Body shaming. Znacie to określenie? „Postępowy głos w twoim domu” napisał, że znana polska posłanka zrobiła body shaming wobec żony prezydenta Francji. Spokojnie, nie będę wchodził w meandry jak zawsze niezwykle wysublimowanego dowcipu posłanki z ciałem modelki, pozwalającej na szyderę z wieku i wyglądu innej kobiety. Staram się od jakiegoś czasu nie schodzić do komentowania poziomu twitterowych partyjnych, pożal się Boże, rycerzyków.
Jednak ten „body shaming’ mnie zaintrygował. Doskonale pasuje zarzut o zawstydzanie innych wyglądem ich ciała do debaty o naszej cywilizacji. Określenie body shaming symbolizuje zmiany cywilizacyjno-religijne, jakie zachodzą w zastraszającym tempie na naszych oczach. Słowo fobia, notabene niezgodnie ze swoim pierwotnym znaczeniem, zostało na wszystkie możliwe sposoby przetrawione. To nie wystarcza. Teraz dostajemy kolejny element „nienawiści”, z którym trzeba walczyć za pomocą paragrafów.
Czym jest body shaming? Chodzi o to, że nie powinno się wytykać grubasom, że są grubi i śmiać się z garbu garbatych? Oj, nie. Do tego kiedyś potrzebne było po prostu dobre wychowanie. Dziś nie chodzi już tylko o kwestie dokuczania, które przecież zawsze w szkołach miało miejsce. Ile to razy dokuczano mi, że jestem grubas! Ile to razy dostałem uwagę do dzienniczka, bo śmiałem się z innych dzieciaków! Szkoła ma być społeczeństwem w miniaturze, gdzie wykuwamy swój charakter. Nie lekceważę problemu zaszczuwania słabszych psychicznie dzieci, z czym szkoły powinni walczyć. Walczą od zawsze, bo przecież problem nie pojawił się w ostatniej dekadzie. Pojawił się natomiast inny problem, którego nie można oderwać od opisywanego zjawiska.
To, że śmianie się z czyjegoś wyglądu ma swoją konkretną nazwę i powinno podlegać pod specjalne przepisy o mowie nienawiści jest obrazem świata, w jakiś się znaleźliśmy. Pisałem już kilka razy na tym portalu o pokoleniu „śnieżynek”, zwanych też pokoleniem „Płatków śniegu”. Określenie wzięło się z powieści „Fight Club” Chucka Palahniuka, gdzie padają słowa: „Nie jesteś wyjątkowy. Nie jesteś pięknym i unikalnym płatkiem śniegu” . Oczywiście rodzice inaczej zrozumieli przesłanie książki, a potem świetnego filmu Davida Finchera. Uznano, że ich pociechy są wyjątkowe, piękne i unikalne. A skoro takie są, to nie można ich krytykować.
Człowiek doskonały i stawiony w miejscu zabitego Boga nie może być wyśmiewany za wygląd. A jak jest grubasem albo ma inne wady? No to trzeba zabronić mu tego uświadamiać. W czasach skrajnego antropocentryzmu musi pojawić się obrona przed szyderstwem obiektu czci. Body shaming i kolejne dopiszciesobiecochcecieFOBIE to tylko konsekwencja ubóstwienia człowieka. Jaki są tego konsekwencje? Dziś do strzelenia sobie samobója śnieżynkom wiele nie potrzeba. Wystarczy, że po wyjściu z bańki, jaką stworzyli im rodzice, natrafią na realizm świata. Wtedy pojawia się stres, dramatyzowanie, histeria i w końcu depresja.
Zamieniają świat w swój dom, jaki znają. Przepisy o mowie nienawiści mają ich chronić przed jego mrokami. Próbują zmienić świat w jedną wielką mydlaną bańkę. Dlatego tak im zależy by normy poprawności politycznej obejmowały kolejne obszary rzeczywistości. Cóż, każda religia ma swoją inkwizycje i stosy. Rewolucja z pogańską religią w tle jest wyjątkowo żarliwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/435292-body-shaming-pokolenie-platkow-sniegu-ma-nowego-bejsbola