Udało się. Nie wierzyłem, że uda się ten marsz przeprowadzić bez rozrób, a w najlepszym razie bez gigantycznej straty wizerunkowej dla prezydenta i premiera. Jednak ponad 200 tysięcy ludzi przykryły obecność faszyzujących grup. To szkodnicy. Politycznie zapatrzeni w Putina i nienawidzący Ameryki. To środowiska politycznie odrażające. Jednak cieszę się, że nikt nie zabrał im prawa do marszu wśród polskich patriotów.
Nie znoszę nacjonalistów i ich haseł. Tak, tego słowa właśnie używam. Nieznośne są dla mnie nacjonalistyczne hasła. Nieznośne jest dla mnie pozwalanie na maszerowanie wśród celebrujących swój patriotyzm Polaków włoskich neofaszystów.
To wszystko jest dla mnie nieznośne. To jednak zupełnie nieistotne. Moje uczucia nie są ważne. Ważna jest wolność. Wolność do wyrażania własnych poglądów. Wolność do głośnego manifestowania własnych uczuć. Mogą to być poglądy najgłupsze. Mogą być moralnie haniebne. Mogą być oburzające dla każdego przyzwoitego człowieka.
Dopóki nie nawołują do okaleczenia bądź zabicia konkretnych osób nie wolno ich zakazywać. Dopóki ich manifestowanie nie ma na celu spowodowania rozrób ( przemarsz Ku Klux Klanu w dzielnicy zamieszkanej przez Afroamerykanów, neonazistów przed Synagogą etc.) nie wolno ich zakazywać. Słowo nie może być za kratkami. Wolność do wyrażenia własnej głupoty jest fundamentalnym prawem człowieka.
Pisałem już o tym wielokrotnie. „Jeśli wolność słowa w ogóle coś oznacza, to oznacza prawo do mówienia ludziom tego, czego nie chcą słyszeć”- pisał Orwell. Taką wolność ja wyznaję. Wolność komunisty do wykrzyczenia mi w twarz, że Stalin był bohaterem. Wolność naziola do krzyczenia, że Hitler był cool. Wolność faszysty do pielęgnowania pamięci po Duce. Uważam ludzi tak uważających za skończonych idiotów . Jednak od głupoty gorsze jest przyznawanie sobie prawa do zakazywania głupoty.
To wszystko piszę na marginesie oceny wczorajszego marszu ćwierć miliona ludzi celebrujących polską niepodległość. Marszu złożonego z 99% ludzi pragnących wyrazić swoje uczucia do Polski ( na zdjęciach widziałem osoby o różnym kolorze skóry). Ja na marszu nie byłem. Nie chodzę z zasady na żadne marsze. Nie lubię kolektywnego przeżywania emocji. Oglądałem marsz w telewizji. Zarówno tej, która celowo pokazywała faszyzujących bęcwałów, jak i tej, która ich obraz omijała z daleka. Oglądali go zapewne też, ci którzy modlili się o rozróby. Ci, którzy pragnęli by Warszawa zapłonęła nie od rac, ale koktajli Mołotowa. Decyzja pani Joker z warszawskiego Ratusza została obalona przez sąd. Gotham nie zapłonęło.
Nie miejmy złudzeń, że tutaj nie chodzi o protest przeciwko kulkuset radykałów wśród setek tysięcy zwykłych ludzi. Przecież większości lewicowców nie przeszkadzałyby czerwone flagi i koszulki z Che na takim marszu. Chodzi o archaiczny podział na faszystów i „postępowców”. To smutne, że nie wymyślono jeszcze nowych symboli rewolucji i reakcji. No, ale wojna toczy się w ich rodzinie. Nie mojej. Ja jestem konserwatywnym- liberałem ( a nawet libertarianinem) i wojna socjalistów czerwonych z brunatnymi mało mnie zajmuje. To oni najchętniej by zdelegalizowali wroga. Przecież ci sami narodowcy, którzy domagają się uszanowania ich prawa do manifestowania poglądów, chętnie by odmówili tego prawa skrajnej lewicy. I na odwrót.
Ja się cieszę, że wygrała wolność. To szczególnie ważne podczas takiego wydarzenia jak celebracja niepodległości Polski. Z tego się cieszmy. I pracujmy by nasze prawo było podobne do anglosaskiego. Dajmy manifestować brunatnym i czerwonym zupełnie legalnie. I uczmy młodzież dlaczego od jednych i drugich trzeba trzymać się z daleka. Wszystko w ramach nieskrępowanej wolności słowa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/420722-na-tym-marszu-wygrala-wolnosc-slowa
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.