Wydawało się, że Clint Eastwood na dobre porzucił aktorstwo i skupił się wyłącznie na reżyserii. 88 Eastwood w ostatniej dekadzie przed kamerą pojawił się tylko dwa razy. W 2012 roku zagrał w sportowym filmie „Dopóki piłka w grze” Roberta Lorenza. U siebie zagrał w kultowym już „Gran Torino” (2008). „Przemytnik” jest podobny właśnie do tego filmu. Oba napisał zresztą ten sam scenarzysta Nick Schenk. W „Gran Torino” Eastwood rozliczał się z wizerunkiem mrukliwego twardziela wyjętego z serii „Brudny Harry”. W „Bez przebaczenia” zerwał z mitologicznym rewolwerowcem bez imienia. Teraz robi spowiedź jeszcze bardziej osobistą.
„Przemytnik” jest oparty na artykule The New York Times z 2014 roku o weteranie II Wojny Światowej Leo Sharpie. Mężczyzna w wieku 90 lat został kurierem meksykańskiego kartelu narkotykowego Sinaloa. Został aresztowany przez DEA posiadając wartą 3 miliony dolarów kokainę. Odsiedział tylko 3 lata dzięki przekonaniu ławy przysięgłych ,że cierpi na demencje. Eastwood znacząco zmienił akcję. Earl Stone jest weteranem wojny w Korei ( tak jak Kowalski z „Gran Torino”) i zajmuje się hodowlą ozdobnych kwiatów. Przez lata odnosił sukcesy w swojej branży, którą zabił internet. Stone zaniedbał swoją rodzinę na tyle mocno, że jest odrzucony przez własną córkę. Dobre kontakty utrzymuje jedynie z wnuczką, której teraz, w wieku 90 lat, chce pomóc finansowo. Bankructwo pcha go w ręce meksykańskich karteli narkotykowych. Stone przez całe życie nie dostał nawet mandatu za prędkość. Jest starszym białym mężczyzną w pick-upie, więc nie wzbudza podejrzeń drogówki. Jest idealną mrówką ( w angielskim żargonie mulem) przemytniczą.
Zarabia krocie. Funduje wnuczce wesele i ratuje ulubioną knajpę dla weteranów, w której od 50 lat się stołuje. Znów staje się ulubieńcem swojego środowiska, choć nikt nie wie czym finansuje dobroczynność. Jednak igranie z kartelami ma swoją cenę. Spokojnie, nie spodziewajcie się kolejnego „Sicario” i „Narcosa”. Eastwood jest zdystansowany od całej intrygi sensacyjnej i doprawia opowieść sporą dawką humoru. Niezłomny wróg poprawności politycznej igra sobie z żartami oburzającymi dzisiejsze pokolenie „płatków śniegu” z wlepionymi twarzamy w smartfony.. Zapewne pretorianie politpoprawności zarzucą mu seksizm ( stary człowiek i może z ponętnymi i rozebranymi Meksykankami?!) i rasizm ( jak można się nabijać z Latynosów?!). Clint nic sobie nie robi z krzyków, że nie wypada mu dziś takich filmów robić. Daje nawet upust swojej libertariańskiej nieufności wobec państwa oraz centralizacji powodującej, że nawet kartele narkotykowe gorzej działają ( Korwin pokocha ten film!).
„Przemytnik” jest spowiedzią Eastwooda. Najciekawszą częścią tej opowieści jest obnażenie twarzy przegranego życiowo faceta, który mimo kieszeni wypchanych pieniędzmi nie mógł kupić sobie czasu. Zaniedbał dobro rodziny. Poświęcił ją na ołtarzu z napisem „praca”. Czy Eastwood chce nam powiedzieć, że ma taki grzech w swoim życiu? Poruszająca jest jego rozmowa ze ścigającym go agentem DEA ( Bradley Cooper), któremu mówi o istocie rodzinnych więzów. Ze łzami w oczach prawi o męskiej odpowiedzialności za najbliższych, nie polegającej na ograniczaniu się do zapewniania wyłącznie jedzenia na stole. Ważne przesłanie w czasach wszechobecnego hedonizmu. „Przemytnik” przypomina mi zapomnianą perełkę Eastwooda „Honkytong Man”, w której Clint wcielał się w umierającego na gruźlicę piosenkarza country. Stone próbuje uratować swoją duszę przed ostatecznym potępieniem. Potępieniem przez samego siebie.
To zapewne ostatnia rola Clinta Eastwooda. Pokrytego zmarszczkami, unikającego skalpela chirurgicznego człowieka wyjętego z innej epoki. Tylko on pielęgnuje stare Hollywood, które dusi się pod butem obłudnej poprawności politycznej. Eastwood jest szczery i nie musi się oglądać na mody. Jest na to za stary. Cieszmy się jego wolnością, póki chce nam opowiadać good, old stories.
5/6
„Przemytnik”, reż: Clint Eastwood, dystr: Warner Bros
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/438314-przemytnik-poruszajaca-spowiedz-eastwooda-recenzja