Zbierając się do zbiorczego podsumowania dwóch specjalnych odcinków „La la Poland”, po pierwszym, świątecznym chciałem pochwalić, ale też wyrazić lekkie zaniepokojenie. Czy aby nie za dużo starych elementów? Czy wiara w to, że najbardziej śmiejemy się z tego, co dobrze znamy, tym razem nie okaże się wiarą na wyrost.
I kiedy zasiadłem do odcinka przedsylwestrowego, poddałem się od razu. Kolejka na stacji benzynowej Orzełnu (polityczne szpileczki, oddzielna specjalność zakładu) to jeden z lepszych skeczy „La la Poland”, jakie pamiętam. W kolejce cały gwiazdozbiór „La la Poland”, łącznie z Panem Karolem (Robertem Majewskim), ale popis Olgi Sarzyńskiej jako sprzedawczyni i Krzysztofa Szczepaniaka jako klienta (no, także Izabeli Dąbrowskiej, bo przecież i pani Irenki nie mogło zabraknąć) uosabia wszystko, czego szukam w komedii czy w kabarecie. Ale to także kwestia piętrowych słownych gagów, świetnych jak zwykle nawiązań do tego, co było wcześniej, jednym słowem święto szkatułkowej konstrukcji, która jest specjalnością programu Wawrzyńca Kostrzewskiego. Mam więc kręcić nosem, przestrzegać? Stanowczo na to za wcześnie.
Przy odcinku pierwszym raczej się uśmiechałem, choć święto obżarstwa przy stole rodziny dziewczyny Marka Chempiaka (Wojciech Solarz) dawało do myślenia, skecz o Pani Irence, bezdomnych i karpiu Alfredzie urzekał cienkim okrucieństwem a la Monty Python, zaś ze zgadywanki „Jaka to melodia” chyba na zawsze zapamiętam określenia Macieja Makowskiego jako „mocnego w pastewnych” (rumuńskich pieśniach).
Drugiemu odcinkowi towarzyszył mój głośny rechot, praktycznie prawe cały czas. „Przeprośne orędzie” wójta miejscowości Pałuby (kapitalny Maciej Makowski) za rozliczne zdrady, telefoniczna konwersacja telemarketerki (kolejna kreacja Olgi Sarzyńskiej) z Panią Irenką rozpoczęta pytaniem: „Czy rozmawiam z osobo decyzyjno?”, Rodziniada Karola Szoskotleta (Maciej Makowski), gdzie Gwiazdy walczyły z Księgowymi, a gwiazdą wśród gwiazd była Edyta Górniak grana tym razem przez Agatę Wątróbską. Pani Górniak to stara ofiara Kabaretu na Koniec Świata, podobnie zresztą jak wigilijne karpie.
Z odcinka drugiego wiele stałych elementów wypadło, zastąpiły je nowe wątki. Wyraźniejszy stał się koncept dworowania sobie z rzeczywistości politycznej. O ile w świątecznym wróciła bombastyczna retoryka prawicowych naprawiaczy rzeczywistości z Ministerstwa Promocji, na czele z niezawodnym Pawłem Koślikiem, o tyle opowiadając o sylwestrze i odwołaniu w ostatniej chwili nowego roku, Kostrzewski jawi się jako nieuleczalny symetrysta, zniesmaczony samą plemienno-bitewną atmosferą. Zderzenie dwóch telewizji opowiadających o tym samym zdarzeniu – bezcenne. A przy okazji wiele zabawy dla zabawy. Jak wtedy, kiedy Pani Irenka ogląda w telewizorze prezenterkę graną przez Izabelę Dąbrowską, tu wieszczącą wspaniałości „dobrej zmiany”.
Ciekawe, którą drogą pójdzie bardziej Kostrzewski w zwykłych „roboczych odcinkach”. Odgrzewania starych i przyznajmy prawie zawsze świetnych dowcipów czy szukania nowej formuły, przecierania nowych szlaków (przez moment widzieliśmy nawet przedrzeźnianie Moniki Olejnik). Ja jestem uzależnionym nałogowcem, gotowym śmiać się nawet wtedy, gdy Sarzyńska, Koślik, Szczepaniak, Solarz, Makowski, Majewski, Grabowska, Wątróbska, Dąbrowska, Rusin, Michalina Sosna wreszcie niezawodny Sebastian Stankiewicz pokiwają choćby palcem. Ale oczywiście czekam na nowości. I powtórzę, bo dawno o „La la Poland” nie pisałem: coś by więcej wypadało zrobić z tymi najzabawniejszymi ludźmi w Polsce.
Na koniec uwaga – dołączył do zespołu Mateusz Weber, bardzo zabawny aktor teatru Dramatycznego, którego ostatnio widziałem na scenie w „Ferdudyrke”. Kostrzewski ma dobrą rękę do odkrywania , kto z aktorów ma niezawodne vis comica. Klaszczę więc i czekam.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/427578-la-la-poland-nadal-przy-tym-rechocze