Jordan Peele za zdumiewający „Uciekaj!” dostał Oscara za scenariusz oryginalny. Nieczęsto się zdarza by horror został doceniony w tej kategorii. Peele dowodzi nowym filmem, że jest artystą pełną gębą. Twórcą oryginalnym, choć grającym chętnie znanymi elementami popkultury.
Jak „To my” streścić by nie spoilerować? Nie da się. Napiszę więc tylko tyle: Afroamerykańska rodzina klasy średniej (2 plus 2) spędza wakacje nad morzem. Adelaide ( Lupita Nyong’o) w to samo miejsce jeździła w dzieciństwie. To tam kiedyś się zagubiła i nigdy nie wyjawiła rodzicom, co ją spotkało. Nie wie o tym nawet jej oddany mąż Gabe (Winston Duke), ani dzieci- nie rozstający się z maską wilkołaka Jason (Evan Alex) i zatopiona w smartfonie nastoletnia siostra (Anna Diop). Sielski weekend zostaje przerwany, gdy na podjeździe domu szczęśliwej rodzinki pojawiają się ich sobowtóry. W czerwonych kombinezonach i nożyczkami w rękach wkradają się do domostwa w jednym celu. Mają ukarać swoje lustrzane odbicie.
Zaczyna się jak „Funny games” Henekego? Peele od samego początku przyprawia horror odniesieniami do największych klasyków gatunku. Bliźniaczki z „Lśnienia” Kubricka i rodzina jadąca przez las do domu zagłady. Potwór czający się w ziemskich głębinach jak rekin u Spielberga. „Szczęki” pojawiają się zresztą na T-shircie Jasona. Mamy też ujęcia oddające hołd maestro De Palmie. Jest też „Inwazja pożeraczy ciał” i…,a zresztą to jeden z filmów, które trzeba oglądać wielokrotnie by cieszyć się popkulturową erudycją twórcy.
„To my” nie jest jednak zwykłą zabawą gatunkiem. Peele ma bardzo silne zacięcie społeczne. Bardzo oryginalnie ujęty antyrasistowski wydźwięk „Uciekaj!” zapewnił mu Oscara. Teraz snuje alegorię o wiele głębszą. Odnoszącą się nie tylko do polityki, ale i klasowego rozwarstwienia Amerykanów. Tym razem jednak Afroamerykański twórca schodzi do samego piekła i okrasza film liczbą 11. Nie jest to liczba przypadkowa, ale pochodząca ze Księgi Jeremiasza 11.11
Dlatego tak mówi Pan: «Oto sprowadzę na nich nieszczęście, którego nie będą mogli uniknąć; będą do Mnie wołali, ale ich nie wysłucham.
„Jesteśmy Amerykanami”-mówią upiorne sobowtóry przybywające wykończyć rodzinę. A więc agresja jest wpisana w jankeski ekosystem? A może jak pisze krytyk Michał Oleszczyk mamy do czynienia z powrotem kasty wyzyskiwanej „wypartej poza margines widzialności”. Ukarana zostaje w końcu rodzina z klasy średniej. Ukarana przez stłamszonych, uciszonych i wykluczonych. No, ale skoro pojawiają się dwie jedenastki ( jak w katastroficznym filmie o biblijnej karze u Skolimowskiego!) , to może mściciele są ręką starotestamentowego Boga?
Tyle, że sobowtóry budzą prawdziwy wstręt. Poruszają się jak dzikie drapieżniki. Są czymś między inteligentnymi zombie, demonami a pożeraczami ciał z klasyku Jacka Finneya. Aktorzy ze wspaniałą Lupitą Nyong na czele grają swoje zdeformowane odbicie. Przerażający ma to wymiar w grze dwójki dzieci. Niewinnych i bezbronnych oraz dzikich i krwiożerczych. Peele pilnuje by nie popaść w patos i ograne schematy kina grozy. Co rusz wrzuca więc zupełnie rozbrajające dialogi i sytuacyjny humor. W zupełnie rozkładający sposób używa też muzyki. „Fuck The Police” N.W.A nie tylko obrazuje krwawą jatkę, ale ma również silny podtekst społeczny i historyczny. W końcu zamieszki w Los Angeles w 1992 roku przebiegały w rytm bitów „najniebezpieczniejszej na świecie grupy” ze slumsów w Compton.
„To my” przypomina czym była fala amerykańskich horrorów z lat 70-tych XX wieku. Craven, Romero, Hooper, Carpenter nieśli ze sobą nie tylko nowe formy bogeymanów, ale mówili coś ważnego o będącej w kryzysie Ameryce. Dziś USA jest pęknięte jak nigdy wcześniej. Jego przyszłość jako mocarstwa jest wyjątkowo niepewna. U jego sterów jest zaś polityk absolutnie nieprzewidywalny i mogący być zarówno wysłannikiem Boga jak i samego Szatana. Tak jak wszyscy bohaterowie „To my”.
5,5/6
„To my”, reż: Jordan Peele, dystr: UIP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/439816-to-my-beda-do-mnie-wolali-ale-ich-nie-wyslucham