Maryja powinna być zawsze obecna w naszym życiu”- powiedział na spotkaniu ze swoimi fanami Terence Hill. Żałuję, że nie miałem okazji zrobić długiego wywiadu z tym niezwykłym aktorem. Może kiedyś uda mi się porozmawiać z nim o wierze? Jednak zdążyłem z ust kowboja ze spaghetti westernów usłyszeć proste, a piękne wyznanie wiary.
Wróciłem kilka dni temu z festiwalu filmowego Popoli e Religioni w uroczym mieście Terni w Umbrii. Powołana do życia w 2005 roku przez arcybiskupa Terni Vincenzo Paglie impreza to wyjątkowe miejsce na mapie światowych festiwali. Nie jest to typowy katolicki filmowy festiwal z słusznymi, ale nie zawsze, mówiąc delikatnie, artystycznie spełnionymi dziełami. Dyrektor artystyczny włoskiego festiwalu Arnaldo Casali dba o to, by impreza przyciągała najróżniejsze filmy, nie tylko z kręgu chrześcijańskiego.
Dlatego też na festiwalu można zobaczyć obrazy dotykające judaizmu i islamu. To bardzo ekumeniczna impreza, błogosławiona zresztą przez papieża Franciszka. Casali jest autorem książki o św. Franciszku więc nie dziwi jego przywiązanie do pontyfikatu obecnego papieża. Festiwal ma też silne „polskie ukąszenie”. W jury w zasiadał w tym roku Jerzy Stuhr. Krzysztof Zanussi przyjechał ze swoim „Eterem” ( polska premiera 30 listopada). Jedną z poprzednich edycji festiwalu wygrał Lech Majewski filmem „Młyn i krzyż”.
W tym roku festiwal miał też wymiar dla mnie osobisty. Miałem przyjemność zasiadać w październiku ( m.in. z Arnaldo Casalim) w jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Niepokalanów we Wrocławiu. Główną nagrodę przyznaliśmy zjawiskowemu „The Place” Paolo Genovese. Jeden z czołowych obecnie włoskich reżyserów statuetkę Maksymiliana odebrał właśnie w Terni, ciesząc się, że statuetka na chrześcijańskim festiwalu jest zwieńczeniem marszu filmu przez festiwale.
Dlaczego lobbowałem na festiwalu Niepokalanów by nagrodę zdobył film, który w żadnym momencie nie mówi bezpośrednio o Bogu? Właśnie dlatego, że dziś należy o dusze zlaicyzowanego społeczeństwa dbać szczególnie podstępnie. Należy działać podprogowo, zapraszając zagubionych w dyktaturze moralnego i etycznego relatywizmu do naszego domu. Genovese swoim obrazem perfekcyjnie zasiewa ziarno Prawdy. Jego film jest przepojony chrześcijaństwem, bez bezpośrednich odniesień do niego. To szczególnie ważne w dzisiejszym kinie. Nie mamy już mistrzów Andrieja Tarkowskiego i Roberta Bressona. Ich linie kontynuuje dziś niezłomnie Krzysztof Zanussi, który nie boi się w A.D 2018 pokazać na ekranie archetypiczną postać diabła wyjętą z „Fausta” Goethego.
Teologiczne traktaty filmowe zastępują ckliwe i jednowymiarowe protestanckie amerykańskie christian movies. Mam do nich słabość. Cenię za wiele rzeczy nawet jawnie heretycką „Chatę”. Jednak na dłuższą metę filmowe katechezy nie zastąpią głębokiej teologii. Co nam zostaje? Szukanie metafizyki, religii i chrześcijańskiej spuścizny w kinie z pozoru dalekim od promowania tych wartości. Najwspanialsze religijne filmy wyszły spod rąk ludzi błądzących i upadających. Pasolini, Ferrara, Scorsese, Gibson- wielcy grzesznicy dali nam najbardziej przenikliwe teologiczne traktaty, zanurzone w takie gatunki jak kino policyjne czy mafijne czy horror.
Wbrew pozorom piękne chrześcijańskie wartości są dziś poukrywane w filmach, których byśmy o to nie podejrzewali. Wiele z takich filmów można właśnie oglądać na włoskich festiwalu Popoli e Religioni czy Festiwalu Niepokalanów we Wrocławiu. To filmy nie „kościółkowe”, ale robione przez najlepszych filmowców, ze znanymi twarzami w głównych rolach. Tylko tak można trafić do wychowanych na popkulturze, a teraz już kulcie celebrytyzmu, młodych ludzi. Arnaldo Casali mówił mi, że to właśnie jest cel Popoli e Religioni. To festiwal robiony od początku z młodymi ludźmi. Dla młodych ludzi. „Uczniowie często decydują się pozostać w kadrze organizacyjnej, nawet po stażu, jako wolontariusze. Muszę powiedzieć, że bardzo często sami siebie cenzurujemy, z obawy przed „indoktrynowaniem” uczniów. Prawda jest jednak taka, że istnieje wielki głód duchowości i pragnienie poznania religii i duchowości, pokonania uprzedzeń, powiedzenia tego, co niematerialne”- mówi na potrzeby tego tekstu Casali. Włoski dziennikarz i publicysta nie popada w egzaltacje. To wielkie zainteresowanie młodych ludzi podejściem do spychanej do katakumb wiary widać było na wypełnionej po brzegi sali, gdzie spotkanie miał Terence Hill.
Terence Hill przyjechał do Terni z wyreżyserowanym przez siebie „Il mio nome è Thomas” opartym na podstawie książki włoskiego zakonnika Carlo Carretto „Listy z pustyni”. Hill nie ukrywa, że to książki kapłana ze zgromadzenia Małych Braci Ewangelii bł. Karola de Foucauld najmocniej inspirują go religijnie. Jego film to przepojony mariologią współczesny western pomieszany z kinem drogi. Mam nadzieję, że pokaże go w przyszłym roku Festiwal Niepokalanów. Warto ze względu na samego twórcę tego dzieła. Hill to najsłynniejszy europejski kowboj. Popularność przyniosły mu tzw. spaghetti westerny, które wyrastały masowo po sukcesie kultowej dziś „Dolarowej trylogii” maestro Sergio Leone. Niegdyś pogardzane. Dziś uznane za perły kinematografii, które bezczelnie w latach 60-tych rozsadziły ten najważniejszy dla Amerykanów gatunek filmowy. Terence Hill ( właść: Mario Girotti) nie zrobił kariery jak Clint Eastwood czy Eli Walach, zaczynający swój marsz po najwyższe laury od kontrowersyjnych westernów kręconych w Italii przez Leone, Corbucciego, Barboniego czy Colizziego. Westernów, które ostatecznie przemeblowały gatunek w USA, a dziś są cytowane przez Tarantino czy braci Coen.
Niemniej jednak Hill ma na koncie role w filmach, które przeszły do historii kina. Arcydzieło „Lampart” Luchino Viscontiego, jedna z części „Django” ( seria została zamknięta słynnym filmem Tarantino z 2009 roku) czy kultowe westerny „Call me Trinity” i „Nazywam się Nobody”, gdzie aktor zagrał u boku samego Henry’ego Fondy. Potem przyszły ekranizacje Karola Maya ( „Winnetou”) i wcielenie się w Lucky Luke’a. Hill stworzył też zabawny duet aktorski ze śp. Budem Spencerem. Zadedykował mu „Il mio nome è Thomas. Katolicy pokochali go za rolę duchownego-detektywa w telewizyjnym „Don Matteo” nadawanym od 20 lat na RAI 1. Wcześnie Hill miał odwagę przywdziać sutannę w filmach o Don Camillo i zerwać z przynoszącym mu sławę i pieniądze wizerunkiem kowboja.
Terence Hill to pierwszorzędna gwiazda włoskiej telewizji. Nikt nie wzbudził takiego zainteresowania widzów w Terni jak ten 80 letni już (sic!) aktor, wyglądający na najwyżej 60 letniego gościa. Jeszcze większe poruszenie wzbudziły jego słowa. O Jezusie, Maryi, katolicyzmie. Kręcąc Lucky Luka Hill stracił w USA syna. Ross zginął w 1990 roku w wypadku samochodowym. Czy to odmieniło aktora? Na pewno nie przetrwałby bólu bez Ewangelii. Nie przetrwałby go bez głębokiej duchowości, którą pokazał w Terni. Teraz zaczyna o niej mówić w swoich autorskich filmach.
Jak toczyć bój o dusze młodych ludzi za pomocą kina? Jak tworzyć znakomitą atmosferę przyciągającą młodych ludzi wystawionych na wszystkie pokusy kształtowanego przez popkulturę świata? Festiwal Popoli e Religioni daje odpowiedź na to pytanie. Rozwijający się w nowej odsłownie Festiwal Niepokalanów we Wrocławiu też ma wielki potencjał, by stać czymś podobnym w tej części Europy. Kontrofensywa na agresywny laicyzm musi być inteligentna. „Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie!” (Mt 10,16).
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/422388-kowboj-z-maryja-w-sercu-w-terni-wiedza-jak-mowic-o-bogu?fbclid=IwAR0CH5DpQS0nPuxPgSOwc-5ub9CJXH6EB2HnKVYVUbWV7ekO3BQrfI-mBdQ