Film szwedzko-duńsko-francusko-niemiecki „Square” – czyli „Kwadrat”, ale nie tłumaczą – Rubena Östlunda powstał dwa lata temu, a chętnie powtarza go Canal+. Był uznany za wydarzenie także w Polsce. „Co musi się stać, żeby film o niczym utrzymał uwagę widza przez dwie i pół godziny?” – tak był podobno reklamowany.
Reżyser jest Szwedem, główny aktor, bardzo dobry Claes Bang, Duńczykiem. Czytam, że dzieje się to „w jednym z krajów skandynawskich”. Dzieje się, skoro nic się nie dzieje? To kino europejskie, więc niespójne, chwilami się rozłażące. Fabuła jest pretekstowa, bardziej ciąg epizodów powiązanych perypetiami dyrektora prestiżowej galerii sztuki granego przez Banga. Trochę urzęduje, trochę uprawia seks, jako rozwodnik próbuje się opiekować dziećmi, usiłuje też odzyskać skradziony telefon komórkowy.
Widziałem bardziej wciągające filmy, nawet wiele. Zarazem… Tak, mamy tu smak i zapach naszych czasów. Prawie każdy epizod jest przyczynkiem do jakiegoś zjawiska. Przykładowo: tytułowy kwadrat to artystyczna instalacja, którą chce się pochwalić galeria. Trwają narady, jak ją reklamować. Sprawę biorą w swoje ręce zabawni PR-owcy, których filmik święci triumfy na You Tubie, bo jest zastanawiająco drastyczny – zgodnie z zasadą, że ludzie zerkną, kiedy człowiek pogryzie psa. Jedna poprawność polityczna nakazuje zwolnić za filmik dyrektora – za zamach na wizerunek dziecka. Inna poprawność każe jednak wziąć go w obronę – bo skoro jest wolność ekspresji…
To jeden z przykładów mnożonych absurdów. Jedna scena jest sławna. Na eleganckim przyjęciu występuje człowiek małpa – Oleg (zapewne ze Wschodu) grany przez Terry’ego Notary’ego, aktora, który wystąpił w roli tytułowej w „Kongu. Wyspie czaszki”. Zrazu biega między stolikami i wydaje zwierzęce odgłosy, potem zaczyna coraz brutalniej napastować gości. Ci zawstydzeni milczą, wszak zabrania się zabraniać. Kiedy na końcu przychodzi kontrakcja, odpłacają człowiekowi małpie też nieco zwierzęcym okrucieństwem.
Trudno o bardziej syntetyczny obrazek patologii sytych społeczeństw z ich „tolerancją”. Kim jest Oleg? Można podstawiać różne grupy i zagrożenia. Na ile przypominam sobie debatę o nieznanym mi jeszcze filmie sprzed dwóch lat, polscy krytycy z dominujących mediów (przyznajmy, mających sprawne działy kultury) mieli z tą sekwencją kłopot. Bąkali coś o tolerancji źle pojmowanej.
I nie zauważali innej sceny. Oto z głównym bohaterem na oczach publiki prowadzi rozmowę dziennikarka. Mężczyzna na widowni zaczyna przeklinać. Dziennikarka przeprasza, że to jej mąż z zespołem Tourette’a. Nikt się nie rusza, nie reaguje. I ja nawet rozumiem, że to dylemat niełatwy do przecięcia. Tyle że rozmowa, na którą wszyscy przyszli, traci sens. Znów publika siedzi, próbuje jeszcze słuchać. Czy tolerancja może prowadzić ludzi do absurdu? Powtarzam: niełatwo o radę, jak należało postąpić. Niemniej absurd jest faktem.
Utrwaliwszy tyle niepoprawności, Östlund musi się rehabilitować. Główny bohater krzywdzi uogólniającym posądzeniem chłopca z imigranckiej rodziny, próbuje to naprawić i nie ma jak. Ale i ten wątek jest podejrzany, skażony absurdem, może autoparodią. Najciekawsze, że i widzowie, i krytycy, i pewnie sam reżyser nie mają odwagi powiedzieć, o czym to jest. Może i on nie w pełni rozpoznaje własną diagnozę? Ot, pokazało mu się.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/431234-tolerancja-do-kwadratu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.