalnym Frankiem (Jason Clarke), do którego odeszła, gdy Baker walczył w Afganistanie. Karen chce śmierci obecnego partnera. W imię dobra dziecka, które ma z Bakerem. Tak się zaczyna opowieść, której twisty wywracają do góry nogami akcje mniej więcej od połowy filmu.
Te przewrotki są na tyle bezczelne i nietypowe, że można je albo przyjąć z pewną dozą zrozumienia przez mądrą wymowę filmu, albo trzeba od razu zbierać z podłogi szczękę, uznając, że „Przynęta” to jeden z najgłupszych filmów, jakie można było nakręcić. Do tego dochodzi problem samego Matthew McConaugheya, który od kiedy dostał Oscara za wspaniałą rolę w „Witaj w klubie”, w każdym kolejnym filmie (wyłączając z tego serial „Detektyw”) jest… Matthew McConaugheyem. Już kiedyś wpadł w szufladkę, wcielając się seryjnie w blond przystojniaka o ciele greckiego boga ze zniewalającym teksańskim akcentem. Odmianę przeszedł, szpecąc się do ról w ciekawych i trudnych filmach, jak „Mud” i „Killing Joe”. Potem wyśmiał swój wizerunek w „Magic Mike” Soderbergha i stanął z Oscarem w ręku za rolę chorego na AIDS kowboja. Teraz wpadł do szuflady z napisem: „mroczny i tajemniczy dziwak”. Mam nadzieję, że niewypał „Przynęty” spowoduje kolejny pozytywny skręt w jego karierze.
3/6
„Przynęta”,reż. steven knigHt, dystr. Monolith
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/443001-przyneta-kuriozalny-i-dziwnie-magnetyczny-film-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.