Narobiło się nam się sporo Grinchów. Zielone ludziki się dwoją i troją by zepsuć świąteczny okres. Nie żadne zielone ludziki od Władimira, choć zieleń tych postaci pokrywa się już nierzadko z zielenią eko miłośników choinek i praw karpia do egzystencji od poczęcia do naturalnej śmierci. No, ale nie kolor ich skóry jest najważniejszy. Ważne jest (teraz pojedziemy poradnikami pozytywnego myślenia), to co gra we wnętrzu Grinchów, zielonych z mdłości wywołujących w nich ten specyficzny okres roku.
No więc nasze Grinche oburzają się, że wigilie w firmach mają opłatki i przychodzi klecha. No jak tak można? Klecha na wigilii? Przecież to łamanie rozdziału Kościoła od państwa i klerykalizacja przestrzeni publicznej! Znana pani feministka pisze, że powinniśmy przestać udawać, że święta są „relaksujące, ciepłe i uduchowione. Święta po polsku to niepowtarzalny miks napięcia, wysiłku, obżarstwa, nudy i rodzinnej toksyny. Bolesny rytuał, po którym z ulgą wraca się do normalności.” „Tarapaty kurłaaa Panie drogi te świnta!”- powie przysłowiowy Janusz. „To stukniem się kielichem po pasterce”- doda.
Znana Pani feministka ma rację. Rację też ci, którzy się oburzają, że na wigilii korpoludków, gdzie następuje łamanie się nie opłatkiem, ale krewetką w tempurze, pojawia się ksiądz. Rzeczywiście pasuje tam jak pięść do nosa Chucka Norrisa. U Dr Seuss Grinch pokochał ostatecznie święta. Musiał jednak odkryć ich prawdziwe znaczenie. Czy tak samo byłoby zarówno ze znaną panią feministką jak i tymi, którzy oburzają się na widok koloratki w dniu poprzedzającym świętowanie BOŻEGO narodzenia?
Grinch nie był naładowany chrystofobią, więc spora część dzisiejszych hejterów okresu świątecznego i tak świąt nie pokocha. Ale ci otwarci na wielokulturowość ( chrześcijaństwo to też kultura!) powinni być przynajmniej zaciekawieni naszą tradycją. Oni mają bowiem rację. Okres świąt Bożego Narodzenia ma dziś wymiar pogański. A nawet i nie taki. Pogaństwo bywa spójne. Stworzony przez nowojorskich kapitalistów w XIX wieku Santa Claus jest pogańskim bożkiem. Dla dzieci, które modlą się do niego pisząc listy, boją się jego gniewnego spojrzenia przez rok cały i mają nadzieję, że ukarze on złych i nagrodzi dobrych. Bożek jak się patrzy!
A dorośli? Oni mają swojego bożka zakupów i sprzątania. Ten jednak nie ma słodkiej mitologii Santa Clausa. Ten bożek jest głaskany wyłącznie emocjami. Pan Jezus się wkurzy, że dom nie posprzątany, bo sam urodził się w stajence z podłogą wypolerowaną i minimalistycznym wystrojem z Ikei. Pan Jezus się zagotuje ze złości, że karp niedosmażony. Sam miał przecież kucharza w stajence z kilkoma gwiazdkami Michelina w klapie. Pan Jezus strzeli też jak Zeus piorunem, że wujek Janusz strzelił kielicha pięć minut przed pasterką, a nie pięć minut po powrocie.
Takie święta rzeczywiście mogą tylko i wyłącznie irytować. Tylko, że one nie tym polegają. Oni niestety znają tylko taki wymiar tego okresu. Płytki, skomercjalizowany i zbanalizowany pustym rytualizmem z uginającym się od żarcia stołem i lśniącą podłogą. Chrześcijanie ( nie ci z nazwy, ale żyjący Ewangelią) w tym okresie świętują jednak narodzenie się Zbawiciela. Świętują przyjście na świat tego, który kazał kochać bez wyjątku każdego bliźniego i dał światu najwspanialszy system wartości. Jak może oburzać świętowanie narodzin kogoś takiego? No może oburzać pewnego upadłego anioła, któremu oddech cuchnie siarką. Tylko jego.
Nie oburzajmy się więc na fochy Grinchów. Oni nie buntują się przeciwko świętowaniu narodzenia Jezusa z Nazaretu. Oni oburzają się na to, co im się wydaje, że jest Bożym Narodzeniem. Dlatego z całego serca im życzę, by kiedyś odkryli prawdziwego ducha Świąt. Jest piękny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/426828-grinche-maja-racje-taki-wymiar-swiat-jest-nieznosny