Od niektórych filmów jestem uzależniony jak od narkotyków. Dotyczy to „Magnata” Filipa Bajona. A gdy powraca, zwykle pod postacią serialu „Biała wizytówka”, będącego rozszerzoną wersją, nie mogę przynajmniej nie zerknąć na kilka sekwencji. Ostatnio na Jedynce TVP.
Nie wiem skąd wziął się Bajonowi pomysł aby w przaśnej Polsce Jaruzelskiego wykreować fresk o książętach pszczyńskich, potoczysty, smaczny, groteskowy i piękny. Żeby połączyć pulsującą życie opowieść historyczną o śląskim pograniczu z drapieżną baśnią z wyższych sfer – gdzie wszystko od wielkiej, rozedrganej szaleństwem muzyki Jerzego Satanowskiego po pulsujące emocjami aktorskie sceny wieszczą zagładę klasy, jak w barokowych obrazach Viscontiego. Bajon nawet jeśli historię upraszczał, naginał, to przecież brał kolejne wiraże ze zręcznością wielkiego artysty.
Ciekaw jestem, jaką dziś wywołałby dyskusję ciąg obrazów nacechowanych jednak afektem do niemieckich wielkich panów. Owszem błądzą, niektórzy wchodzą w komeraże z nazizmem, ale naprawdę wielcy są i wspaniali, nawet jeśli tarzają się w maku czy robią sobie sceny zazdrości godne dramatów Szekspira. A może zwłaszcza wtedy – stary książę robi wszak najstarszemu, zbyt filisterskiemu synowi wykład o niezbędnej w ich życiu nonszalancji.
Owszem ów najstarszy, Franzel Olgierda Łukaszewicza jest zakompleksiony i dlatego trafia na stronę Hitlera, gdzie zresztą czuje się nieszczególnie. Ale Jan Nowicki jako stary książę, Jan Englert jako Konrad i Bogusław Linda jako Bolko nawet jeśli grzeszą, to przecież są ponad niemiecki nacjonalizm. Co zresztą jest prawdą – dwóch synów prawdziwego księcia von Pless, w końcu Anglików po matce, służyło podczas wojny w RAF, a nie w Luftwaffe.
Dziś w dobie antyniemieckich emocji części Polaków, Bajon ze swą fascynacją niemieckimi arystokratami mógłby się wystawić na oskarżenia. Bo wprawdzie racje Polaków brzmią w tym filmie tak klarownie , że nawet stary książę (wielka rola Nowickiego) musi je uznać. Ale lokaj Kazimierz, uosobienie śląskiej mądrości, grany przez nieodżałowanej pamięci Zygmunta Bielawskiego, tłumaczy, dlaczego jego pan jest mu bliższy niż Polska. „Z księciem zapadałem się pod ziemię, a z Polską nie”. Chodzi o wypadek związany z geologiczną katastrofą. Ale czy dziś nie brzmiałoby to jak bluźnierstwo?
Piszę to i dlatego, że widziałem na festiwalu w Gdyni nowy obraz Bajona „Kamerdyner”. Stał się on przedmiotem kuluarowych narzekań: że za długi, że ciężki, że to nie to co „Magnat”. Ja filmu generalnie broniłem, nawet jeśli widziałem w nim niedoróbki. Także i historyczne kiksy – tym razem pomorscy junkrzy zamiast śląskich magnatów wydają swą córkę za mąż w katolickim kościele (absurd!), a cały koncept ich relacji z kaszubskim nieślubnym synem hrabiego Kraussa wydaje mi się miejscami wydumany. W „Magnacie”, w „Białej wizytówce” przy całym przepuszczeniu historii przez kreacyjną wyobraźnię, na takie fałszywe tony nie trafiałem.
A jednak ta epopeja i broni się i ogląda, a sygnał, że będzie z tego kolejny serial mnie ucieszył. Z jednej strony idzie ona dalej w „rewizjonizmie”. Oto Kaszub, trochę przywódca lokalnej społeczności, grany przez Janusza Gajosa kłóci się z przedstawicielem polskiego rządu broniąc Niemców Kraussów przed wywłaszczeniem. Liberalna gdyńska publika się cieszyła – oto dołożono PiS, polskocentryczności „dobrej zmiany”.
A z drugiej Bajon pokazuje to, czego nie było w „Magnacie” kończącym się w połowie lat 30. i skoncentrowanym bardziej na Niemcach. Tu wątek polski, kaszubski jest równoprawny. Bajon pokazuje nam martyrologię Kaszubów, mord w Piaśnicy. To są nowe opowieści w polskim kinie, i tego już najwięksi liberałowie za bardzo nie trawią. Wiem, bo słyszałem rozmowy w Gdyni zarzucające Bajonowi… „propagandowość”.
Dla mnie ten film wyważa między patosem i podpatrzonym życiem. Patosu tyle ile trzeba, życie raz opowiedziane lepiej raz gorzej, ale zaciekawia. Przewiduję jednak, że w powodzi politycznej poprawności takie filmy będą miały coraz więcej kłopotów. Tomasz Raczek zarzucił mu „homofobiczność”, bo syn hrabiego Kraussa, później SA-man, jest zbyt karykaturalny. Czasy się zmieniają. Bajon wciąż kręci filmy. I dobrze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/413768-polski-oddech-viscontiego