Jeden z najbardziej rzetelnych amerykańskich dziennikarzy Bob Woodward, który zasłynął tekstami o aferze Watergate, swoją nową książkę „Strach. Trump w Białym Domu” otwiera opisem próby zerwania przez Donalda Trumpa umowy KORUS z Koreą Południową. Tak, chodzi o ten sam kraj, który sąsiaduje z najpotworniejszym reżymem świata posiadającym broń nuklearną. Pismo wypowiadające umowę zostało w końcu sprzed nosa Trumpa zabrane przez byłego prezesa Goldman Sachs Gary Cohna, który w pierwszym roku prezydentury Trumpa doradzał prezydentowi USA. Trump pytał z furią dlaczego USA płacą miliard dolarów rocznie na system przeciwrakietowy w Korei Południowej, skoro można system antybatalistyczny THAAD przenieść do Portland. Jego zdaniem nie opłaca się to finansowo USA i należy renegocjować układy handlowe z tym strategicznym i najbliższym obok Izraela sojusznikiem USA.
Dopiero generał James „Wściekły Pies” Mattis przekonał Trumpa, że system ( i idąca za tym pomoc Korei od lat 50tych) służy USA a nie tylko Korei Płd.. Dzięki tarczy antyrakietowej na półwyspie pocisk nuklearny lecący z Korei Płn. może zostać wykryty w 7 sekund. Radary na Alasce zrobią to w 15 minut. Pocisk do Los Angeles doleciałby w 38 minut. „Teraz jednak Cohn miał przed sobą list datowany 5 września 2017 roku. Pismo to mogło okazać się katastrofalne dla bezpieczeństwa narodowego. Gdyby Trump zobaczył je i podpisał…” – pisze Woodward, dodając, że anarchia i bałagan w Białym Domu spowodowała, że prezydent nigdy zniknięcia listu nie zauważył.
Nie piszę tego by skrytykować administrację Donalda Trumpa. Pragnę jednak zauważyć, że to zdarzenie pokazuje sposób rozumowania obecnego prezydenta USA i jego ludzi. Nie oceniam czy ten sposób rozumowania jest dobry na dzisiejsze czasy. Możliwe, że jest. Możliwe, że potrzeba dziś w Białym Domu nie polityka, ale biznesmena, który kieruje się ( przecież wybór nieobecnego już w Białym Domu biznesmena Rexa Tillersona na osobę odpowiadającą za politykę zagraniczną właśnie tym był) w każdym aspekcie działalności wyłącznie zyskiem.
List, bardzo trumpowski w duchu i formie, ambasador Georgette Mosbacher do premiera Morawieckiego jest typowy dla tej administracji. Dziś na stronach DoRzeczy.pl czytamy, że list broniący amerykańskiej stacji TVN to nie nowość w działalności ambasador. Mosbacher miała naciskać na ministrów i urzędników rządu, aby wprowadzić takie zmiany przepisów, które stawiałyby amerykańskie firmy działające w Polsce w uprzywilejowanej pozycji.
Pani ambasador bardzo wyraźnie, otwartym tekstem zadeklarowała, że nie powinno być tak, że wszystkie podmioty funkcjonujące na polskim rynku płacą podatek w podobnej wysokości. Mówiła, że polski i europejski rynek jest trudny dla amerykańskich firm i oczekiwała, że wprowadzone zostaną rozwiązania zmniejszające wysokość obciążeń podatkowych dla firm pochodzących ze Stanów Zjednoczonych – mówi nasz informator. Dodaje: – Ambasador oczekiwała, że nowe przepisy w efekcie postawią amerykańskie podmioty w uprzywilejowanej pozycji wobec polskich firm. Mówiła m.in o Uberze.
czytamy w tekście Wojciecha Wybranowskiego i Marcina Makowskiego.
Jak nazwać takie działanie amerykańskiej ambasador, która na dodatek jest bliską znajomą ( a może nawet przyjaciółką) Donalda Trumpa? Mam jedną odpowiedź na to pytanie: „America First”. Amerykański biznes pierwszy. Amerykańskie dolary pierwsze. A to, że Donald Trump walczy z CNN i innymi lewicowymi mediami niewiele zmienia. Robi to na własnej ziemi. Za granicami argumenty o lewicowym odchyleniu polskiej stacji w rękach Discovery go nie przekonają. Szczególnie jeżeli jego ludzie mają interesy korporacyjne z ludźmi z Discovery. To jest tak proste. Biznesmena Trumpa przekona zawsze interes amerykańskiej firmy w Europie. Po to wysłał w tą część świata nowojorską bizneswoman, tak bardzo podobną w działaniu jak on sam. Ma dbać o „America First”.
Dlatego właśnie rzeczniczka Departamentu Stanu Heather Nauert na pytanie o list rzekła z uśmiechem, że „ambasador Mosbacher wykonuje kawał dobrej roboty”. Wykonuje w rozumieniu ludzi rozumujących kategoriami Wall Street a nie geopolityki. Pani ambasador broni interesu amerykańskich firm. Podzielam zdanie Konrada Kołodziejskiego, który napisał na tym portalu, że „pewne otrzeźwienie, co do natury naszych wzajemnych relacji, na pewno nam się przyda. I tu akurat p. Mosbacher zrobiła nam przysługę” .
Może więc warto budować sojusze nie tylko z nieprzewidywalnym Trumpem, ale partnerami w Europie innymi niż równie cyniczny i wyrachowany jak Trump Wiktor Orban? Albo może w końcu warto nauczyć się zimnej kalkulacji i pragmatyzmu zamiast turlać się w romantyzmie? Doceniam wspaniałe moralne zwycięstwo w sporze ze środowiskami żydowskimi o nowelizację ustawy IPN. Doceniam gargantuiczne moralne zwycięstwo w sporze o skrócenie kadencji sędziów Sądu Najwyższego. Jednak moralne zwycięstwa mają niewielką siłę w wojnie z hasłami „America First”. Może warto więc przemyśleć całą filozofię władzy i kierować się portfelem i interesem a nie sercem i marzeniami?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/423141-w-usa-rzadzi-dzis-biznes-mowiacy-america-first
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.