Wow! Czołowy lewicowec Hollywood wie jak wygrać z Trumpem!

Najnowszy sezon genialnego ( już ponad 20 lat na antenie!) libertariańskiego serialu „South Park” jest totalnie wymierzony w poprawność polityczną. Zawsze tak było w tym show, ale skala szaleństwa amerykańskiej lewicy i nadwrażliwych „śnieżynek” jest tak wielka, że Trey Parker i Matt Stone jeszcze mocniej w tym kierunku wyostrzyli swoją satyrę.

Histeria. Oto co dziś charakteryzuje amerykańskich liberałów ( czyli lewicę). Płacz, krzyk, zgrzytanie zębami i wszechobecny foch. Od kiedy prezydentem USA został bogeyman, który reprezentuje wszystko, czym od lat lewica od lat straszy swoje dzieci na dobranoc, histeria jeszcze się pogłębiła. Merytoryczna debata? Precyzyjne punktowanie Trumpa? Zapomnijcie. Dziś za oceanem przeważa krzyk i ryk bachora, którym zabrano zabawki. W Polsce na marszach KOD jest podobnie. Zero pomysłu na odbicie władzy.

W ostatnim epizodzie „South Park” politpoprawna lewica została przedstawiona jak beczące noworodki, które słysząc nieprawomyślne dowcipy wybuchają rykiem. Przesada? Patrząc na wywiad zdobywcy Oscara („ Zabawy z bronią”) i Złotej Palmy w Cannes („Farrenheit 9/11”) Michaela Morre’a widać, że nic poza głęboko posuniętym infantylizmem im nie zostało w wojnie z Trumpem.

Jaki ma Moore ( przypominam, że to polityczny komentator i dokumentalista) pomysł by pokonać Trumpa? Bardzo prosty. Wysłać do boju jednego z ukochanych aktorów Ameryki i ikonę telewizji!

Demokraci muszą ruszyć ukochanego Ameryki, kogoś na kogo ludzie zagłosują. Od lat mówię, że Oprah powinna startować. Dwa razy prosiłem o to Toma Hanksa. Kto nie lubi Toma Hanksa, nieprawdaż? On by wygrał.

mówi w Good Morning Britain Piersa Morgana skrajnie lewacki filmowiec milioner, który będąc w 1% najlepiej zarabiających Amerykanów protestował kilka lat temu przeciwko „bogaczom od 1%” na Wall Street.

Mówiłem mu, że jest jedynym, który może nas uratować. Może Michele Obama jeszcze. Każdy kocha Michele Obama.

nauczał dalej lewicowy prorok Moore.

Micheal Moore wierzy w siłę swoich kolegów. Sam już swoją siłę stracił. Jego nowy film „Fahrenheit 11/9”, gdzie, według prawicowych mediów amerykańskich, porównuje Trumpa do Hitlera to finansowa porażka. Moore zawsze był znany ze swojej skrajnej stronniczości i taniej manipulacji dokumentalistą. Jednak jego filmy były błyskotliwe i zabawne. Teraz został mu płacz i histeria, którą tak pięknie wyśmiewają twórcy „South Park”.

Jednak słowa Morre’a są znamienne. Histeria lewicowych intelektualistów jest tak wielka, że w przestrzeni publicznej pojawiają się całkowicie poważne deklaracje potrzeby stawiania w polityce na celebrytów. Nie wykształcenie, wiedza o świecie i polityczne doświadczenie mają wystarczyć, by pełnić funkcję najpotężniejszego kraju świata. Wystarczyć ma popularność i sława. Donald Trump również nie miał żadnego doświadczenia politycznego. Był skandalistą i celebrytą. Miał jednak konkretną, spójną wizję ideologiczną. Wpisał się w populistyczno- prawicowy bunt w zachodnich krajach. To wizja obejmująca problemy z globalizmem, migracją i miejscem USA w Europie. Można się z nią zgadzać, albo nie, ale trumpizm ma konkretny wymiar.

Co zaś może proponować Tom Hanks i Oprah? Co może proponować George Clooney, którego również się często dokłada do grona potencjalnych oponentów Trumpa w 2020 roku? Mogą co najwyżej budować swoją kampanię na płytkim antytrumpiźmie. Mogą machać wyświechtanymi sloganami z wyjazdów UNICEFU do Afryki, gdzie po zrobieniu zdjęć z wystudiowanie zmartwioną miną wrócą do prywatnego odrzutowca.

To przerażające, że już teraz doszliśmy do punktu gdy rządzić światem chcą celebryci. Czy mnie to zaskakuje? Nie. W epoce dyktatury mediów społecznościowych i coraz bardziej ogłupionego społeczeństwa demokracja musi się zdegenerować z szybkością bolidu. Ten system i tak musi paść. Tyko czy musi mieć twarz Forresta Gumpa?