TVP Kultura przypomniała film Edyty Wróblewskiej o Zygmuncie Hübnerze – z okazji 30-lecia śmierci. To jedna z ważnych dla mnie postaci. Jego Teatr Powszechny nie tylko wprowadzał mnie w latach 70. w kulturę teatralną. On pomagał mi, wtedy bardzo młodemu człowiekowi, zrozumieć świat.
Uderzające, jak mało w tym filmie wypowiedzi samego Hübnera. Powód jest prosty: ten wspaniały aktor, reżyser i najlepszy pod słońcem dyrektor umarł w styczniu 1989 r. Nagrane przed kilku laty wypowiedzi jego współpracowników czy córki (także utrwalone nieco wcześniej wspomnienia jego żony, aktorki Mirosławy Dubrawskiej) dotykają tematów najważniejszych: zmagań z cenzurą, gry z władzą, poszukiwania wolności. On sam stawał przed kamerą w sytuacjach rytualnych, typowych dla peerelowskich mediów, mówił tam ezopowym językiem. Przemawiają więc fragmenty jego spektakli, wyjątki z jego felietonów, też zresztą ezopowe. Ale ze wspaniałą „Modlitwą” na końcu. Ten powściągliwy, taki sam w życiu, jak w swoich rolach, człowiek zabrał swoją głębię do grobu.
Jego historia to przyczynek do debaty o modelach aktywności inteligenta w PRL. Unikał zaangażowań po stronie opozycji, zawierał kompromisy. Ale efektem był teatr, który czynił Polaków lepszymi, mądrzejszymi, także bardziej obywatelskimi. Kiedy nie mógł tego robić, odchodził, jak w roku 1969, gdy przestał być dyrektorem krakowskiego Starego Teatru. Nie należał do PZPR, a w latach 80. był tolerowany jako dyrektor Powszechnego, choć materiały SB pełne są narzekań na niego. Że prowadzi teatr wierny „Solidarności”. Oglądamy nawet nagranie z podpatrywania Hübnera przez służby. Dubrawska opowiada, jak odmawiał bycia konfidentem.
Napisałem kiedyś, że był twórcą o lewicowej wrażliwości, co nie jest zarzutem. Sztuka „Sprawa Dantona” Stanisławy Przybyszewskiej, od której zaczął w 1974 r. swoją przygodę z Powszechnym (reżyserował to Andrzej Wajda), to rozprawka o rewolucji z punktu widzenia lewicy. Także jego największe przedstawienie – „Lot nad kukułczym gniazdem” według Kena Keseya – przepojone było duchem lewicowego buntu. Ale możliwe, że się mylę. Że Hübner szukał w tych tekstach po prostu rozmowy o wolności. Nawet marksistowska „Sprawa Dantona”, inna w duchu niż późniejszy antyrewolucyjny film Wajdy „Danton”, dotykała pytania o granice przemocy państwa.
W „Rozmowach z katem” Kazimierza Moczarskiego, które reżyserował Wajda, a dyrektor adaptował, mamy rozmowę o totalitaryzmie na przykładzie nazistowskiego zbrodniarza Stroopa. Ale w jednej ze scen grający Moczarskiego Hübner wracał pobity z ubeckiego przesłuchania. I publika wiedziała w roku 1978, czyje to było więzienie. „Spiskowcy”, adaptacja Josepha Conrada dokonana wspólnie z Michałem Komarem, wprost już pytała o konsekwencje rewolucyjnego nihilizmu, który może się zmienić w despotyzm. Wystawili to w styczniu 1980 r. niczym jedno z proroctw przełomu.
Hübner to nie tylko rozmowa o rzeczach najważniejszych. Ja te przedstawienia pamiętam, czasem lepiej niż premiery sprzed pół roku, bo były wspaniałym teatrem. Zgromadził jeden z najlepszych zespołów: z Pszoniakiem, Kowalskim, Fettingiem, Benoit, Pawlikiem, Kaczorem, Zelnikiem, z Żółkowską, Dałkowską, potem z Gajosem, Jandą czy Zapasiewiczem. Ten teatr się wtrącał, ale mądrze, z klasą, w rozmowie z widzami. Kiedy przechodzę obok budynku na Zamoyskiego, myślę za każdym razem, jaki dorobek roztrwoniono.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/430457-tesknie-za-hubnerem
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.