Jest pośród nas pewien publicysta, eseista i pisarz, którego nie znają? omijają? nie tylko pisma, zajmujące się recenzowaniem książek, ale i nasze konserwatywne gazety i tygodniki. Bo że pomijają milczeniem periodyki lewicowo-liberalne, to oczywiste – Jacek Wegner, to tzw. twardy konserwatysta dawnego sznytu. To on jest autorem zbioru esejów, który moim zdaniem, powinien zostać „książką roku 2011”, „Rzeczpospolita, duma i wstyd”. Ale nie został, bo Wegner nie ma za sobą środowiska, które by go wspierało, promowało, pamiętało o nim. Stąd kilka słów przypomnienia z okazji jego najnowszej książki, ”Zmagania z Ojczyzną staroświeckiego Polaka”, która wyszła właśnie nakładem wydawnictwa Twins.
Publikacje Jacka Wegnera biegną swoistym dwunurtem: książki publicystyczne i zbiory esejów. Do tej pierwszej grupy należą, podaję w porządku chronologicznym: „Sternicy. Opowieść o 10 przywódcach PPR/ PZPR, od Nowotki do Rakowskiego”. Następna to „Bez świadków obrony”, historia Jerzego i Ryszarda Kowalczyków – starsi czytelnicy dobrze pamiętają tragiczne dzieje dwóch braci, którzy styczniową nocą 1971 wysadzili w powietrze aulę Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu. Jeden dostał karę śmierci, drugi 25 lat więzienia, a potem – na skutek interwencji społecznych – ujednolicono wyrok do 25 lat. I późniejsze straszne losy tych ludzi, działających w osamotnieniu, bo dopiero w czasach Solidarności antykomuniści mieli szczęście działać w wielomilionowej grupie. Następną książkę, „Zamach na Lenina. Krótka historia RUCHU” Wegner poświęcił organizacji niepodległościowej – której działacze w czasie pamiętnej nocy w Opolu siedzieli już w więzieniu – a która była naturalnym łącznikiem między WiN-em a potem wielkim zrywem Solidarności. To książki historyka IPN Piotra Byszewskiego „Działanie służb bezpieczeństwa wobec organizacji RUCH” i Jacka Wegnera , przypomniały opinii publicznej o istnieniu tej dużej, liczącej ok. 136 ludzi z 5 miast, formacji, ważnej dla nurtu narodowego i katolickiego opozycji anty-komunistycznej. Która, rok przed Kowalczykami, przygotowała swój czyn bojowy, sygnał dla społeczeństwa, że istnieje ruch oporu: wysadzenie pomnika Lenina z okazji hucznie obchodzonej wtedy setnej rocznicy urodzin „wodza rewolucji”. Ostatnią z cyklu publicystycznych książek Jacka Wegnera był „Kryptonim Reporter. Wspomnienia figuranta”, moim zdaniem najmniej udana praca tego autora.
Drugim nurtem twórczości Wegnera są zbiory esejów. Na początek „Biesy sarmackie” - które rozpoczynają poszukiwania cech szczególnych naszego charakteru narodowego, „polskiej duszy”, tych, które przyczyniły się do powstania, a potem upadku I Rzeczpospolitej. I są zarazem wędrówką szlakami sarmatyzmu, który autor ukochał nade wszystko. W sensie zawartości tematycznej ten nurt przypomina pasje literackie Jarosława Marka Rymkiewicza – i co ciekawe, nawet wnioski są podobne! I Rymkiewicza i Wegnera Polska, czasy po 1945 roku, Polska współczesna po prostu „boli”, i obaj proponują podobnie radykalne rozwiązania.
W „Zmaganiach z Ojczyzną staroświeckiego Polaka” pisarz powraca do tych swoich fascynacji zawartych w „Biesach sarmackich”, a potem w najlepszej publikacji eseistycznej „Rzeczpospolita, duma i wstyd”. Jest to książka w pewnym sensie okolicznościowa, sprowokowana 100. rocznicą odzyskania niepodległości. Nie jest to jednak rzecz na tę okazję napisana, lecz zbiór tekstów z kilku ostatnich lat. A więc jest o drogach Polski do niezawisłości, Traktacie Wersalskim i Ryskim, politykach, generałach i dyplomatach, którzy się do tej wolności przyczynili, potem dwudziestolecie międzywojenne i formowanie się państwa, ścieranie poglądów i walka frakcji politycznych. Ale mamy też esej pod tytułem „Przekleństwo lewicy”, który mówi o poglądach autora na tę materię - wszystko. Jest także szkic, poświęcony historii stosunków polsko – żydowskich, z odwołaniami z jednej strony do książki Ewy Kurek „Polacy i Zydzi. Problemy z historią”, a z drugiej, do publikacji Krzysztofa Kłopotowskiego „Geniusz Zydów na polski rozum”. Bardzo smaczne. Jest i o kulturze, o rozprawie Jarosława Kaczyńskiego „Polska naszych marzeń”, etc. A więc mamy szkice o rodzeniu się państwowości, dziełach uczonych i mężów stanu jak Ostroróg, Frycz Modrzewski czy Stanisław Konarski, którzy od XVI do XVIII wieku kształtowali naszą myśl polityczną -i tu Jacek Wegner ma w środowisku niewielu równych sobie. A z drugiej strony – klasyczną publicystykę, często polemiki, o interpretowaniu postaci i dokonań Piłsudskiego, gdzie zestawiając przypadki podobne, porównując skutki, autor dowodzi błędów, odnalezionych w książce Rafała Ziemkiewicza „Złowrogi cień Marszałka”. Fakt, że Wegner jest historykiem z pewnością pomaga mu rozprawiać się z takimi absurdami jak porównywanie przez Ziemkiewicza Rokoszu Lubomirskiego z przewrotem majowym z 1926 roku. W każdej z tych dwóch form, eseje i polemiki, znajdujemy inną terminologię, klimat, inne tempo opowiadania.
Dla mnie najciekawsza część, to powrót autora do jego głównej pasji, losów Najświętszej po Bogu Ojczyzny, okresów jej glorii i upadków, czy przypominanie wkładu polskiej myśli demokratycznej w dorobek cywilizacyjny Europy. Bliskie jest mi także spojrzenie autora na politykę – przez filtr moralności. O co chodzi? A o to, że Wegner, „uparty konserwatysta”, na każdym kroku podkreśla, że nie ma polityki bez imponderabiliów. Ze cała demokracja oparta jest na wartościach, a kiedy ich brakuje, staje się „demokracją fasadową”. Tak więc świat wartości jest dla niego punktem wyjścia do opiniowania ludzi i zjawisk. Nic też dziwnego, że pojawia się tu i „Memoriał w sprawie uporządkowania Rzeczpospolitej”, gdzie Jan Ostroróg pisze m.in. „kto chce mieszkać w Polsce, niech się nauczy języka polskiego”. Frycz Modrzewski, który w swoim dziele „O naprawie Rzeczpospolitej” widzi politykę jedynie w ścisłym związku z moralnością chrześcijańską. A także Stanisław Konarski i jego „O skutecznym rad sposobie”, gdzie to rozważania o honorze, poszanowaniu prawa i patriotyzmie, a na drugim biegunie sytuuje fatalne cechy szlachty, pieniactwo, pychę, pijaństwo i korupcję, które zgubiły Polskę. Najnowszej książki Jacka Wegnera nie można czytać, jak się to mówi, jednym tchem. Bo po pierwsze, jest tak „gęsta”, zawiera tak wiele informacji i szczegółów. A po drugie, jest napisana tak dobrym, literackim językiem, że można się nią delektować.
Kiedy jednak Jacek Wegner zaczyna mówić o współczesności, uwikłaniach Polski z Unią Europejską, „myśleniu globalnym”, chyba się trochę gubi. Np. zupełnie nietrafnie odczytuje nasze aktualne relacje z Wielką Brytanią. W jednym miejscu pisze, że sięgając po socjal dla niepracujących, Polacy powinni się wstydzić swego żebractwa - co jest nieporozumieniem. Bo na mocy obustronnych umów w 2004 roku, nikt nam nie robi uprzejmości. Te relacje finansowe są regulowane odgórnie, przez Brukselę, przy pomocy Traktatów – a że Wielka Brytania, podobnie jak Niemcy czy Francja, to państwa opiekuńcze, zasiłki są wysokie. U nas, nie należymy do krajów typu welfare states, znacznie niższe. Wegner ma także pretensje do byłego premiera Davida Camerona, że nie poparł naszych oczekiwań „stałych baz natowskich w Polsce”. Nie poparł, bo dzisiejsi brytyjscy konserwatyści, są – dokładnie jak lewica liberalna - pacyfistami, i Cameron bał się narazić swoim wyborcom. I jeszcze, zupełnie kardynalny błąd rzeczowy. „Dziś /Wielkiej Brytanii/ bliska jest jedynie Ameryka… odczuwa wobec niej swoisty kompleks niższości, nawet serwilizm i bez zgody Stanów Zjednoczonych nic poważnego nie przedsięweżmie w polityce międzynarodowej”. To już kompletny nonsens. Bo dziś, obok tradycyjnie antyamerykańskich socjalistów z Partii Pracy i Liberalni Demokraci, przeciw Stanom Zjednoczonym zwróciła się także spora część torysów. Widać to było już za czasów George’a Busha Jra, a Trumpa – nie zważając na „specjalne stosunki obu państw” – w ogóle nie zaproszono do Londynu. Czy raczej tak niezręcznie, że sam odwołał wizytę. Słowem, tak, gdzie autor publikacji porusza się na terenach historycznych, ale kiedy zabiera się za współczesność, jasne jest, że nie dogania peletonu.
Nie czuje się także pewnie w terminologii politycznej. Pisze np. „w krajach parlamentarnych, republikańskich, organizację państwa wyznaczają konstytucje”. Czasem tak, a czasem nie. A zbitka „demokracja parlamentarna” także nie jest obowiązująca. Bo np. Wielka Brytania jest owszem, demokracją – sposób organizacji państwa i społeczeństwa – ale formuła, to monarchia parlamentarna. No i nie ma właściwie konstytucji, spisanej w 2/5 i opierającej się głównie na precedensach.
Nie bardzo mnie też przekonuje spora część polemiczna. O ile znakomite wydaja się polemiki dotyczące historii, np. z Rafałem Ziemkiewiczem i jego książką „Złowrogi cień Marszałka”, czy z Piotrem Zychowiczem i jego „Obłędem 44”, gdzie wykazuje ignorancję i komercyjne zabiegi autorów. Ale już od polemik z polityką Brukseli, Fransem Timmermansem czy Jean-Claude Junckerem, wieje banałem. Kontrowersyjne bywają także pewne wnioski, np. że dziś mamy oto nie III, a VI Rzeczpospolitą. Albo dołożenie na koniec krótkiego Post scriptum, który autor zaczyna inwokacje do Prawa i Sprawiedliwości od słów: „nie rozumiem, dlaczego…” Czemu nie zapytał o to w tekście, gdzie wielokrotnie wspominał o PiS, i nie zawsze z entuzjazmem?
Ale to jedynie łyżka dziegciu w beczce świetnego „staropolskiego” miodu. „Zmagania z Ojczyzną staroświeckiego Polaka”, to książka rzadka. Z powodu pasji Jacka Wegnera do spraw publicznych, oraz filtr moralny, przez który spogląda i na przeszłość i teraźniejszość Polski. A także erudycji i potoczystość narracji autora w stylu dawnej szlacheckiej gawędy. Świetny prezent pod choinkę dla tych, którym bliski jest piękny język polski i raczej „duma” z Rzeczpospolitej niż „wstyd”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/426619-zmagania-z-ojczyzna-staroswieckiego-polaka